Rozdział IX. Przeprawa przez teren wroga

35 4 45
                                    

DWA ROZDZIAŁY W JEDEN DZIEŃ, HA

Moja produktywność wzrasta w trakcie choroby.

~~~~

- Uważaj, jak leziesz - syknął idący przede mną Arthur, gdy nadepnęłam mu na piętę.

- No co ja poradzę, że tu jest ciemno jak w jakimś grobowcu! Nic nie widzę!

- Towarzysze, czy wy naprawdę chcecie, żeby usłyszał nas cały Las, zanim jeszcze dokądkolwiek dojdziemy? - zapytał Ivan.

- Taki jest nasz chytry plan - odpowiedziałam. - Zwabimy centaury do nas, zamiast iść do nich. Zaoszczędzimy dzięki temu i czas i energię.

Weszliśmy do Lasu około dziesięć minut temu i od tamtej pory szliśmy główną ścieżką, nigdzie nie zbaczając. Mimo że był środek dnia, to gęste korony drzew zatrzymywały światło słoneczne na tyle skutecznie, że ledwo widzieliśmy grunt pod nogami. A z powodu jakiejś pokrętnej logiki żadne z nas dalej nie zapaliło światła różdżką, gdyż uznaliśmy, że jasny punkcik przyciągnie znacznie więcej uwagi niż wiązanka przekleństw za każdym razem, gdy ktoś potknie się o wystający konar.

- No ja pierdolę, tej gównianej gałęzi tu nigdy wcześniej nie było! - Arthur najwidoczniej właśnie potknął się o jeden z wystających konarów. Świadczył o tym przede wszystkim głuchy odgłos uderzenia o ziemię, który nastąpił sekundę wcześniej i oznaczał, że się spektakularnie przewrócił. Pożałowałam, że jest tak ciemno, bo w mroku praktycznie tego nie zobaczyłam, a musiał to być ładny widok.

Gdyby było jaśniej i gdybym myślała trochę jaśniej, zapewne nie popełniłabym tego samego błędu co on i uniosłabym wyżej nogę, by przejść nad przeszkodą. Cóż, nie tym razem.

- Kurwa! - zaklęłam, gdy poleciałam na Arthura. Całkowicie dosłownie. Co nie zmieniało faktu, że leżałam na nim w tej chwili i była to dosyć dwuznaczna pozycja.

- JAK WY SIĘ WYRAŻACIE?! - Simon, przełączył się w tryb mateczki Simone. Bardzo niezadowolonej mateczki Simone.

- Teraz to już na pewno usłyszał nas cały cholerny Las - stwierdziła Sophie.

- W tym wszystkie jebane centaury - dodał Ivan. Pierwszy raz słyszałam, żeby przeklinał, ale najwidoczniej wkurzenie mateczki Simone okazało się wystarczająco szczytnym celem.

- Nie mam na was słów - mateczka westchnęła ciężko z rezygnacją. - Lumos.

Koniec jej różdżki rozjarzył się błękitno-białym światłem, które wydobyło z ciemności nas wszystkich. A więc to tego było trzeba, byśmy przestali chodzić po omacku.

- No już, zbierajcie się - zwrócił się do mnie i Arthura dalej rozciągniętych na ziemi. Niechętnie podniosłam się więc na nogi. Musiałam przyznać, że na Arthurze leżało się całkiem wygodnie. Chociaż on raczej nie powiedziałby tego samego.

- Jesteś strasznie ciężka - powiedział, otrzepując ubrania z grudek błota powstałego w trakcie ulewnego deszczu, który padał w nocy, jak zwykle z resztą. Przynajmniej nie wpadliśmy w żadną kałużę.

- Spadaj.

- Idźcie już do przodu! - ponagliła nas zniecierpliwiona mateczka. - Arthur, a ty jak idziesz pierwszy, to zapal łaskawie światło.

Byłam na siedemdziesiąt procent przekonana, że nie zapali, żeby zrobić Simone na złość, ale niechęć do kolejnego upadku w nim ostatecznie zwyciężyła i posłuchał się zalecenia. Tym sposobem, gdy wznowiliśmy podróż mieliśmy już dwa jasne punkciki, które mogły nas zdradzić. Ale nikt nie klął na cały głos.

Ułańska FantazjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz