Rozdział 28. Jesteś tylko problemem.

752 43 2
                                    

Obudziłam się dosyć wcześnie. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Był tu. Obok mnie.
Wstałam cicho z łóżka uważając by nie obudzić Diego. Zabrałam wczorajsze ubrania i na palcach udałam się do łazienki. Po szybkim prysznicu poszłam do głównego pokoju, gdzie znajdował się martwy Elliot. Podeszłam do niego i nakryłam jego ciało prześcieradłem.

- Trudno uwierzyć, że nie żyje. - usłyszałam Luthera, który właśnie akurat pojawił się w pomieszczeniu.

- Kto mógł zrobić takie coś? - zapytałam podchodząc do barierki.

- Federalni. - odparł Diego dołączając do nas. Stanął obok nas i puścił oczko w moją stronę.

- To robota psychopaty. Federalni wzięliby go na przesłuchanie. - wtrącił Luther.

- Nie koniecznie. - stwierdziłam opierając się o barierki. - Öga Foröga. Co to może znaczyć ?

- Może to imię?

- Sprawdzę w książce telefonicznej. - Luther i Diego podeszli do książki, a ja nadal wpatrywałam się w napis. Nagle na dole pojawił się Pięć z jakąś walizką w dłoni. Był cały we krwi. Spojrzał na napis, a później na mnie i nawet nie musiał o nic pytać.

- Cholera.. - rzucił i podszedł do chłopaków. - To Szwedzi go zabili. Napis oznacza „oko za oko". Nie męczcie już ludzi.

- Jesteś cały we krwi. - zauważył Diego.

- Pięć, co zrobiłeś?

- Ubierajcie się. Załatwiłem powrót do domu. - powiedział w drodze pod prysznic.

- Jak to?

- Szczegóły nie są ważne. Wracamy do domu i wszystko wróci do normy. - dopowiedział i zniknął za drzwiami łazienki. Wzruszyłam ramionami i poszłam do sypialni w której miałam swoje rzeczy. Przebrałam się w czarną bluzkę w długim rękawem i tego samego koloru spodnie. Stopy przyozdobiły również czarne wysokie buty na lekkim obcasie. W torbie nie miałam nic ważnego oprócz zdjęcia na którym byłam ja i Thiago. Schowałam je do kieszeni spodni zasuwając zamek aby przypadkiem go nie zgubić.
Wszyscy stawiliśmy się w głównym pokoju.

- Musimy zebrać resztę. Luther idź po Allison, Diego po Klausa, Vivian po Ashtona, a ja po Vanye. - zarządził. - Spotkamy się w zaułku za 77 minut.

- I mamy wierzyć, że wszystko wróci do normy? Tak po prostu? - zapytał Diego.

- Stary, przez nas zginął Elliot. Lila jest z Komisji i zrobi wszystko by nas zabić jeśli tylko nie wykorzystamy szansy. Więc zbierzcie tyłki i do roboty. - powiedział i zniknął.

- Ah te kobiety. - westchnął Luther.

- Widzimy się za godzinę. - rzuciłam i zbiegłam po schodach. Lila. Te imię będzie mnie prześladować.
Przemierzałam ulice kierując się do motelu w którym zatrzymał się Ashton. Skręciłam w zaułek by skrócić sobie trasę. Poczułam ból z tyłu głowy i padłam na ziemie.

- Dobranoc. - usłyszałam damski głos, po czym straciłam przytomność.

- Wstajemy, skarbie. - ktoś usiłował mnie obudzić bijąc mnie po policzkach. Otworzyłam oczy co chwile je mrużąc. Wszędzie było zbyt jasno. Siedziałam na krześle ze związanymi nogami oraz rękami.

- Co do cholery? - zapytałam. Przede mną stała ubrana cała na czarno brunetka. Miała krótkie włosy i ciemną karnację.

- Nareszcie mogę cię poznać. - uśmiechnęła się i podeszła bliżej. - Mogę poznać osobę, której cholernie nienawidzę.

