Była za dobra.
Była za dobra, by znieść życie wśród zła.
Pamiętam, gdy składała pocałunek na mych ustach po raz ostatni.
– Kocham cię – wyszeptała.
Nie musiała tego robić. Czułem, ile uczucia w niego tchnęła, ale wtedy nie wiedziałem, że to był ostatni raz, kiedy mogłem poczuć cokolwiek.
Ostatni raz kiedy ją widziałem pełną życia. Jej piękne, długie kaskady czarnych jak węgiel włosów połyskiwały na słońcu, a oczy w odcieniu bezchmurnego nieba obserwowały wszystko z wielkim zaciekawieniem. Trzymając buty w jednej dłoni, biegła boso po piachu kilka razy obracając się za mną, w obawie, że zgubi mnie gdzieś w tyle. Rozpierało mnie wewnętrzne szczęście, że to ja mogę z nią dzielić wspomnienie o pierwszym wyjeździe nad morze.
Obydwoje byliśmy z południa, górskiej, mniejszej miejscowości. Pracowaliśmy ciężko by w końcu zarobić na samochód, który zdoła zabrać nas gdziekolwiek zechcemy. Poświęciliśmy większość wypłat by osiągnąć ten cel i nie żałowałem tego ani jednej minuty. Nie mieliśmy żadnych długoterminowych planów. Ani ja, ani ona nie chcieliśmy zamykać się w stereotypowych ramach, które świat szykował dla nas odkąd byliśmy dziećmi.
Żyliśmy z dnia na dzień i to było, i zawsze będzie coś, co u większości ludzi wywołuje strach. Nas to budowało i pozwalało poczuć co to znaczy żyć na całego. Byliśmy po prostu wolni i to wydobywało z nas całe piękno kryjące się w egzystowaniu.
– Wojtek, gdzie jesteś? – zawołała za mną.
– Zawsze tam gdzie ty – zaśpiewałem w odpowiedzi.
Uśmiechnęła się promiennie i przysiadła obok. Wsparła głowę o moje ramię okrywając się dodatkowo kocem. W akompaniamencie odpowiednich akordów razem żegnaliśmy kolejny dzień, a witaliśmy nadchodzącą noc.
Hania nigdy nie miała łatwo w życiu. Po tym co przeszła, gdybym jej nie znał, nie uwierzyłbym, że wyrosła na tak wspaniałą kobietę.
Od pierwszych lat nie mogła na nikogo liczyć. Była zaniedbywana i od samego początku uświadamiano ją, że nigdy nie powinna była się narodzić. Zawsze chodziła sama i do nikogo się nie odzywała. Nie rozmawiała z nikim, bo nikt nie odzywał się do niej. Jej rówieśnicy, tak jak rodzina, odrzucili ją.
Nie byłem inny.
Nie zwracałem na nią uwagi choć zawsze przykuwała mój wzrok. Wtedy nie wiedziałem jak bardzo będę ją kochać. Dzieciaki zawsze śmiały się z niej i wytykały ją palcami, bo chodziła w brudnych i potarganych ubraniach. Potrafili rzucać w nią jedzeniem, a ona w ciszy zjadała to czym dostawała.
Pewnego dnia zobaczyłem ją, gdy siedziała skulona pod drzewem niedaleko mojego domu. Mieszkaliśmy blisko, więc wiedziałem więcej niż inni co dzieje się w jej rodzinie jako, że moja rozmawiała o nich na porządku dziennym. Gdy chciałem odejść i udawać, że jej nie widziałem, podniosła na mnie swój wzrok i już nie potrafiłem jej tam zostawić.
– Cześć – powiedziałem będąc kilka metrów od niej.
– Cześć – odpowiedziała dalej wiercąc mi dziury swoim czystym jak łza spojrzeniem.
Byłem zbyt słaby by odejść.
Gdy tak na mnie spoglądała coś w środku mówiło mi, że nie mogę tak po prostu jej tam zostawić. Usiadłem obok i wyciągnąłem do niej rękę. Jej reakcja zaskoczyła mnie, gdy skuliła się jeszcze bardziej niż wcześniej. Choć byłem młody, zrozumiałem dlaczego tak się zachowała. Chciałem ją pocieszyć, bo wyglądała na smutną. Cofnąłem dłoń i po prostu byłem przy niej dopóki obydwoje nie przysnęliśmy.
CZYTASZ
I hold you
RomanceKrótkie opowiadanie o losach dwójki młodych ludzi, którzy stali się dla siebie wszystkim. ONESHOT #wyzwanieWattpadPOLSKA #2