Rozdział 57

1.3K 74 20
                                    

Hej kochani! Tak przed rozdziałem, kiedy mam okazję, chciałabym wam serdecznie podziękować za 100 obserwujących, które dziś mi wybiło. Jest to dla mnie ogromny sukces i cieszę się, że komukolwiek podoba się moja twórczość. Nie byłoby tego dzięki wam, moim czytelnikom. Dziękuję wam z całego serduszka, a teraz już nie przedłużam i zapraszam do czytania. 

***

Po przeszukaniu każdego możliwego miejsca, usiadła zrezygnowana na błoniach i westchnęła. Tak bardzo martwiła się o Lenę. Była wszędzie, ale nigdzie jej nie znalazła. Kilka razy miała ochotę pójść do Huncwotów i poprosić ich o mapę, ale honor jej na to nie pozwolił. 

Wgapiła się w niebo i przymknęła oczy. Pomyślała jeszcze raz i porządnie zastanowiła się gdzie może być dziewczyna. Gdy nic nie wymyśliła, z powrotem otworzyła oczy i rozejrzała się po błoniach. Nigdzie nie zobaczyła znajomej jej blond czupryny, ale z zamku zbliżał się do niej Remus. 

Wstała i próbowała odejść jak najszybciej. Chłopak przyspieszył kroku, a więc i ona się tego podjęła. Nie miała ani grama ochoty na spotkanie z nim, jednak ten był tak zdeterminowany, że dogonił ją szybkim sprintem. 

- Kylie, stój. - sapnął błagalnie, ale ona nawet się do niego nie odwróciła. Szła szybkim krokiem w stronę zamku. Wilkołak nie odpuszczał i dzielnie dotrzymywał jej kroku. - Chcę cię tylko spytać czy wiesz gdzie jest Lena...

Na imię przyjaciółki zatrzymała się gwałtownie i odwróciła w jego stronę. Spojrzała na niego wściekle i prychnęła. 

- A po ci teraz Lena? Jeszcze wczoraj uznałeś, że nie jest ci potrzebna, a teraz nagle jej szukasz?Ona nie chce z tobą gadać.

- Ty nic nie rozumiesz! Byłem u niej wczoraj wieczorem, rozmawialiśmy, o ile da się to w ogóle nazwać rozmową... W każdym razie muszę i tobie coś powiedzieć. Rób co chcesz, myśl co chcesz, możesz nawet sobie pójść i tak nie mam już nic do stracenia. 

- O czym ty mówisz, Lupin? - jej wzrok jakby zmienił się na zaciekawiony i przysłuchiwała się uważnie. 

Chłopak rozejrzał się po błoniach i poprawił plecak na ramieniu. Nikogo nie było w pobliżu, więc czuł się bezpiecznie z tym co miał wyznać. 

- Jestem wilkołakiem. - mruknął cicho. - Dlatego odrzuciłem Lenę. 

Szatynka spojrzała na niego i uchyliła lekko usta. Pomyślała przez chwilę i parsknęła. 

- Jeżeli myślisz, że ta cała sytuacja jest aż tak śmieszna, że robisz sobie teraz ze mnie żarty, to wiedz, że jesteś żałosny. 

Próbowała odejść, ale Gryfon ją zatrzymał. 

- To nie jest żart. Nigdy nie zastanawiałaś się skąd mam tyle blizn?

- Nie rzucało mi się to w oczy. Mówisz prawdę? - jej wzrok trochę złagodniał, a on pokiwał niepewnie głową. 

- Niestety tak. Znasz mnie i chyba wiesz, że nie mógł bym żartować z czegoś tak poważnego. 

- Remus, ja przepraszam. Nie wiedziałam. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć. Po prostu... rozumiesz?

- Rozumiem. - westchnął. - Czy teraz dasz mi się wytłumaczyć? - spojrzał na nią błagalnie, a ona kiwnęła głową. 

- Tylko chodźmy gdzieś usiąść. Nie chcę stać na środku błoni. 

Kiwnął głową i bez słowa poszli w stronę drzewa. Usiedli pod nim, a Lupin, po krótkiej przerwie, zaczął rozmowę. 

- Kocham Lenę, Kyl. Powiedziałem jej to wczoraj, ale ona chyba nie chciała mnie słuchać. Żałuję, że dopiero teraz wyznałem jej tą tajemnicę... powinienem był zrobić to już dawno, ale jestem tchórzem. - westchnął. - Teraz ona nie chce mnie widzieć i oboje cierpimy. Właśnie do tego najbardziej nie chciałem doprowadzić...

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz