Zimowe słońce wisiało wysoko na niebie, rozświetlając ostatni czterechsetny dzień roku. Biały śnieg skrzył się i wyglądał tak, jakby był złożony z licznych, drobnych diamentów. Chciałabym powiedzieć, że wszystko trwało w najdoskonalszym porządku. Naprawdę chciałabym to zrobić. Niestety nie mogłam.
W powietrzu unosił się obcy zapach, który drażnił moje nozdrza i umysł. Biegłam w stronę jego źródła, zaciągając się tym krwistym aromatem. Intruz, pomyślałam z niezadowoleniem. Do tego ranny i z ludzkiego gatunku. Warknęłam cicho do siebie, otrząsając srebrne futro z drobnego puchu. Mimowolnie powróciły do mnie wspomnienia sprzed czterdziestu tysięcy lat. Nie mogłam uwierzyć, że tamte wydarzenia dzieliło od obecnej chwili naprawdę tyle czasu.
Umysły Wiecznych różniły się od tych u Długowiecznych i wymarłych Krótkowiecznych. Mieliśmy niemal nieograniczoną pamięć. Nie ważne, czy coś stało się pięć czy pięć tysięcy lat temu, dla nas było tak samo bliskie i wyraźne. Dlatego też doskonale widziałam przed oczami wtargnięcie Shadowa na mój teren i tamtą feralną walkę, która pozostawiła na mnie trwały ślad.
Władca Cieni i Snów zawsze z bólem patrzył na bliznę na mojej lewej piersi, gdy nie zasłaniały jej włosy. Wręcz starał się jej nie dotykać. Mimo wielu rozmów na ten temat i moich zapewnień, że nie żywiłam żadnej urazy, nadal czuł się winny. Czasami stawało się to trochę irytujące.
Odcięłam się od tych wspomnień i skupiłam się na rzeczywistości. Szybko wymanewrowałam między zbiorem pni i zatrzymałam się w gotowej do ataku pozycji. Zapach w tym miejscu mocno się skumulował, podając mi kolejne informacje na temat właściciela. Należał on na pewno do rasy Długowiecznych i posiadał Moc Drapieżnika, najprawdopodobniej dużego kota. Wcześniej przebywał on na terytoriach innych watah.
Ostrożnie rozejrzałam się wokół i ruszyłam na obchód okolicy. Stawiałam jak najcichsze kroki, aby nie spłoszyć intruza. Zachowanie swojej obecności w tajemnicy ułatwiało to, że reszcie plemienia poleciłam zostać w centrum. Sama miałam większe szanse na szybkie rozprawienie się z niepożądanym gościem.
Nagle usłyszałam trzask i szelest po swojej lewej stronie. Odwróciłam się w kierunku dźwięku i zaciskając mocne szczęki, łapa za łapą podążyłam przed siebie. Do moich uszu dobiegło ciężkie dyszenie należące do zwierzęcia. Zbliżyłam się do przechylonego drzewa. Ktoś leżał pod załomem utworzonym przez częściowo wyrwane, gęste korzenie. Przygotowałam się i zeskoczyłam na niżej położony grunt.
Odwróciłam się gwałtownie, dziko warcząc. Moje oczy napotkały przestraszone spojrzenie dwóch ciemno-czerwonych tęczówek, pełnych zmęczenia i bólu. Na nieokrytym śniegiem fragmencie ściółki leżał na boku dorosły tygrys bengalski. Gdy tylko mnie zobaczył, szybko podniósł głowę, rozrzucając zaniedbaną, blado-pomarańczową sierść. Skulił się mocniej w akompaniamencie niewyraźnego jęku.
Przestałam warczeć, uważniej przyglądając się intruzowi. Nie wyglądał na tutejszego. W Anatonis nie żyło dużo Władców Tygrysiej Mocy, więc domyślałam się, że pochodził z innego miasta, najpewniej z Wildener lub Aziru. Na jego łapach i szyi widniały wyraźne obtarcia jak od za mocno zaciśniętych kajdan. Ciało miało niedowagę, a szeroka klatka piersiowa poruszała się przy szybkich wdechach.
Tygrys wpatrywał się we mnie, niemo błagając, abym go nie atakowała. Gdybym była w pełni wilkiem, nie zastanawiałabym się ani chwili i dobiłabym niechcianego gościa. Jednak posiadałam ludzkie wcielenie i co ważniejsze myślenie. Mimo iż na co dzień grałam krwawą dyktatorkę, w rzeczywistości nie dało się mnie nazwać aż takim potworem.
Zbliżyłam się dwa kroki do intruza i wróciłam do swojej człowieczej formy. Moje kozaki zapadły się do kostek w śniegu, a włosy rozwiał wiatr. Naciągnęłam na głowę kaptur i ukucnęłam tuż przy kocie, który chyba mnie rozpoznał, bo spiął się jeszcze mocniej. Położyłam delikatnie dłoń na jego boku, mierzwiąc szorstką sierść w czarne paski. Wykorzystałam gest, który moi partnerzy stosowali do zapewnienia mnie, że wszystko trwało w porządku.
CZYTASZ
WolfKnight | Krew bogów
FantasyKsięga II trylogii |WolfKnight| Minęło czterdzieści tysięcy lat, a tytuł Królowej przylgnął do mnie już tak mocno, że ludzie praktycznie zapomnieli, iż noszę jakieś imię. Kolejny rok mojego panowania zapowiadał się tak samo jak poprzednie i nikt nie...