Rozdział 1 - Wszystko zaczęło się od belki

5.2K 186 149
                                    

Czarnowłosa dwunastolatka spokojnym krokiem wracała do domu. Była zima, a ona cieszyła się obecnie błogą chwilą. Obracając się dookoła widziała przyrodę i świat przykryty w śnieżnobiałych barwach. Mimo, że wcale nie była późna pora, ale jak to o tej porze roku, było już ciemno. Jednak dzięki temu świat zdawał się być jeszcze piękniejszy, bo złociste strumienie światła ulicznych lamp, które odbijały się od leżącego śniegu, tworzyły piękną łunę. Na pewno głośna i melancholijna piosenka która grała jej w słuchawkach dorzucała do tego swoje trzy grosze.

Skończyła już zajęcia i mogła pójść do domu, a jednak wracała okrężną drogą. Dłużej to zajmie, ale naprawdę lubiła przebywać poza domem. Mimo całego jej charakteru, który powodował, że jak to określała jej jedyna przyjaciółka – Boi się własnego cienia.

Zobaczyła z daleka swój dom i westchnęła cicho. Dwupiętrowy budynek, nie wyróżniający się niczym. Ceglasty dach i dawniej biały kolor, który teraz wyszarzał i przypominał siwy dym. Nic, a nic nienormalnego, czyli tak, jak dokładnie z zewnątrz, a nawet i wewnątrz ukazywała się jej rodzina. Pocieszała ją jednak myśl, że nikogo obecnie w nim nie ma. Mama w pracy, ojczym również i to na nocnej zmianie, za to brat poszedł do przyjaciela na noc. Będzie sama, w upragnionej ciszy i spokoju. Jak mama wróci, to przynajmniej tylko z nią będzie. Nie było często takich sytuacji gdy zostawały same, nawet rzadko bywały takie w których faktycznie byłaby w domu by odpocząć, bo ona jedynie pracowała. Dziewczynka nie miała tego jej za złe. Jej matka posiadała dar uśmierzania bólu dotykiem, a dzięki temu wybrała zawód jakim było pielęgniarstwo. W dzisiejszych czasach to już norma, że życie podporządkowuje się pod dary, a ona nie była wyjątkiem. Kochała swoją pracę, kochała czuć, że może pomagać ludziom, to, że dzięki niej, życie innych staje się lepsze, a ona powoduje uśmiech na ustach wielu osób. Zdarzali się tacy, co potrafili dać jej w kość i mimo wszystko nie traktować jej z należytym szacunkiem lub chociażby w granicach normy, jednak były to wyjątki. Jej matka jednak zawsze uważała, że nie ma co być dla innych niemiłym przez to, że jej się przydarzyła jakaś smutna sytuacja. Dlatego kochała tę pracę, bo była do niej stworzona. Wieczna ekstrawertyczka, która uwielbia pracę z ludźmi. Dlatego dziewczynka uważała, że nie miała prawa być zła. Kim była, by wyrzucać matce to, że się spełnia i jest szczęśliwa, tylko dlatego, że ona czuła się samotna? Błahy powód, mimo że nadal bolesny, to jednak jej szczęście było ważniejsze. Ona nie chciała być problemem.

Weszła pewnym krokiem do domu przez tylne drzwi ówcześnie je odkluczając. Pierwszym pokojem który zobaczyła była mała kuchnia, która jednak poza jej pokojem była jej małym królestwem. Nie jako miała to wymuszone, bo przez to, że mama pracowała, a ojczym nawet nie miał zamiaru zajmować się gotowanie, to ten obowiązek spadł na nią. Jednak lubiła to. Była w tym dobra i niejako stało się to jej pasją. Dlatego nawet nie był to dla niej obowiązek, a codziennie rytuał, który dawał jej poczucie szczęścia i jakieś nikłej kontroli nad własnym życiem.

Spojrzała na zegarek 16:34. Ojczym w pracy, ale skoro ma z mamą być sama, to zrobi i tak jakiś obiad. Otworzyła lodówkę, jednak nic tam prawie nie było. Czyli jeszcze musi iść do sklepu. Nie było to problemem, naprawdę nie lubiła przebywać w domu, nawet kiedy nikogo nie było. Dla niej nie kojarzył się z miłością ani ciepłem i bezpieczeństwem. Dla niej był pułapką.

Wyszła z domu i chowając swoje rączki do kieszeni. Zimę też lubiła dzięki temu, że wszyscy chodzili ciepło ubrani i nikt nie komentował tego, że nosi rękawiczki. Przez swój dar zawsze musiała to robić. Nawet kiedy był upał i miała wrażenie, że skóra pod nimi gotuje jej się. Zima, najlepsza dla niej przez to pora. Nie tylko dlatego, że nie musi się wstydzić swoich rękawiczek, ale i dlatego, że łatwiej ukryć siniaki.

Unwanted child - Hawks x Oc [Poprawki]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz