Listopadowe dni robiły się coraz chłodniejsze, powoli zbliżała się zima, ale i najbardziej wyczekiwane wydarzenie ostatnich dni - mecz Gryffindoru ze Slytherinem. W tym czasie nie miałam dobrych kontaktów ze Ślizgonami, w końcu przez mój wybuch na eliksirach dostali ujemne punkty, całe szczęście chociaż Gryfoni zdawali się być pozytywnie nastawieni. Tęskniłam za Draco, ale nie miałam odwagi z nim porozmawiać, więc oddałam się nauce, ale w tej samotności odnalazłam także pasję, pokochałam odkrywanie sekretów przyrody, często przechadzałam się po błoniach z dziennikiem w ręce i zapisywałam notatki o roślinach i zwierzętach. Na kartkach zeszytu rozlegały się liczne rysunki wyjątkowych kwiatów i napotykanych fantastycznych stworzeń. W tym wszystkim zapomniałam trochę o miksturach, ale dalej oceny były na zadowalającym poziomie. Wieczorami oddawałam się rozmowom z Cedrikiem, a czasami przyłączali się do nas jego koledzy, cieszyło mnie, że mogłam spędzać czas ze starszymi Puchonami, ponieważ ze współlokatorkami nie miałam zbyt dobrych relacji.
Powolnym krokiem kierowałam się do biblioteki, zaczytana w lekturę o magicznych stworzeniach, nie zauważyłam, że zza zakrętu ktoś wybiegł. Boleśnie upadłam na podłogę - wszystko w porządku? - przed moimi oczami ujrzałam piękną szatynkę, opaloną i szczupłą, z przepełnionym spokojem wzrokiem - Tak... chyba - wstałam o własnych siłach - Vivian... - podałam jej dłoń, którą ujęła i zbliżyła do równie odmiennego jak ona wisiorka - Panna Snape, miło cię w końcu poznać, Elenora Murphy- Krukonka puściła moją rękę - Ciebie też - podirytowana przewróciłam oczami - Idziesz do biblioteki? - podniosła moją książkę i delikatnie otrzepała - skąd wiesz? - Zgadywałam, ale jeśli chcesz mogę ci towarzyszyć - skinęłam głową i ruszyłyśmy. Wraz z dziewczyną spędziłam miłe popołudnie, szukając zapisów o smokach i na moje szczęście znalazłam to czego potrzebowałam.
Wchodząc z czytelni wpadłam na grupkę Ślizgonów, na czele której pewnym krokiem szedł Dracona - Uuu... Kogo my tu mamy? - powiedziała rozbawionym tonem Pansy - No jak to kogo? Naszą drogą przyjaciółkę, prawda 𝓢𝓷𝓪𝓹𝓮 ? - Od kiedy to mówisz do mnie po nazwisku 𝓜𝓪𝓵𝓯𝓸𝔂? - zaśmiał się - Od kiedy szlamy i zdrajcy krwi stali się twoją nową grupą znajomych! - Ah no tak... zapomniałam, że dla was nie liczą się ludzie, a ich krew, żałosne... - przepchnęłam się między nimi i dumnie odeszłam. Idąc powoli do piwnicy dotarł do mnie krzyk blondyna, przy którym non stop czułam napięcie - Vivian! - zwróciłam wzrok na chłopaka i znów natrafiając na jego oczy, poczułam ten nieprzyjemny chłód - Czego chcesz głupku?! - wykrzyczałam w nerwach - Czy ty naprawdę wolisz te szlamy od nas? Ode mnie? - Nie! Nie od ciebie... ale Parkinson i reszta ugh - przyjaciel uśmiechnął się do mnie - Jutro jest mecz z Gryffonami, a ty siedzisz z nami, jasne? - Nie mogę Draco, siedzę przy ojcu, jak zawsze... - Czasami on mnie tak denerwuje! - rozmowa ciągnęła się jeszcze kilka minut, jednak zmęczenie zrobiło swoje, a ja szybko padłam spać
****************
Następnego dnia przed pojedynkiem dwóch wrogich domów w quidditchu, wróciłam do swojego dormitorium, dzień był dość chłodny, co jak na listopad nie było niczym dziwnym , więc przebrałam się w spodnie i czarny sweter, a ponieważ miałam siedzieć z ojcem postawiłam na przypinkę z herbem Slytherinu. Byłam umówiona z Cedrikiem, który chciał odprowadzić mnie, do gabinetu ojca, dlatego wbiegłam do pokoju wspólnego wpadając w ramiona bruneta - Hej co taka radosna? - roześmiał się - Pogodziłam się z Mafoyem! W końcu, już myślałam, że nigdy się do mnie nie odezwie - chłopak posmutniał, i oparł się o ścianę - Viv jesteś pewna, że to dobrze? Ostatnio mocno cię zranił i to przez pierdołę - wiedziałam, że ma rację, ale nie chciałam tego do siebie dopuścić - Wszystko będzie w porządku Ced, a teraz chodź, bo się spóźnimy - pociągnęłam go za rękę ruszając w stronę miejsca gdzie spotkać miałam się z z ojcem.
Po rozstaniu się z przyjacielem, jako córka profesora usiadłam wraz z nim w wydzielonym dla kadry sektorze, miałam wspaniały widok na wszystko dookoła, przepiękne połacie drzew i pola otaczające szkołę - jak tu musi być pięknie wiosną - szepnęłam podekscytowana - Jest tu pięknie zawsze, jako uczeń często spędzałem tam dużo czasu - ojciec wskazał na starą wierzbę - Z pewną Gryfonką, chodziliśmy tam prawie każdego dnia, ale potem oboje wybraliśmy którą drogą chcemy iść i były one rozbieżne - popatrzyłam w jego oczy, były smutne i stęsknione, chciałam dowiedzieć się, kim była ta znajoma, ale prawda była taka, że i tak bym się nie dowiedziała, bo Severus Snape to najbardziej tajemnicza postać w całej historii magii. Naszą rozmowę przerwał jak zawsze rozbawiony Lee Jordan i jego zapowiedź drużyn.
Na boisko wlecieli zawodnicy, a wśród nich rudzi bliźniacy, chciałam im kibicować, ale wzrok Malfoya kontrolował każdy mój gest, więc wybrałam bezstronność. Mecz zaczął się zaciętą rywalizacją, początkowo na korzyść Gryffindoru, ale Ślizgoni nie odpuszczali. Wszystko nabrało tempa gdy na boisku pojawił się znicz, jednak dobrą zabawę na trybunach przerwało dziwne zachowanie miotły Pottera - tato zrób coś on zaraz zleci! - bez zastanowienia zaczął recytować przeciwzaklęcia, nie mogłam się uspokoić, całe moje ciało się trzęsło i w końcu upadłam. Krzyki przerażonych uczniów wprawiały mnie w jeszcze większą panikę, ale po chwili zobaczyłam płomienie na szacie ojca i dostrzegłam znikającą w tłumie Hermionę, zastanawiało mnie co robi tu dziewczyna, która siedziała przed chwilą w zupełnie innej części trybun. Z zamysłu wyrwały mnie okrzyki radości, wszyscy cieszyli się spektakularnym zwycięstwem Harrego, który w ostatniej chwili złapał, a właściwie połknął złoty znicz. Każdy dom poza Slytherinem, rzecz jasna, był uradowany faktem, że w końcu ktoś utarł nosa Ślizgonom.Po rozegranym spotkaniu wracałam okrężną drogą do pokoju wspólnego Hufflepuff, rozumiejąc, że zwycięstwo drużyny z domu lwa w qudditchu, będzie prawdopodobnie najgłośniejszym wydarzeniem roku. Powoli przechadzałam się korytarzami Hogwartu, gdy natrafiłam na świętujących Weasleyów - Hej chłopcy - ℋ𝑒𝒿 𝒱𝒾𝓋𝒾𝒶𝓃! - krzyknęli chórem, byli tak radośni, że moje serce od razu się ogrzało - Idziesz z nami na imprezę?- zaproponował Fred puszczając do mnie oczko - CO!? Przecież to córka Snape'a! Opiekuna Slytherinu! - wdarł się najmłodszy, kiedy przerwał mu George - Dramatyzujesz braciszku - oparł się o jego głowę - 𝒯𝑜 𝒿𝒶𝓀, 𝒾𝒹𝓏𝒾𝑒𝓈𝓏? - zapytali - Będzie Hermiona? - cała trójka skinęła głowami - To chodźmy - wzruszyłam ramionami i dołączyłam do Gryfonów.
Wchodząc do wieży Gryffindoru nie dało się, nie poczuć tego ciepła i elegancji, szkarłat i złoto nadawało charakteru temu miejscu. Gdy przeszliśmy przez obraz grubej damy uśmiechnęłam się do rudzielcy - Pięknie tu macie, ten styl jest bardzo wyjątkowy - Wiadomo Gryffindor ma wszystko najlepsze - słowa Rona miały mnie chyba urazić, ale przyzwyczaiłam się już do docinek - Z pewnością Ron, to gdzie znajdę Granger? - O mnie mowa? - usłyszałam głos dziewczyny, która stała wraz z Potterem tuż za moimi plecami - Vivian Snape - podałam jej rękę - Mamy sprawę do załatwienia - w jej oczach dostrzegłam strach, ale bez namysłu zaciągnęłam ją w pusty kąt pokoju. Usiadłyśmy na podłodze - Hermiona wiem co zrobiłaś na meczu, nie będę zła, ale powiedz dlaczego? - dziewczyna posmutniała - W szkole jest coś co twój ojciec chce ukraść, w dodatku to on zaczarował miotłę Harrego - nie wiedziałam co ona wygaduje, przecież ojciec chciał ratować chłopaka - Zwariowałaś?! Co on wam takiego zrobił... - Przykro mi, ale takie są fakty - wstałam i zmierzyłam ją wzrokiem. Nie miałam już ochoty na zabawę, ale Weasley'e tak łatwo nie odpuszczali, więc zostałam jeszcze chwilę, która nieco się przedłużyła, ale na szczęście namówiony przez bliźniaków Percy przekonał prefektów Hufflepuff, żebym nie poniosła konsekwencji.
Wracając do dormitorium miałam ochotę porozmawiać z Cedrikiem, ale było już tak późno, że nie chciałam zawracać mu głowy i położyłam się spać.
CZYTASZ
𝓟𝓪𝓷𝓷𝓪 𝓢𝓷𝓪𝓹𝓮
De TodoTrzymałam dłoń uciskając ranę na jego szyi - Przepraszam córeczko. Zawsze byłem z ciebie dumny, taka podobna do matki. Harry spójrz na mnie, ty masz jej oczy, oczy Lily - ręce mi drżały a po policzkach spływał wodospad łez //opowiadanie oparte na se...