Rozdział 5: Harry

730 56 2
                                    

Krążyłem w tę i z powrotem po szpitalnym korytarzu, nerwowo poprawiając włosy. Dopiero teraz przekonałem się, że z Louis'em było naprawdę źle. Podniosłem szybko głowę, kiedy drzwi od sali się otworzyły. Pani doktor spojrzała na mnie i podszedłem do niej szybko.

— Wszystko jest dobrze?

— Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy. Nie chce chyba pan świadków tej rozmowy? — Zapytała, a ja rozejrzałem się po korytarzu. Faktycznie - oprócz mnie było tutaj jeszcze kilka osób, którzy nie czekali na nikogo. Westchnąłem i kiwnąłem głową.

— Okay. Tak. Lepiej tak. Nie myślę trzeźwo.

Przeszliśmy do osobnego gabinetu. Pani doktor usiadła na swoim fotelu, a mi wskazała fotel. Przewracała chwilę w papierach, po czym westchnęła i spojrzała na mnie.

— Louis powiedział, że wszelkie informacje mam udzielać ci — powiedziała, a ja kiwnąłem głową. — Cóż, z tego, co mogę wywnioskować to, Louis mocno schudł. Mam córkę, szesnastoletnią i ona wręcz szaleje za nim, więc widziałam jego poprzednie zdjęcia. Nie ma co kryć, że wygląda w tej chwili koszmarnie. Ma anemię, brakuje mu żelaza, dlatego. Utrata wagi trochę się do tego przyczyniła. Tutaj pomoże odpowiednia dieta oraz żelazo w tabletkach.

— Będę go pilnował, ze wszystkim.

— To nie wszystko, Harry. On jest po prostu zmęczony. Wyznał, że wcześniej, aby zasnąć - brał tabletki nasenne. Pił też bardzo dużo kawy, napoi energetycznych. Jego organizm jest wykończony takim trybem życia.

— Ja mu pomogę. Obiecuję. Wszystkim się zajmę. Proszę mi wierzyć — powiedziałem pewnym tonem i spojrzałem na nią. — Doprowadzę go do porządku. Mieliśmy problemy, duże problemy, ale ja chcę to naprawić. Widzę, że Lou też tego chce. Teraz jesteśmy na prostej.

— Rozumiem. Chciałabym, aby Louis udał się jeszcze na parę rozmów z psychologiem. To, przy czym byłeś, to atak paniki. Musi się nauczyć to kontrolować. Nie możesz też na niego naciskać w wielu kwestiach, bo właśnie w ten sposób będzie się to kończyć. I zostaje na trzy dni, na obserwacji.

— Zrobię wszystko, aby było dobrze.

I tak od tego momentu minęły cztery dni. Louis wrócił do domu, a ja miałem cały plik kartek. Wypis ze szpitala, rozpisana dieta, rozpiska leków, recepty, które już zdążyłem wykupić w ten sam dzień i drobne wskazówki pani doktor, np. numer telefonu do poleconego i bardzo dobrego psychologa. Chciałem, aby było dobrze. Musiałem odbudować za nas dwóch fundament, dopóki on nie był w stanie.

Liam był bardzo zły, kiedy dowiedział się z internetu o pobycie Tomlinson'a w szpitalu. Niall tak samo. Zapomniałem ich po prostu poinformować.

Byłem naprawdę wszystkim zestresowany i mogłem o tym zapomnieć. Nie byli długo źli. Raczej bardzo się o niego martwili, bo to był trzeci raz, kiedy trafił do szpitala. Pierwsze dwa były z odwodnienia. Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem taki zły. Jak można było być tak nieodpowiedzialnym? Niall próbował mnie uspokoić, ale potem dochodziło do mnie to, że była to moja wina. Wolałem uciec niż poczekać na niego i porozmawiać.

— Harry?

Obróciłem głowę i spojrzałem znad laptopa na Louis'a, który stał przy schodach owinięty w swój ulubiony koc. Niektóre rzeczy wcale się nie zmieniły.

— Co się stało?

— Nie było cię.

Parsknąłem na ton, którym to wypowiedział. Brzmiał jak obrażone dziecko.

— No to chodź tutaj. Mamy święty spokój, dopóki dzieciaki nie przyjdą od Niall'a.

Położył się praktycznie na mnie, że musiałem przesunąć swoją podkładkę, aby czasami nie strącił mi laptopa czy się nie uderzył w głowę. Przykrył nas kocem, na co delikatnie się uśmiechnąłem.

