Rozdział 35

363 25 7
                                    

Dominik:

Obudziłem się zlany potem. W nocy miałem koszmary, które były wyjątkowo realistyczne. Jak pewnie się domyślacie śnił mi się Rafał.
Tak...
Dawno już się z nim nie widziałem. Nie żebym tęsknił! Broń Boże (jeżeli on w ogóle istnieje)!
Ten sen on...
Poprostu chce o nim zapomnieć.
Ok?!

- A ty coś taki mokry? - Albert oczywiście już nie spał.

Spojrzałem na zegarek była godzina 07:30.

- A ty już nie śpisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Słonie wcześnie wstają i zobacz jak się trzyma! - pogłaskał powietrze, które w jego głowie było najprawdziwszym na świecie słoniem - Mój Alfredzik.

Dziwnie wyglądał stojąc i głaszcząc pustkę.

-  Albert? Czy ty nazwałeś słonia Alfredzik? - Albert, Alfred może to celowe.

- Prawda, że piękne imię. - popatrzał na powietrze, które nadal glaskał - Piękny słoń to i piękne imię. Prawda słodziutki!

Potem usiadł z powrotem na łóżko nadal obserwując swojego „pupila“.

Wstałem i wyszedłem z pokoju. Szedłem korytarzem czując na sobie liczne spojrzenie ciekawskich ludzi. Moje włosy były poprostu mokre. Koszulka kleiła się do ciała a oczy miałem zmęczone i czerwone. Dobrze, że przynajmniej nie śmierdziałem jakoś wyjadkowo. W końcu mając na sobie tyle potu, można by się tego spodziewać.
A może to ja tego nie czułem?

Podszedłem do dwóch pielęgniarek na korytarzu, które prowadziły poranną rozmowę w najlepsze.

- Ym...? Przepraszam? - zagadnąłem.

- O! Dominik. Co się stało? Dlaczego tak, wyglądasz? Miałeś koszmar?

Jak dla mnie przesadziła z ilością pytań. Dlatego spojrzałem na jej plakietkę na klatce piersiowej.

Amelia Kosmańska.

Obok znajdował się żółty pasek. A to znaczy że była tu nowa a najwyraźniej, że jeszcze się uczyła.

- Spokojnie... Zaraz dam ci nowe ubranie. - Kajacy głos Pani Katarzyny (drugiej lekarki) sprawiał, że wszystko stawało się realne. Ona nie miała żółtego paska. Niemiała też pomarańczowego. Ona miała już czerwony. - Chodź ze mną.

Delikatnie poklepała mnie w ramię.

- Jaki masz rozmiar S?

- Może być M.

- Dobrze już szukam.

Powiedziała poczym weszła za ladę recepcji, a później zniknęła za drzwiami tajemniczego pokoju.
Za chwilę wyszła z ubraniem w plastikowej folii.

- Dlaczego musimy nosić te mundurki a nie nasze własne? - zapytałem biorąc od niej strój na przebranie.

- Nie ja o tym decyduje Domi. - Domi. Tak mówi do mnie Paweł... - idź się przebrać o 10:00 jest czas odwiedzin.

- Co? Dzisiaj? - spojrzałem na zegarek. Była na nim 07:50 - za dwie godziny!?

- No leć szybciutko. Ale spokojnie zdążysz! - krzyknęła bo zacząłem biec w stronę łazienki - Nie biegnij!

Ja jednak olałem jej przestrogi i z całych sił pobiegłem do łazienki. Przebrałem się tam w nowe ubrania ( niebiesko szarawy strój w stylu dresu, ale nieco cieńszy) po czym rzucając, szybki i kompletnie nie szczery, uśmiech do lustra, wyszedłem na korytarz.

______________
Upsik! Trochę po czasie hahha
😅💕

The Blaze House 2 //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz