Jimin
Zaraz po tym, jak Jeongguk powiedział, że chce ograniczyć nasze kontakty, odwróciłem się na pięcie i bez słowa wyszedłem, czując na sobie spojrzenia zawodników szkolnej drużyny kosza. Wyszedłem z praktycznie pustej szkoły szybkim krokiem i przysiadłem na ławeczce sporo oddalonej od głównego wejścia do szkoły. Znajdowała się ona pod rozłożystym drzewem i była dla mnie wprost idealnym punktem obserwacyjnym; aby mnie dojrzeć trzeba było wytężyć wzrok i nieco porozglądać się. Z tak dużej odległości, w tamtym miejscu, postanowiłem poczekać na starszego chłopaka. Chciałem sprawdzić z kim tak naprawdę się umówił. Nie wierzyłem w to, że faktycznie było to tylko niewinne wyjście z kolegami.
Po dziesięciu minutach nieustannego wgapiania się w brązowe duże oszklone drzwi, w końcu zauważyłem, że otworzyły się, a z nich wyłoniła się grupka wysokich i umięśnionych chłopaków. Większość z nich ubrana była w dresy z charakterystycznym znaczkiem naszej szkoły, a na ramieniu mieli zawieszone ciężkie torby sportowe, w których zapewne znajdował się ich strój na treningi. Rozmawiali głośno, gestykulując przy tym energicznie i co chwilę było słychać czyjś śmiech. Mimo tego, że byli bardzo hałaśliwi, nie potrafiłem z tak daleka zrozumieć ich słów, dlatego tylko na nich patrzyłem z ciekawością wymalowaną na twarzy. Szukałem w ów tłumie Jeongguka, ale niestety go nie znalazłem. Wszystko było już dla mnie jasne, oczywiste - okłamał mnie. Wtem, w ostatniej chwili, kiedy już miałem zbierać się do domu, wyłonił się zza drzwi i podbiegł do swoich nowych znajomych, zagadując ich. Wszyscy wyglądali jakby czuli się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie, ale przecież tylko przy mnie Kookie miał prawo być tak szczęśliwy. Oni nie byli w stanie mnie zastąpić. Nie mogli się ze mną równać, nawet w jednym procencie.
Nie mogłem odpuścić sobie tego całego śledzenia, po części wiedząc, że postępuję źle. Musiałem jednak wiedzieć gdzie idą i co będą robić, to było silniejsze niż mój rozsądek. Bałem się, że ci chłopcy jeszcze będą chcieli skrzywdzić mojego przyszłego męża, a ja jako jego przyszły małżonek mam przecież obowiązek go chronić. Tym się więc usprawiedliwiałem. Podążałem za nimi, modląc się, aby żaden z nich gwałtownie się nie obrócił i nie natrafił swoim spojrzeniem na mnie. Choć byłem niski i z reguły szybko niknąłem między ludźmi, nadal się tym zamartwiałem.
Gdy Hoseok do mnie napisał, wkurzyłem się, ponieważ przerwał mi moją super tajną misję. Musiałem więc wysilić się i rozdwoić. W tym samym czasie śledziłem mojego Kookiego oraz odpisywałem temu debilowi. Ale se moment wybrał, no normalnie masakra! Przez niego wpadłem też w słup i wtedy miarka się przebrała. Skończyliśmy się ze sobą komunikować, i telefon schowałem do tylnej kieszeni moich nowych jeansów, które świetnie podkreślały me krągłości. Liczyłem na to, że Jeongguk zwrócił na nie uwagę.
Nastolatkowie weszli do baru w stylu retro (wywnioskowałem to po szyldzie), który mieścił się na końcu ulicy, znajdującej się w dzielnicy Dongjak, czyli tej w której często zatrzymywali się ludzie innych narodowości niż tej koreańskiej. Była to dzielnica właśnie przez nich zamieszkiwana, gdzie na alejkach można było spotkać różniście poubieranych ludzi, często w kolorowych strojach, wyjętych z światowego magazynu, którzy wiedzieli, że to właśnie w tym miejscu mogą pozwolić sobie na uzewnętrznienie siebie poprzez styl oraz nutkę szaleństwa i kreatywności. To tutaj można było poczuć się wolnym, to tutaj odbywały się huczne imprezy, o których słyszał potem cały Seul, to tutaj mieściły się bary na wzór tych amerykańskich. Nawet w niektórych restauracjach, można było od razu zostać obsłużonym po angielsku bez najmniejszego problemu, który niestety często występował, gdyż Koreańczycy nie byli zbyt przychylnie nastawieni na ów język. W Dongjak można się było poczuć jak na zachodzie i to w tym wszystkim uwielbiałem.*
CZYTASZ
Skool Luv Affair | Jikook ✓
FanficJeon Jeongguk to osiemnastolatek, który na widok wszystkiego co romantyczne ma ochotę zwymiotować. Dla niego związki są przereklamowane, a prawdziwa miłość nie istnieje. Do tego twardo stąpa po ziemi i nie zamierza zbyt szybko zmienić swego nastawie...