Maya
W restauracji próbuję skupić się na rozmowie z Williamem.
Jeśli mam być szczera, facet jest trochę nudny. Podczas, gdy monotonnym głosem opowiada o swojej pracy w kancelarii prawniczej ojca, moje myśli wracają do spotkania z Renzem.
Cholera. Miałam dać sobie z nim spokój.
Wypite wino sprawia, że trzymane na wodzy emocje, zaczynają brać górę. Mam ochotę przeprosić Willa, złapać taksówkę i wrócić do domu, gdzie zawinięta w ciepły koc będę mogła w spokoju przypominać sobie chwile spędzone w Neapolu.
I płakać. Płakanie wychodzi mi ostatnio całkiem nieźle.
- Opowiadałem już o sprawie o odszkodowanie z powodu pogryzienia przez krokodyla w hotelowym basenie?
Pytanie mojego towarzysza ściąga mnie na ziemię.
- Umm – wydymam wargi. Nie mam zielonego pojęcia. Przestałam go słuchać jakiś kwadrans temu. - Tak. Jasne, to było... - Wypuszczam powietrze, zdenerwowana, że dałam się przyłapać na bujaniu w obłokach. - Niesamowite!
William lekko marszczy brwi.
- To ta, którą przegraliśmy.
Robię duże oczy. Chcę jakoś się zreflektować, ale w tym momencie podchodzi do nas kelner.
- Podać państwu coś jeszcze?
Will, który wygląda na trochę obrażonego, kręci głową.
- Poprosimy rachunek.
Przygryzam wargę.
Cóż. Oficjalnie ogłaszam, że moja pierwsza internetowa randka zakończyła się fiaskiem. Ale nie zamierzam się poddawać. W sieci czeka pewnie jeszcze wielu facetów, o wiele ciekawszych, niż ten nudziarz od paragrafów.
Rozstajemy się zaraz za drzwiami lokalu. Will żegna się ze mną zdawkowym „Dziękuję za miły wieczór", po czym obraca się i odchodzi w kierunku skąpanej w deszczu ulicy.
Musiałam naprawdę mocno zranić jego dumę. Dobrze, że uparłam się, żeby za siebie zapłacić. Niech nie myśli, że zrobił mi łaskę. Co za zadufany bubek...
Stojąc pod zadaszeniem zerkam w czarne, bezgwiezdne niebo, z którego nadal leje się cholerny deszcz.
Nie mam parasola i zaczynam trząść się z zimna, bo chłodna wilgoć zdążyła przykleić się już do mojej skóry.
Rozglądam się za taksówką.
I oto jest! Rzucam się w jej kierunku, ale zanim zdążę dodreptać do krawężnika w tych cholernych szpilkach, dopada do niej jakaś rozbawiona parka. Kilka sekund później kierowca rusza z miejsca.
Kurwa.
Kulę się, czując, jak zimna woda spływa po moim karku. Mam nadzieję, że nie będę musiała zbyt długo czekać na kolejną okazję. Rozglądam się, ale jak na złość nie widzę w pobliżu żadnej taksówki. Dostrzegam za to czarnego astona martina, który zjeżdża na bok i zatrzymuje się przy krawężniku, tuż obok mnie.
O Boże... Znam ten samochód. Kiedyś spotkałam się z nim twarzą w twarz. I to dość dosłownie.
Szyba sunie w dół i widzę Renza, który spogląda na mnie z czarującym uśmiechem.
- Podwieźć cię?
- Czy ty mnie, kurwa, śledzisz? - wypalam pierwsze, co przychodzi mi na myśl.
Wzrusza ramionami.
- Przejeżdżałem akurat tędy. Kilka razy.
O, nie. Tak łatwo mnie nie przekabaci.

CZYTASZ
Asystentka (WYDANA)
RomanceCzy wizyta w księgarni może odmienić całe życie? Maya Sanders nigdy nie przypuszczałaby, że zwykła wyprawa po pikantny romans dla dorosłych może się zmienić w krępującą sytuację. A wszystko za sprawą pewnego przystojniaka, który postanowił ją zaczep...