— Myślałem nad czymś, wiesz? Może... To będzie głupie, ale wy i tak tutaj przesiadujecie całe dnie, a bliźniaki mają praktycznie tutaj swoje rzeczy. Może... Wrócić tutaj? Albo zapomnij. To głupie. Bardzo głupie. Co ja sobie myślałem?

— Nie nakręcaj się. Nic nie mówiłem, że to zły pomysł. To dobry pomysł, bo dzieciaki chcą spędzać z tobą coraz więcej czasu i ciągle mi się pytają, czy pojedziemy do ciebie. I wczoraj znowu miałem z nimi poważną rozmowę. Pytali mi się, dlaczego my, jako ich rodzice, nie mieszkamy razem. To było bardziej stresujące niż rozmowa o tym, czy mogą mówić do mnie 'mamo'.

Poczułem, jak się podnosi. Uśmiechnąłem się do niego.

— Więc...

— Więc dzisiaj wrócimy do domu i powiem im, aby zaczęli porządkować swoje zabawki. Nie mamy zbyt wiele rzeczy, więc zajmie nam to jeden dzień.

Wiedziałem, że tym mogłem go uszczęśliwić. Nie robiłem też tego dlatego. Miałem większe pole manewru, jeżeli chodziło o pracę czy najważniejsze - pilnowanie go z dietą, spaniem czy braniem leków. Okazało się, że Louis był bardzo oporny, jeżeli chodziło o branie tabletek, tych co przykazała pani doktor. Ze snem też miał problemy, ale zasypiał przy mnie i spał parę godzin. Dieta to jest to, co miał, kiedy grał w piłkę. W tym bardzo łatwo się dostosował. Marudził nosem na niektóre rzeczy, ale skutecznie go uciszałem.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Wreszcie będę miał was przy sobie. To... To cudowne. Nadal nie mogę sobie wybaczyć tego wszystkiego.

— Rozmawialiśmy o tym, Lou. To moja wina, że odszedłem bez słowa. Zresztą - było, minęło. Nie wracajmy do tego. Skupmy się na teraźniejszości.

— Tak, dobry pomysł — mruknął senny.

Patrzyłem się na ekran laptopa przez dłuższą chwilę. Miałem się skupić na pracy, ale to było niewykonalne. Zbyt dużo myślałem. Louis musiał usnąć, bo więcej się nic nie pytał, ani nie mów. Starałem się odłożyć laptopa tak, aby go nie obudzić. Sam też oparłem się o kanapę i lekko zesunąłem, aby oprzeć się o poduszki. Szatyn praktycznie położył się na mnie; uśmiechnąłem się pod nosem. Teraz musiał być lepszy czas.

Sam musiałem usunąć, bo obudził mnie dopiero dźwięk telewizora, a raczej głośne komentowanie czegoś. Obstawiałem jakiś mecz. Otworzyłem naprawdę bardzo powoli oczy. Było mi zbyt przyjemnie ciepło i wygodnie, aby to zrobić.

— No jak on kopie, do cholery! Nogę chcesz sobie złamać, debilu?!

Zamrugałem szybko i spojrzałem na Niall'a, który siedział w fotelu naprzeciwko mnie z miską popcornu.

— Co ty robisz w moim domu, do cholery? I dlaczego znowu wyżerasz mi coś ze szafek? Czy Payne cię nie karmi? — Odezwał się Louis, przez co zaskoczony spojrzałem w dół. Nadal leżał na mnie. — I zamknij pysk. Harry śpi, to raz! A dwa, że dzieci są na ogrodzie i słyszą te wszystkie słowa, które mówisz!

— Sam też przeklinasz! I Harry już nie śpi.

Prychnąłem pod nosem.

— Oczywiście, że nie, bo obudziłeś mnie darciem się. Gdzie byliście?

— W kinie, potem na lodach i pizzie.

— Niall! Oni nie mieli jeść takich rzeczy. Nie mogłeś wziąć ich albo na lody, albo na pizzę? Dobrze wiesz, że ja staram się, aby jedli zdrowo i gotuję w domu.

— Jezu, ale jesteś przewrażliwiony. Przewrażliwiona mamuśka! Ustawię ci taki pseudonim na Messengerze!

— Ja pierdolę, ty naprawdę masz pięć lat! A nie, czekaj. Nie pięć, bo bliźniaki mają cztery i zachowują się lepiej!

— Już ci się polepszyło, że strzelasz jak z karabinu, tymi swoimi chamskimi odzywkami, Lewis?

— Horan, bo jak ci przypierd...

— Uspokójcie się do choler... A niech wasz piorun trzaśnie!

Love Again → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz