Od narady minęły dwa dni, a ja żyłam w ciągłym stresie. Cholernie bałam się tego, że nagrania nas zdradzą. A ja wolałam nie wiedzieć, co zrobiłby ojciec kiedy dowiedziałby się o tym co robiłam za jego plecami. Zwłaszcza że nagrania pokazują, tylko jak wychodzimy. Potem mogliśmy robić w zasadzie wszystko. Nawet być kretami. Więc liczyłam, że technicy naprawdę spisali się dobrze i ludzie mojego ojca nic nie znajdą. Bo inaczej biada mi.
Pokonywała długi korytarz mieszczący się na końcu domu watahy. Dzisiaj dostał mi się patrol w chyba najgorszej jego części. Ponoć to tutaj dzieje się zawsze najwięcej. Bo im dalej od wzroku Alfy tym wilkołaki stają się śmielsze. A w te rejony mój ociec rzadko zaglądał. Bo też, po co miałby to robić? On nie ma zbyt wiele czasu na to, by tak sobie chodzić bez celu. Jest cholernie zajęty zwłaszcza ostatnimi czasy.
I nagle do moich uszu doszło głośne warczenie. Było bardzo charakterystyczne, bo uderzająco przypominało te dzikiego zwierzęcia. Co oznacza, że wilkołak, który warczy jest cholernie nabuziwany i gotowy do ataku. Dlatego bez chwili zwłoki ruszyłam w stronę, z której dochodziły niepokojące dźwięki. Kiedy tam dobiegłam, zobaczyłam grupkę wilkołaków. Dwa z nich były wyjątkowo agresywne. A reszta tylko dodatkowo je podżegała. Jeden obóz stanowili banici a drugi wilkołaki z mojej watahy.
- Hej! - Krzyknęłam, by zwrócić ich uwagę jednak średnio mi to wyszło. Dlatego zrobiłam coś cholernie głupiego i wprosiłam się między dwa walczące samce. - Co się tutaj w ogóle dzieje?
- Nic co powinno cię obchodzić, mała. - Oświadczył, banita prostując się dumnie. - Spadaj stąd, bo stanie Ci się krzywda.
- Nie waż się tak do mnie zwracać. - Warknęłam poirytowana ich brakiem szacunku do kogokolwiek.
- Bo co mi zrobić. - Spytał i zaśmiał się gardłowo. - No właśnie nic. A ja już mogę Ci coś zrobić. Popatrz. - Nagle zacisnął swoją dłoń na mojej szyi, a mi chwilowo zabrakło tchu.
Dobra dosyć tego kurwa. Wysunęłam pazury, które wbiłam w jego ramię, które złapałam. To jednak zdało się nie zrobić na nim większego wrażenia. Dlatego kopłam go w krocze co zadziałało na tyle, że poluzował uścisk. Podeszłam do niego, szybko łapiąc go za ubrania. Następnie podcinając mu nogi, położyłam go na ziemi. Uklękłam obok niego i dłonie z wysuniętymi pazurami docisłam go do ziemi. Z mojego gardła cały czas wydobywało się warczenie, a oczy zapewne przybrały wiśniowy odcień.
- Suka. - Warknął, w ogóle nie czując skruchy. Niestety banici mają to do siebie, że mało kogo się boją i słuchają.
- Ian dobrze Ci radze wyszczekaj to. - Nagle zza zakrętu wyszedł Zayden, prostują się dumnie.
- Niby dlaczego? - Spytał niepocieszony wilkołak.
- Bo to moja mate i twoja luna. Dlatego dobrze Ci radzę odnosić się do niej z należnym szacunkiem. - Oświadczył z kamienną twarzą. Był opanowany i nie dał się sprowokować. - A wy. - Zwrócił się do wilkołaków z mojego stada. - Takim szacunkiem obdarzacie przyszłą alfę. A to ponoć banici nikogo nie szanują.
- Nie trzeba się było wtrącać. - Rzuciła jeden z wilków stojących w tłumie.
- Proszę, proszę jaki odważny się znalazł. - Na twarzy Alfy pojawiło się coś, na kształt uśmiechu a ja już wiedziałam, że delikwent ma przejebane. - Wyjdź z tłumu i zawalcz, skoro jesteś taki odważny. No, chyba że jesteś taki odważny tylko w tłumie. - Warknął, lokalizując wilkołaka i podszedł do niego, spoglądając mu prosto w oczy. - To jak będzie? Zawalczymy?
Wilkołak nic nie powiedział jedynie spóścił wzrok w akcie uległości. Zayden uśmiechnął się zwycięsko.
Podniosłam się z ziemi i spojrzałam na grupę wilkołaków. Wiedziałam, że już wkrótce atmosfera zrobi się tak napięta, że nie wytrzymamy. Jednak ta sytuacja dobitnie uświadomiła mi jak mało czasu mamy. W końcu wilkołaki to dzikie i terytorialne zwierzęta o bardzo bojowym usposobieniu. Więc takie zamknięcie w domu watahy z inną watahą jest najgorszą rzeczą jaka może je spotkać.
- Wynocha. - Warknęłam czując, że dobrocią tego nie załatwię. - Lub porozmawiamy sobie nieco inaczej.
Tłum wilkołaków zaczął się oddalać, omijając mnie i mojego mate szerokim łukiem jakby nie chcieli się nam więcej narażać. I to był z ich strony naprawdę dobry ruch. Moja cierpliwość miała swoje granice, a oni doprowadzili ją niebezpiecznie blisko tej granicy.
- Kończy nam się czas. - Oświadczył, Zayden jakby to wcale nie było takie oczywiste.
- Wkrótce już ich niepowstrzymany. - Dodałam, odwracając się i spoglądając na oddalający się tłum. - No, ale przecież jest nadzieja. W końcu mój ojciec zaczął działać.
- I oby nie przystopował. W końcu przypominam ci, że łowcy szykują się do odprawienia rytuału. A my mamy w tym kierunku tylko jedną niesprawdzana teorie.
- Wiem. I wkrótce się tym zajmiemy. Tylko teraz musimy być ostrożni. Ojciec wzmocnił zabezpieczenia i teraz już nie uciekniemy tak łatwo.
- W końcu coś wymyślimy. Nie możemy pozwolić, na to by łowcy urośli w siłę. Już teraz są cholernie niebezpieczni.
- Myślisz, że nie wiem? - Spytałam, przenosząc na niego spojrzenie. - Jednak jeśli ojciec się dowie, to na pewno nic nie wskóramy. Potrzebny nam dobry plan i porządna modlitwa by nikt nic nie odkrył.
- Podobasz mi się taka władcza. - Wypalił, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - No co? Potulne kobiety, który niby się stawiają, jednak ostatecznie zawsze robią to co im facet każe wyszły już z mody.
- Jesteś okropny. - Parsknęłam, śmiechem poprawiając włosy.
- To tylko i wyłącznie szczera prawda. Więc już nie taki okropny tylko co najwyżej szczery. - Stwierdził, a ja przerobiłam oczami.
- Teraz może Ci się podoba, ale na dłuższą metę by cię to wkurzało. - Zapewniłam, z czym raczej nie miał zamiaru się zgodzić.
- Życie z potulną owieczką może i jest łatwe, ale też nudno. Za to z prawdziwą waleczną wilczycą to już kompletnie co innego.
- Niech Ci będzie. - Rzuciłam, czując, że jego nie przekonam. - Jesteś pewien, że usunęli wszystkie nagrania?
- Matko Ari. Tak jestem pewny. - Zapewnił, krzyżując ręce na piersi. - Już się tak tym nie stresuj, bo stres jest niezdrowy. A ty masz go już wystarczająco.
- Pewnie nasz rację. - Westchnęłam cicho. - Po prostu się martwię. Wolę nie wiedzieć co zrobiłby ojciec, gdyby się dowiedział.
- Wiem. Jednak ufam swoim ludziom. Poza tym to twój ojciec. Nie mogłoby być aż tak źle.
- Oj uwierz, że by mogło. - Oświadczyłam i potarłam twarz dłonią.
- Musisz odpocząć. Wyglądasz jak wrak człowieka. - Stwierdził alfą banitów, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- No dzięki. Miło, że Ci się podoba. - Rzuciłam, rozbawiona i świadoma tego jak okropnie wyglądam.
- Oj nie przesadzaj. A teraz chodź. Obejrzymy jakiś film i coś razem zjemy. - Wyciagnął w moją stronę dłoń, która ja przyjęłam.
- Cóż za romantyk. - Skomentowałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Ta wersja mnie jest dostępna tylko dla ciebie Ari.
I tak siedziałam resztę południa i cały wieczór oglądając jakieś średnio ambitne filmy. Przytulona do Zayden i z pudełkiem ulubionych lodów. Właśnie tego mi było trzeba.
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...