2. Drafty, drafty i po draftach

756 80 72
                                    

No dobrze, macie gotowy tekst. 

... tak, macie. Ja w Was wierzę!

No więc historia jest zakończona, a Wy podejmujecie decyzję, że chcecie spróbować pchnąć opowieść do wydawnictwa i zobaczyć, dokąd Was to zaprowadzi. To co, teraz tylko wybrać sobie miejsce docelowe, wysłać i czekać, nie?

Otóż nie. Bo, jak wspomniałam we wcześniejszym rozdziale, tekst wymaga jeszcze sporo pracy. Nawet najlepsza historia z Wattpada musi zostać odpowiednio przygotowana przed wysłaniem do wydawnictwa. Poprawiona, wyszlifowana, wymuskana... no, wypieszczona.

Zanim powiem, o co dokładnie chodzi, muszę Wam uświadomić jedną rzecz: redaktorzy w wydawnictwach to SZALENIE zapracowani ludzie. Naprawdę. Wam opowieść wydaje się wyjątkowa, ale oni każdego dnia dostają od kilku do nawet kilkudziesięciu takich wyjątkowych powieści. Nie będą więc bawić się w wyłuskiwanie ewentualnego potencjału, w zastanawianie się "co autor miał na myśli". Nie będą sugerować, nie będą sprawiać Wam uprzejmości, bo przecież tak ładnie się przygotowaliście. Nie ma znaczenia, że napisaliście powieść z myślą o nich (widziałam taki argument przy jakimś konkursie); że target książki to idealnie target tego wydawnictwa. Jeśli ich nie przekona, nie dostrzegą w niej tak zwanego potencjału sprzedażowego, propozycja zostanie odrzucona i koniec.

Co z tego wynika? Ano jeden prosty fakt: musicie wysłać do wydawcy opowieść, z której nie da się wycisnąć nic więcej. Nie myślcie "ale przecież redaktor poprawi za mnie". Po podpisaniu umowy Wy i wydawca jesteście partnerami i musicie działać razem, ale do żadnej współpracy nie dojdzie, jeśli przyniesiecie tylko jakiś surowy, niedoskonały materiał i całą listę roszczeń. Dlatego nie spieszcie się z poprawkami. Ja wiem, chciałoby się już, teraz, natychmiast, ale nie; dajcie sobie czas. Najlepiej zostawcie ten tekst na miesiąc lub dwa i dopiero wtedy do niego wróćcie - to pomaga złapać nieco oddechu i spojrzeć na całość trochę bardziej świeżo.

Co warto uwzględnić w poprawkach? 

1. Ortografia i interpunkcja - to rzecz oczywista, ale skoro lecimy od podstaw, to od podstaw. Błędy ortograficzne są więc niedopuszczalne; interpunkcyjne tak samo, chociaż od mojej redaktorki wiem, że to nierzadko jest problem. W sprawdzeniu tekstu przyda się na pewno takie narzędzie jak chociażby LanguageTool. Dobrze radzi sobie z literówkami, trochę gorzej z interpunkcją, dlatego jego uwagi w tym zakresie powinniście traktować jako sugestie. Na pewno o wiele lepiej sprawdzi się drobiazgowa beta, która naprawdę zna się na rzeczy, albo redaktor freelancer, któremu zapłacicie za wstępną redakcję (o tym opowiem nieco dalej). Estetyczny, poprawny tekst ma na starcie +10 do szacunku u potencjalnego wydawcy.

2. Stylistyka - musicie sprawdzić, czy piszecie po polsku, bo czasami nie jest to oczywiste. Byłam szczerze zdumiona, ile głupot przepuściłam w tekście podczas publikowania na Wattpadzie i absolutnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Jak wyłapałam niezręczności, zanim resztę pokazała mi moja redaktorka? Odstawiłam tekst na dwa miesiące, a potem fragmentami czytałam na głos. Wiem, brzmi jak szaleństwo, ale uwierzcie, w ten sposób łatwiej wychwycić, kiedy tekst zwyczajnie się plącze i brzmi źle. Taka metoda pozwala też wyłapać dłużyzny. Jeśli przy czytaniu zaczniecie się dusić albo zwyczajnie nudzić, musicie fragment skrócić.

3. Logika wydarzeń - tu ponownie przyda się szczera osoba, która dokładnie przeczyta tekst i przemyśli, czy wszystko się ze sobą spina. Czasami bywa tak, że autor wie, co ma na myśli i to nawet ma sens, ale w tekście zabraknie jednego zdania czy szczegółu, który uwiarygodni całość.

4. Stylistyczne szlify - wiem, o stylistyce już było, ale będę się upierać, że są rzeczy, którym warto przyjrzeć się oddzielnie. Kiedy więc już uporacie się z ortografią i interpunkcją, sprawdzicie, czy piszecie po polsku i na temat, a nie od rzeczy, warto zajrzeć do tekstu jeszcze raz i upewnić się, że to wszystko lekko się czyta. Sprawdźcie, czy opisy nie są za długie, a dialogi - przegadane. Czy nie kręcicie się w kółko, ciągle wracając do tej samej rzeczy. Czy nie macie manier językowych, czyli ulubionych powiedzonek lub fraz, które powtarzacie tak często, że robi się to śmieszne. Spoiler: każdy je ma.

Tę ostatnią rzecz wyłapać niezwykle trudno, dlatego sprzedam Wam mój bardzo łopatologiczny sposób na sprawdzenie. Zaczynacie od stworzenia listy wyrazów, które już na pierwszy rzut oka wydają się powtarzać - to znaczy po którymś czytaniu macie wrażenie, że widzicie je często. U mnie było to:

- chwila/chwilę;

- wydarzyć się/zdarzyć;

- przełknął ślinę;

- uniósł brew;

- nagle;

- westchnął;

Do tego dorzuciłam jeszcze kilka nazw własnych (na przykład funkcji: mag, zielarz, kapłan; imię bóstwa, fraza "Na Żywioły"), oraz oczywiście imiona bohaterów. Kiedy macie taką listę, wciskacie CTRL+F, wpisujecie pierwsze słowo i po prostu sprawdzacie, jak często się pojawia. Potem robicie tak z każdym kolejnym. Wiem, toporne jak diabli, ale skuteczne - również dlatego, że przy czytaniu na wyrywki da się więcej wychwycić; wiadomo przecież, że przy okazji omieciecie wzrokiem kilka linijek. Łatwo można dostrzec, że na przykład postać cztery razy unosi brew, dwa razy wzdycha, a narrator w jednym akapicie trzy razy mówi o niej po imieniu - i to wszystko na jednej stronie. Brzmi jak szczegół, ale właśnie na takich szczegółach buduje się lekkość tekstu. 

I nie łudźcie się - porządnej korekty nie zrobicie za jednym zamachem w dwa popołudnia. Zarezerwujcie sobie raczej około miesiąca, by móc całość przeczytać tak ze dwa razy, a potem skakać za pomocą wyszukiwarki.

Na koniec polecę Wam też jeszcze jedną metodę, którą sama dla siebie nazwałam ostrym cięciem. Chodzi w niej o założenie z góry, że książka ma mieć określoną objętość. Moja "Iskra" w wersji Wattpadowej miała 460 stron i kiedy zasiadłam do poprawek, założyłam, że choćby co się wydarzyło, musi mieć mniej niż 400. Wiecie, ile ostatecznie mi wyszło? 380. Tak, ucięłam blisko 80 stron tekstu, a co najciekawsze, nagle okazało się, że zrobiłam to bez większego trudu. Czasem jest tak, że piszemy coś i wydaje nam się, że ten fragment jest absolutnie niezbędny i nie można się bez niego obyć, a potem patrzymy na całość i nagle okazuje się, że jednak można.

To ćwiczenie będzie dla Was również znakomitym przygotowaniem do pracy z redaktorem, o której jednak opowiem nieco dalej.

Uściski,

~ Kasia

Z Wattpada do księgarni - notatki z procesu wydawniczego ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz