Spokojnie, żyję, ale nawał obowiązków w moim życiu prywatnym tymczasowo zamroził moją inwencję twórczą i chęci. Mimo wszystko wróciłam, by przynajmniej tymczasowo zaspokoić wasz głód nowych treści i umilić wam czas moim subiektywnym gadankiem o jednym z najpopularniejszych filmów Disneya. Miłego czytania ;)
Lata dziewięćdziesiąte są dość specyficznym okresem, kiedy to Disney po odkryciu schematu, który gwarantował mu powodzenie w zarobkach, zafundował nam kilka praktycznie niestarzejących się filmów. "Mulan" z pewnością można zaliczyć do jednego z nich, choć przyznam się bez bicia, że jakoś niespecjalnie pamiętam go z dzieciństwa. Jakoś tak mi umknął, aczkolwiek kiedy udało mi się nadrobić te braki jestem w stanie stwierdzić, że jest to faktycznie dobry film, do którego przyjemnie się wraca.
Tym razem historia zabiera nas na daleki wschód, gdzie poznajemy niezdarną i niepokorną dziewczynę o imieniu Mulan. Ponieważ osiągnęła już fizyczną dojrzałość płciową, jej rodzice szukają teraz sposobności by godnie wydać ją za mąż, lecz na przeszkodzie staje im jedno słowo. Wojna.
Patrząc po aparycji wroga są to Mongołowie (być może jeden z nich jest moim odległym przodkiem, bo urodziłam się z plamą mongolską na moich czterech literach?), którzy znani byli ze swoich ekspansyjnych ambicji.
By zwiększyć swoje szanse na powodzenie w obronie, wszystkie rodziny w cesarstwie są zobowiązane do wysłania na front jednego ze swoich mężczyzn, a ponieważ rodzina Mulan cierpiała na niedostatek chromosomu Y, do walki musiał pójść jej schorowany ojciec. Dziewczyna postanawia zatem podjąć drastyczną decyzję i przebrana za mężczyznę ucieka z domu w wstąpić do armii.
Choć robienie z niej takiej bardzo niezdarnej dziewczynki na początku filmu mnie mocno zirytowało, to jestem bardzo zadowolona z tego, jak później ta postać wyewoluowała. Nawet jeśli nie ma prawa dorównać fizyczną krzepą swoim kolegom, to wykazuje się innymi zaletami, a jedną z nich jest na pewno spryt. Czyż nie to powinno być jedną z cech silnej kobiety? Porusza mnie w niej również jej patriotyzm, gdyż z jej zachowania jasno wynika, że nie zależy jej tylko na własnym dobru, lecz także kraju.
Towarzyszy jej dwójka dość charakterystycznych kolegów, z czego jeden z nich nie wiem po co się tam znalazł. Chodzi o świerszcza, który ma przynosić szczęście, aczkolwiek po trzech żartach związanych z tym faktem przestaje to śmieszyć, a sam stawonóg robi się zbędny.
Z kolei Mushu, chociaż na początku mnie irytował, finalnie zyskał moją sympatię i dlatego bardzo przykro mi było jak wyrzucili go z wersji aktorskiej... ale o niej za chwilę.
Nasza Mulan nie ma łatwo - oprócz tego, że musi ukrywać swoją płeć oraz dawać z siebie wszystko w trakcie ćwiczeń, to jeszcze otaczają ją sami faceci.
Mnie osobiście fascynuje ten rodzaj przedstawicieli ludzkości jakim są mężczyźni, a sceny przedstawione w filmie tylko potwierdzają moją teorię, że od nadmiaru testosteronu ludziom zaczyna odbijać. Z całym szacunkiem dla panów, ale jak to mówi klasyk: najtrudniejszym w życiu każdego mężczyzny jest pierwsze czterdzieści lat dzieciństwa.
Warto przy tej okazji omówić morał, który porusza w inteligentny sposób feministyczne wątki. "Mulan" pokazuje, że w dążeniu do celu niekoniecznie potrzeba siły mięśni, ale własnego umysłu. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na to, że bohaterka nie robiła wszystkiego zupełnie sama oraz potrafiła poświęcić swoje życie dla dobra kraju i rodziny. W przeciwieństwie do współczesnych obrazów "silnych kobiet" Mulan nie jest stereotypowo męska (w sensie, że lubi dać w mordę, jest ironiczna, umięśniona itp.) i nie próbuje taka być. Bo jak to robiła to wychodziło to co najmniej głupio.
W technicznych aspektach film również nie zawodzi. Muzyka fantastycznie podkreśla tutejszy klimat, choć nie brakuje w niej bardziej zachodnich brzmień. Poza chwytliwymi piosenkami, mi w głowie utkwiły jeszcze majestatyczne melodie stworzone przy pomocy syntezatorów, które dodatkowo podkreślają dramatyzm historii.
Jeśli by się skupić w animacji widać dość znaczne wstawki różnorakich efektów specjalnych, które umożliwiły nadanie pewnym scenom większej dynamiki, ale także pięknego zanimowania scen w których pojawia się wiele ludzi. Filmowi na pewno nie można odmówić wyśmienicie zrealizowanych scen walk, wyrazistych kolorów i utrzymania animacji na najwyższym poziomie.
Co do dubbingu - jak pewnie część z was się domyśla, najbliżej znaną mi w trakcie pisania tej recenzji jest wersja niemiecka, więc może na tym zakończę.
Niestety miałam tę (nie)przyjemność zetknąć się z tym czymś co inni nazywają remakiem, a co moim skromnym zdaniem okazało się być wyjątkowo mdłym seansikiem. Ja wiem, że ogólnie narzekam na te nowe wersje animacji, ale wiele z was przyzna mi rację, że jest na co. "Mulan" z 2020 roku jest po prostu nudna, niepotrzebnie udziwniona i kontrowersyjna (ze względu na przebieg procesu kręcenia filmu) oraz pozbawiona dekoracji w postaci piosenek, czy bądź co bądź, sympatycznych sidekicków. Jeśli zatem ktoś z was nie miał okazji się z nią spotkać, to nie odradzam, widziałam gorsze filmy, ale również niespecjalnie polecam.
Oryginał natomiast, nadal utrzymuje wysoki poziom. Nawet nie mając do niego wielkiego sentymentu, jestem w stanie stwierdzić, że pomimo lekkiego trzymania się schematu, produkcja ta nadal potrafi zaskakiwać i oczarowywać. Z pewnością należy do wspaniałej epoki, która raczej już nie powróci. Z czystym sumieniem oceniam go na solidne 8/10. Pora wreszcie docenić tę niegdysiejszą jakość.
Jejku, faktycznie dawno mnie tu nie było, bo zdaję sobie właśnie sprawę z tego z iloma rzeczami chciałabym się z wami podzielić xD
Do zobaczenia najwcześniej jak będzie się dało!
Echerica :*
CZYTASZ
Disney według Echi
RandomOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...