Rozdział XXXIII

367 44 2
                                    


- Cześć, Under. - chłopak przywitał się po wejściu do zakładu pogrzebowego, gdzie tak jak zawsze zastał białowłosego grabarza, opychającego się ciastkami w kształcie kostek.

- Dzień dobry, hrabio. - zachichotał mężczyzna, nie mogąc się powstrzymać przed wciśnięciem do ust nastolatka osobliwego wypieku.

Ciel, niezbyt z tego zadowolony, bo przyszedł po obiedzie i był pełny, zjadł ciastko, po czym ulokował wzrok w grabarzu, chcąc prosić go o coś nietypowego.

- Przyszedłem do ciebie z konkretną prośbą. - zaczął z ociąganiem, luzując kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli, którą miał na sobie. - Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do grobu rodziców?

Na to pytanie Adrian zrobił zdziwioną, aczkolwiek zadowoloną minę, widząc w oczach młodego Phantomhive'a zdecydowanie. Podniósł się z biurka, na którym leżał, a następnie otrzepał swoją czarną szatę z niewidzialnego kurzu. Po objęciu chłopaka smukłe palce pogłaskały młodszego po ramieniu, natomiast w jego ustach wylądowało kolejne ciastko.

- Jasne, że tak. - zgodził się od razu, wyprowadzając swojego towarzysza z zakładu, którego drzwi nie zakluczał.

Mało kto tu zaglądał. Chyba jedynie ktoś tak osobliwy, jak Adrian chciałby zapuszczać się w tę okolicę, a już szczególnie wchodzić do małej, niezbyt czystej klitki.
Po opuszczeniu budynku obaj ruszyli w kierunku, który znał jedynie Undertaker. Niemalże na pamięć przedzierał się przez las, który otaczał cmentarz, przy którym żył. Wyglądało na to, że grób znajdował się gdzieś dalej, o czym chłopak nie miał pojęcia z uwagi na fakt, że nigdy go nie odwiedził. Uwięziony przez porywaczy przez wiele lat, uwolniony z niezwykłą pomocą szczęścia, totalnie nie miał do tego głowy, szczególnie że nagrobek znajdował się w Londynie, do którego nie było mu spieszno. Teraz jednak, jako że wraz z Sebastianem załatwili niemalże wszystko, chciał w końcu nadrobić to doświadczenie i stanąć przed grobem swoich najdroższych rodziców, za którymi w głębi duszy niezwykle tęsknił.

- To tutaj. - zakomunikował Adrian, gdy weszli na sporą łąkę, z pozoru totalnie na odludziu. Stało na niej jedynie rozłożyste drzewo, którego liście były zaskakująco zielone. Przy grubym pniu znajdował się nagrobek.

Chłopak dość niepewnie podszedł do pomnika, stając na wprost swojej traumatycznej przeszłości i wybrakowanej rzeczywistości. O dziwo nie wywołało to w nim jednak emocji, których się spodziewał. Z pewnością oczekiwał smutku, który ściśnie jego serce i łez, które mimowolnie staną mu w oczach. Zamiast tego odczuł spokój. I wiele innych emocji, które były jednak pozytywne. Napłynęła do niego masa dobrych wspomnień z tych kilku beztroskich lat spędzonych u boku ukochanych rodziców.
Poczuł się tak, jakby wszystko, co zdarzyło się w jego życiu, nigdy nie miało miejsca. Jakby ktoś zdjął ciężar z jego barków. Imiona i nazwiska wyryte na zimnym kamieniu odczytywał w głowie głosem jego matki i ojca, których starał się zapamiętać najlepiej, jak umiał. Jego wzrok błądził przy tym po kolorowych fotografiach, które również znalazły swoje miejsce na nagrobnej płycie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy oglądał zadowolone twarze swoich rodziców. Doszło do niego, jak bardzo był podobny do ojca, przynajmniej z twarzy. Posturę miał bardziej po matce. Jedynie dwukolorowe oczy były zagadką, dodającą mu jednak unikatowości, którą dzięki Sebastianowi już nie gardził. Uznał ją wręcz za swoją zaletę.

Pod nazwiskami rodziców ujrzał również swoje, wraz z jego zdjęciem, gdy był dzieckiem, co dotkliwie uświadomiło mu, ile w jego nieszczęściu było szczęścia. Był na tym świecie i żył, mimo że mógł podzielić los rodziców i wraz z nimi spoczywać w grobie. Los na przekór wszystkiemu pozostawał dla niego choć częściowo łaskawy, nawet jeśli zgotował mu piekło na wiele lat. Musiał znaleźć się w najgorszym punkcie swojego życia, aby zrozumieć, jak wiele znaczyć może egzystowanie w tym świecie.

- Tęsknisz za nim, Undertakerze? - zapytał w pewnym momencie, widząc zamglony wzrok jaskrawych oczu, wlepiony w nagrobek, a szczególnie imię Vincent i fotografię obok niego.

Wiedział, jak wiele znaczył jego ojciec dla grabarza i domyślał się, że ten dość często przychodził tutaj w imię tęsknoty za przyjacielem. Może i kimś więcej, kimś, kogo jeszcze ciężej było odżałować. Dziwne były uczucia białowłosego i głęboko skryte przed wszystkimi, pewnie nawet przed samym ich właścicielem. Kochał, nienawidził, martwił się, nie przejmował... Wszystko tłamsił w sobie, bez możliwości wyrzucenia z siebie żali.

- Cholernie. - przyznał po chwili z delikatnym uśmiechem, tak jakby potrzebował kilku sekund na wybudzenie się z otępienia i jednocześnie przyswojenie pytania.

Jego spojrzenie nie zmieniło się za to, wciąż było tak samo nieobecne, pogrążone w pustce stworzonej przez dziesiątki myśli pędzących szybciej, niż można było ułożyć je w spójną całość. U niego, tak jak i u Ciela, widać było tę nutkę szczęścia, jakby radosne wspomnienia chociaż częściowo leczyły ból odejścia kogoś drogiego naszemu sercu.

- Mówi się, że śmierć zabiera ludzi, którzy zasługują na niebo. - zarzucił pierwszym, co mu przyszło do głowy, jednocześnie kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny w geście otuchy.

Tego właśnie dnia stali obaj przed grobem ojca i przyjaciela, wspominając wszystkie chwile z tymi, którzy już nie wrócą. Białowłosy z najcudowniejszym przyjacielem i idealnym kompanem do wszystkiego, a Ciel z rodzicami. Myśli o naprawdę ciepłym zabarwieniu, smakujące miłością i bliskością, zachowane już na zawsze w odmętach pamięci, nawet jeśli wiele wspomnień z tamtego czasu rozmywało się przez upływ lat.

- Myślę, że twoi rodzice byli zbyt dobrzy na niebo. - przyznał Adrian, nie odrywając wzroku od nagrobnej płyty i zdjęć na niej, wraz z wyrytymi na wieczność imionami.

- Być może tam przydadzą się bardziej niż tu. Jakkolwiek okrutne nie byłoby takie rozwiązanie, chcę myśleć, że tak jest. - uparcie trzymał się swojej racji. - I że nie patrzą na mnie z góry...

Dodał już znacznie ciszej, co nie umknęło jednak bacznemu słuchowi białowłosego. Trochę zdziwiło go takie stwierdzenie z jego ust, by przecież teraz był czas, w którym ten radził sobie najlepiej i powinien być siebie dumny. Na pewno nie powinien praktykować myśli, że hańbą by było, gdyby jego rodzice go obserwowali. Zamiast jednak na siłę pocieszać młodego Phantomhive'a i wciskać swoich racji, Undertaker objął go ramieniem, okazyjnie kierując wzrok w jego stronę.

- Też bym tego nie chciał. Myślę, że obaj mamy w swoim życiu coś, czego twoi rodzice raczej nie powinni wiedzieć. W szczególności twój tata. Powiem ci w tajemnicy, że zrobiłem wiele rzeczy, za które patrzyłby się na mnie tym swoim groźnym wzrokiem. - wyznał, próbując naśladować ostrzegawcze spojrzenie swojego zmarłego przyjaciela, co raczej średnio mu wyszło.

Pomogło to jednak Cielowi rozluźnić spięte od przypływu negatywnych myśli mięśnie i jednocześnie nawet lekko się uśmiechnąć, wraz z powiewem zimnego wiatru, który przeszył chłodem ciała ich obu.


Witam moje jelonki. Dzisiaj rozdział trochę na temat śmierci i również nieco nieudany, ale kolejny powinien być troszkę lepszy. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podobało i wciąż z zainteresowaniem śledzicie historię.

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz