Dominik:
Obudziłem się zlany potem. W nocy miałem koszmary, które były wyjątkowo realistyczne. Jak pewnie się domyślacie śnił mi się Rafał.
Tak...
Dawno już się z nim nie widziałem. Nie żebym tęsknił! Broń Boże (jeżeli on w ogóle istnieje)!
Ten sen on...
Poprostu chce o nim zapomnieć.
Ok?!- A ty coś taki mokry? - Albert oczywiście już nie spał.
Spojrzałem na zegarek była godzina 07:30.
- A ty już nie śpisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Słonie wcześnie wstają i zobacz jak się trzyma! - pogłaskał powietrze, które w jego głowie było najprawdziwszym na świecie słoniem - Mój Alfredzik.
Dziwnie wyglądał stojąc i głaszcząc pustkę.
- Albert? Czy ty nazwałeś słonia Alfredzik? - Albert, Alfred może to celowe.
- Prawda, że piękne imię. - popatrzał na powietrze, które nadal glaskał - Piękny słoń to i piękne imię. Prawda słodziutki!
Potem usiadł z powrotem na łóżko nadal obserwując swojego „pupila“.
Wstałem i wyszedłem z pokoju. Szedłem korytarzem czując na sobie liczne spojrzenie ciekawskich ludzi. Moje włosy były poprostu mokre. Koszulka kleiła się do ciała a oczy miałem zmęczone i czerwone. Dobrze, że przynajmniej nie śmierdziałem jakoś wyjadkowo. W końcu mając na sobie tyle potu, można by się tego spodziewać.
A może to ja tego nie czułem?Podszedłem do dwóch pielęgniarek na korytarzu, które prowadziły poranną rozmowę w najlepsze.
- Ym...? Przepraszam? - zagadnąłem.
- O! Dominik. Co się stało? Dlaczego tak, wyglądasz? Miałeś koszmar?
Jak dla mnie przesadziła z ilością pytań. Dlatego spojrzałem na jej plakietkę na klatce piersiowej.
Amelia Kosmańska.
Obok znajdował się żółty pasek. A to znaczy że była tu nowa a najwyraźniej, że jeszcze się uczyła.
- Spokojnie... Zaraz dam ci nowe ubranie. - Kajacy głos Pani Katarzyny (drugiej lekarki) sprawiał, że wszystko stawało się realne. Ona nie miała żółtego paska. Niemiała też pomarańczowego. Ona miała już czerwony. - Chodź ze mną.
Delikatnie poklepała mnie w ramię.
- Jaki masz rozmiar S?
- Może być M.
- Dobrze już szukam.
Powiedziała poczym weszła za ladę recepcji, a później zniknęła za drzwiami tajemniczego pokoju.
Za chwilę wyszła z ubraniem w plastikowej folii.- Dlaczego musimy nosić te mundurki a nie nasze własne? - zapytałem biorąc od niej strój na przebranie.
- Nie ja o tym decyduje Domi. - Domi. Tak mówi do mnie Paweł... - idź się przebrać o 10:00 jest czas odwiedzin.
- Co? Dzisiaj? - spojrzałem na zegarek. Była na nim 07:50 - za dwie godziny!?
- No leć szybciutko. Ale spokojnie zdążysz! - krzyknęła bo zacząłem biec w stronę łazienki - Nie biegnij!
Ja jednak olałem jej przestrogi i z całych sił pobiegłem do łazienki. Przebrałem się tam w nowe ubrania ( niebiesko szarawy strój w stylu dresu, ale nieco cieńszy) po czym rzucając, szybki i kompletnie nie szczery, uśmiech do lustra, wyszedłem na korytarz.
______________
Upsik! Trochę po czasie hahha
😅💕
CZYTASZ
The Blaze House 2 //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz
Фанфик‼️Zakończona‼️ Jest to druga część opowiadania: The Blaze House //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Części są ze sobą powiązane. Jeśli nie chcesz nie czytaj pierwszej części, ale będzie ci łatwiej ogarnąć gdy przeczytasz. 🤣 Gatunek mogę określić...