- Może i byłoby to zrozumiałe, ale nawet cię nie znam. - wypaliłam za co oberwałam w twarz. Czułam rozcięcie na wardze i spływającą krew.

- Już dostałaś jedno ostrzeżenie. Wydaje mi się, że znalazłaś swojego współlokatora. - powiedziała przyglądając mi się.

- Czego ty ode mnie chcesz? - wiedziałam tylko tyle, że to ona zabiła Thiago. Jak widać, o wrogów nawet się nie muszę starać.

- Przetrzymam cię dopóki ten głupek o tobie nie zapomni. - uśmiechnęła się. Czyli to ona. Lila. - Jak to jest, że pojawiasz się tak nagle i on traci dla ciebie głowę?

- Może dlatego, że znamy się dosyć długo. - odparłam i ponownie oberwałam. Moja twarz zaczyna czuć się jak worek treningowy.

- Nie zdajesz sobie sprawy ile razy zwrócił się do mnie twoim imieniem. Ale zapomni. Nie ma innego wyjścia. - oznajmiła i opuściła pomieszczenie. Nareszcie. Pieprzona idiotka. Wysunęłam zza paska nóż i przecięłam więzy przy rękach i nogach. Zazdrość rzeczywiście uderzyła jej do głowy skoro nawet mnie nie przeszukała. Wyszłam na korytarz uprzednio upewniając się, że nikogo nie ma. Sprawnie unikając wszystkich doszłam do drzwi na których widniała tabliczka : „ Centrala Nieskończoności 2589. Wstęp tylko dla autoryzowanych pracowników". Weszłam do środka i zamknęłam cicho drzwi.

- Vivian? - wewnątrz zobaczyłam Diego oraz jakiegoś niskiego gościa, który patrzył na mnie z ogromnym uśmiechem. A oni skąd się tu wzięli?

- Panna Davis. To zaszczyt. - odezwał się. - Siostra Pana Ashtona. Widzę podobieństwo.

- Okej? - zmarszczyłam brwi. Co on tu robi?

- Co ci się stało? - Diego podszedł do mnie i zaczął oglądać moją twarz.

- Poznałam Lilę. Spotkanie można zaliczyć do udanych. - strąciłam jego dłoń i podeszłam do panelu. Nie miałam do niego problemu, ale jakoś nie chciałam teraz o tym gadać.

- Kim jesteś? - podeszłam do niskiego kolegi.

- Herb. Pomagam Panu Diego sprawdzić pewne daty. - wyjaśnił uśmiechnięty. Fajny człowiek.

- Zabójstwo JFK dokładniej. - powiedział Diego. Herb skinął głową i zaczął przepinać kabelki, a poszczególne ekrany zaczęły się załączać.

- Okej. Mamy. - na ekranie pojawił się prezydent Kennedy.

- Okej. Jesteśmy tuż przed zamachem. Zaraz wjadą w Dealey Plaza. - zaczęłam opisywać co powinno się wydarzyć.

- Potem skręt w Elm i zaczną się strzały. - dodał Diego.

- Ej, nie było żadnego wybuchu. - powiedziałam widząc wybuchający budynek na ekranie. Nie przypominam sobie takiego zdarzenia.

- To budynek FBI. - wyjaśnił Herb.

- I prezydent odjechał. Nadal żyje. - zauważyłam.

- Prezydent Kennedy oskarża Kreml o atak na Dealey Plaza. Sowieci nie przyznają się do winy. Moskwa zapowiada ostrą reakcję na amerykańskie ataki. Czerwoni zmasakrowali Anchorage na Alasce. Jesteśmy na progu wojny nuklearnej. Obywatelu zachowaj... - na ekranie pojawił się ogromny grzyb spowodowany wybuchem.

- To chciał nam powiedzieć Hazel. Masz inne ujęcia FBI?

- Pewnie, tutaj. - poklikał coś i pokazał nam ujęcie przed samym budynkiem.

