Kolejne tygodnie mijały raczej spokojnie, wyczerpujące treningi quidditcha, nauka z Luną lub Malfoyem w bibliotece, a podsumowanie każdego dnia, przeprowadzane w postaci wieczornych rozmów z Cedrikiem, było tylko dopełnieniem całości. Spokój jednak został zburzony w noc duchów, czyli jedno z najwspanialszych wydarzeń w Hogwarcie. Kolacja, którą jako nowa zawodniczka, spędziłam na omawianiu strategii z drużyną minęła mi szybko i przyjemnie. Stoły wypełnione po brzegi przeróżnymi pysznościami, kusiły wielobarwnością i zapachami, jednak ciężko zmienić człowieka podczas jednej uczty, więc standardowo skusiłam się na sok dyniowy i pieczone ziemniaki. Gwar, śmiechy i wymiany zdań pomiędzy wszystkimi uczniami, to zdecydowanie była magia tego święta.
Po uroczystym posiłku zebraliśmy się do wyjścia, przechodząc przez korytarz, coś zmusiło tłum by się zatrzymać. Przeciskając się na przód grupy, nie dało się nie dostrzec rozlanej na podłodze wody, a po środku trójki Gryfonów, tej która zawsze wpakuje się w kłopoty. Moją uwagę od nich odciągnął napis na ścianie, a już po chwili docinka Draco w kierunku Granger - Strzeżcie się wrogowie dziedzica? Ty będziesz następna szlamo! - dopiero w tym momencie zorientowałam się, że z kotką Filch'a coś jest nie tak... Była taka sztywna i wyglądała na martwą. Gdy do akcji wkroczyli nauczyciele wszystko ucichło i pozwolono nam wrócić do dormitoriów - Co za akcja! - krzyknął któryś z pierwszaków, nie podzielałam tego entuzjazmu - Słuchaj Ced, martwię się o Harrego, Rona i Hermionę, przecież oni nie mogliby... - poczułam jak łamie mi się głos - Shhh... Też nie wierzę, by któreś z nich to zrobiło, mają pecha, zawsze znajdą się w złym miejscu, o złej porze. - objął mnie ramieniem i odprowadził do sypialni, żegnając się, niepewnie przytuliłam przyjaciela.
Nie dałam rady usnąć tej nocy, po głowie ciągle chodziły mi te wydarzenia, okropny napis, pani Norris, a do tego obrzydliwe słowa Malfoya. Nie rozumiejąc dlaczego zamartwiałam się również o tamtą trójkę Gryfonów, i to jakie konsekwencje poniosą.
************
Przyszedł listopad, drzewa gubiły ostanie liście, a pogoda coraz mniej dopisywała, co znacznie utrudniało latanie na miotle. Podobnie jak rok wcześniej wszyscy czekali na rozegranie meczu Gryffindoru ze Slytherinem, bo to była najbardziej zacięta rywalizacja, choć w tym roku ewidentnie ci pierwsi obawiali się przegranej.
Tym razem obiecałam siedzieć u boku drużyny z naszego domu, więc umówiliśmy się w głównej części trybun. Przed meczem postanowiłam przejść się nieopodal stadionu, a przy namiocie Gryfonów dostrzegłam dwie rude czupryny, jednak twarze wiecznych dowcipnisiów były wyjątkowo ponure - Hej wszystko w porządku? Wyglądacie jakbyście nie spali całą noc... - oczy tej dwójki skupiły się na mnie - Możliwe, że właśnie tak było - odparł Fred na którego buzi znów zawitał uśmiech - Powiem ci Vivian nie jest za dobrze - wtrącił się George, na którego spojrzałam pytająco - mają nowe miotły, najszybsze na rynku - dodał po chwili, również się uśmiechając, ale to nie był radosny uśmiech, raczej smutny - Ale grają na pewno dużo gorzej, poza tym wasz szukający, a ich to niebo, a ziemia - próbowałam rozluźnić atmosferę - Mówisz o Malfoyu? Myślałem, że się z nim przyjaźnisz - zapytał starszy, delikatnie się przy tym śmiejąc - Bo tak jest, ale Harry naprawdę potrafi latać, a do tego ma doświadczenie - nie minęła chwila i wszyscy zaczęliśmy się śmiać - Wybacz nam panienko - ale czas na nas - powiedzieli w dziwny sposób dzieląc zdanie na pół, co było nawet zabawne. Gdy się rozstaliśmy ruszyłam na trybuny i zajęłam miejsce u boku Cedrika, który gdy tylko zaczęło padać oddał mi swoją szatę. Rywalizacja była zacięta, jednak najdziwniejszy w tym wszystkim był tłuczek, który uwziął się na Harrego i nie odpuszczał do końca meczu, który dla samego chłopaka skończył się złamaną ręką, ale także spektakularnym zwycięstwem.
Po kolacji byłam umówiona z ojcem, więc od razu zawitałam w jego gabinecie - Witaj ojcze, chciałeś mnie widzieć? - bez słowa wskazał mi na fotel gdzie miałam usiąść - Coś się stało? - szybko odwrócił się w moją stronę i podszedł bliżej - Widziano cię w towarzystwie braci Weasley - zdziwił mnie temat, który poruszył, w końcu wielokrotnie w czasie zeszłorocznej przerwy świątecznej, spędzałam z nimi wolne chwile - Tak kolegujemy się - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu - Mam nadzieję, że nie zadajesz się z Potterem i jego bandą? - przecząco podkręciłam głową - Dobrze więc... - A co gdybym z nimi trzymała? Przecież to tacy sami czarodzieje jak my - nasze spojrzenia spotkały się i momentalnie wyczułam jego gniew - Można powiedzieć, że z ojcem Pottera nigdy nie dogadywałem się najlepiej , a obaj urodzili się posiadając ewidenty talent do pakowania się w kłopoty. Ta szkoła była dla ciebie ważna, więc ucz się i trzymaj z kimś kto nie będzie zachowywał się jak Potter! - zamurowało mnie - o... oczywiście tato - Możesz iść - wstałam z siedzenia i czym prędzej wybiegłam z lochów.
Siedząc już w pokoju wspólnym, odrabiałam ostatnie zadania domowe z Historii Magii. Po godzinie pracy, odłożyłam na stolik kawowy zeszyt i podręcznik, zauważając, że naprzeciwko siedzi, przypatrując mi się jakiś chłopak - Umm... Długo tu siedzisz? - potrząsnął przecząco głową, poczułam nieprzyjemne ukłucie - To może ja już pójdę - wstając, postanowiłam przyjrzeć mu się, a na jego klatce piersiowej dostrzegłam przyczepiają do szaty odznakę prefekta - Dozobaczenia panno Snape - Cześć - pobiegłam do dormitorium, szybko zdjęłam mundurek i przebrałam się w piżamę.
Nie potrafiąc zasnąć, przez całą noc siedziałam na oknie, robiąc szkice, a pergamin oświetlał jedynie blask księżyca. Moje myśli błądziły od słów, wypowiedzianych przez ojca o Potterze, do cichego blondyna, który obserwował mnie w salonie. W końcu zaczęłam przypominać sobie węża, który nawiedzał mnie w snach, był ogromny, podobnie jak jego błyszczące kły, próbowałam odtworzyć stworzenie, nie zwracając uwagi na wschodzące słońce.
Gdy pokój już całkowicie pokryło światło usłyszałam budzące się dziewczyny - Vivian? - Co ty tam robisz? - Przesiedziałaś tam całą noc? - Susan i Layla zaczęły męczyć mnie pytaniami, starając się miło odpowiadać zeskoczyłam z parapetu i śmiejąc się przeszłyśmy razem z resztą do wielkiej sali. Przy stole kadry panowała chłodna atmosfera, a Cedrik z resztą prefektów, łącznie z tajemniczym blondynem, rozmawiali o czymś z profesor Sprout. Kończyłam jeść swoją sałatkę owocową, kiedy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu - Vivian musimy porozmawiać - Jasne Ced, chodźmy - wstałam i przeszłam z przyjacielem, za wrota wielkiej sali - To powiesz o co chodzi? - Był kolejny atak, spetryfikowano pierwszorocznego - lekko przerażona, opuściłam głowę, próbując opanować oddech -Vivian proszę, proszę obiecaj mi, że będziesz trzymać się blisko mnie - Obiecuję - twarz chłopaka złagodniała, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, po czym wraz z niewielką grupą uczniów wróciliśmy do piwnicy.
CZYTASZ
𝓟𝓪𝓷𝓷𝓪 𝓢𝓷𝓪𝓹𝓮
AléatoireTrzymałam dłoń uciskając ranę na jego szyi - Przepraszam córeczko. Zawsze byłem z ciebie dumny, taka podobna do matki. Harry spójrz na mnie, ty masz jej oczy, oczy Lily - ręce mi drżały a po policzkach spływał wodospad łez //opowiadanie oparte na se...