- Vanya. - zakryłam usta ze zdziwienia widząc ją jako powód końca świata. Znowu.

- To zawsze będzie Vanya. - stwierdził Diego padając na krzesło. - Musimy wrócić do Dallas.

- Idziemy do Ruchu Oporu! - powiedział entuzjastycznie Herb i wyszedł na korytarz prowadząc nas do sąsiedniego pokoju. W środku znajdowało się około osiem osób oraz mała walizka.

- Chyba żartujesz.. - westchnął Diego.

- Nie wyglądamy efektownie, ale mamy swoje sposoby.

- Nie zadzierać z działem zarządzania. - uśmiechnęła się jedna z kobiet.

- Spocznij, Dot. - nakazał Herb. Wziął walizkę po czym we trójkę złapaliśmy się za ręce. Niebieskie światło pojawiło się wokół nas. Jeśli nie zwrócę śniadania to będzie cud. Czułam się jakbym latała, po czym nagle poczułam podłoże pod nogami, a przed nami pojawili się Allison, Klaus i bodajże Ray. Albo to raczej my pojawiliśmy się przed nimi. Allison i Ray puścili dywan i odskoczyli na bok, a Klaus siedział przestraszony na kanapie.

- Diego! Vivian! - zawołała wystraszona Allison.

- Czy tam jest ciało? - zapytałam patrząc na zawinięty dywan.

- Tyle osobistości. - ucieszył się Herb.

- Ray, to mój kolejny brat, Diego oraz moja przyjaciółka, Vivian. - wskazała na nas ręką.

- Wybacz za najście. - powiedział Diego i uścisnął jego dłoń. Zrobiłam to samo i podeszłam do drzwi.

- A to kto? - zapytał Klaus wskazując na naszego nowego kolegę.

- To Herb. Pracował z Pięć i Ashtonem dla Komisji. - wyjaśniłam.

- Komisji?

- Obserwujemy i dbamy o kontinuum czasoprzestrzenne. - sprostował Herb.

- Byliśmy tam i wiemy, co wywołuje zagładę. To Vanya. - oznajmił Diego.

- Co?

- Wysadzi budynek federalny kiedy prezydent będzie obok. Za niecałą godzinę. Musimy ją znaleźć i powstrzymać. - ponagliłam.

- Vanya zabije prezydenta?

- Nie. Wybuch sprawi, że kawalkada odjedzie. Kennedy przeżyje. Wszyscy pomyślą, że to Rosjanie i zacznie się wojna.

- Ray, kochanie. - Allison podeszła do męża, który ledwo trzymał się na nogach. - W porządku?

- Nic nie jest w porządku. Pojawili się w naszym salonie tak po prostu i mówią, że trzeba powstrzymać twoją siostrę przed wysadzeniem budynku, a ja mam zwłoki na środku pokoju. - po krótkiej rozmowie Allison i Ray musieli się pożegnać. To było pewne, że za parę godzin nas tu już nie będzie.

- Chodźmy. - nakazał Diego. W czwórkę opuściliśmy dom, gdyż Herb został aby pozbyć się zwłok. Mieliśmy cholernie mało czasu.

Wbiegliśmy do windy i wcisnęliśmy guzik z numerem odpowiedniego piętra. Gdzieś w połowie drogi winda zaczęła się trząść.

- Zaczyna się. - stwierdziła Allison. Drzwi otworzyły się, a nas spotkała ogromna fala uderzeniowa. Na podłodze na korytarzu było pełno ciał oraz krwi. Przejebane.
Spróbowałam opuścić windę i w efekcie udało mi się dotrzeć do drewnianego biurka, które po części blokowało fale. Reszta szybko do mnie dołączyła.

- Przed kim chcemy chronić Vanye? - zapytał Klaus.

- FBI! - zawołaliśmy we trójkę.

- Skoro FBI już gryzie sufit to czemu nie przestała?

----

Enjoy!

V.

Flawless || Diego HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz