Rozdział 46, IV.

588 21 2
                                    

- Scott, rzucę w ciebie kiedyś martwym szczurem. - powiedziałam złośliwie. 
- Wiem, wiem. - odpowiedział, śmiejąc się pod nosem.
Zamilknęliśmy, gdy usłyszeliśmy dzwonek otwieranych drzwi do kliniki. Stanęłam obok Liama obserwując uważnie Coreya. 
- Mówiłeś, że odchodzisz! - rozbrzmiał rozgoryczony głos Masona.
- Musiałem.
- Skłamałeś! - popchnął chłopaka. 
- Wszyscy skłamaliśmy. - wtrącił Liam, obejmując mnie w talii ramieniem. 
Mason rozejrzał się po pomieszczeniu, patrząc na każdego po kolei. Pomachałam mu energicznie, ale zaraz się uspokoiłam, czekając na jego reakcję.
- Więc cały czas to był plan? - zapytał, powoli chwytając, co się dzieje. 
- Wybacz, Mason. - potwierdził Scott. - Tata musiał uwierzyć, że odeszliśmy. Wszyscy musieli uwierzyć.
- To co teraz? Będziemy walczyć? 
- A co myślałeś? Że uciekniemy? - zapytał retorycznie z uśmiechem. 
- Tak tylko wtrącę, że niezła z ciebie aktorka. - Liam dźgnął mnie palcem. 
- Nigdy nie wymuszałam płaczu, więc tym razem proszę o wielkie docenienie. - przetarłam twarz dłonią. 
- Vivian. - Mason spojrzał na mnie poważnie. - Dałem się nabrać wam wszystkim. - zaśmiał się. 
- Skupcie się, bo teraz najważniejsze będą nasze następne ruchy. - spojrzałam przez moment na Scotta. - Obmyślmy kolejne plany, od A do Z, bo inaczej nie zasnę. 
Ja sama również musiałam podjąć kroki. Wyjęłam telefon i napisałam do Monroe, że walka dobiegła końca i niech da mi spokój, bo już nigdy więcej nie wrócimy do tego, co było. Nie spieszyła się z odpowiedzią, bo zajęło jej to siedem minut. Krótko odpowiedziała, że tak czy siak tego pożałuję. Miałam przeczucie, że ta walka i każda kolejna to po prostu chwilowe kłopoty, które Super Zgraja Scotta McCalla przezwycięży i wygra. 
- Mój tata dzisiaj chce zrobić ci badania. - zaczepił Liam, wyrywając mnie z myśli. 
- Jasne, tylko w ukryciu, pamiętasz? - pogłaskałam go po policzku. Naszła mnie chęć na dotknięcie go. - Nie mogę się teraz pokazać łowcom. Ani ja, ani ty, ani nikt z nas. 
- Wiem, przekażę mu, że chcesz to zrobić prywatnie. 
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się na krótką chwilę. - Kocham cię, Liam. - wyznałam z dość dużym łomotaniem serca. 
- Ja ciebie też kocham, Vivian. - pocałował mnie, ale zaraz nam przerwano. 
- Poczekajcie z tym, aż wygramy z Monroe. - powiedziała zaczepnie Malia. 
- Po prostu mi zazdrościsz. - odpowiedział Liam. 
- Czego niby? - zmarszczyła brwi. 
- Dziewczyny. - przybliżył moją twarz do swojej, tym samym chcąc pokazać, jak bardzo do siebie pasujemy. 
- Liam! - walnęłam go w rękę, ale to nie zadziałało. 
- Faktycznie jest czego. - zakpiła. 
- Vivian mnie ubóstwia. - objął mnie ramieniem, jakbym była jego własnością. 
- To prawda, co noc układam ołtarz z jego włosów. - mrugnęłam leniwie. - Nie wiś tak na mnie. - ponownie uderzyłam go w łapę.
- Jakim cudem jesteście uznawane za słabą płeć? - złapał się za bolące miejsce. - Bolało. 
- To cię zabolało? - Theo uniósł do góry brwi.  
- Cicho bądź, bo ci znowu nos złamię. 
Ukryłam swój śmiech pod ręką. 
- Skończcie. - wtrącił Scott. - Trzeba teraz pomyśleć.
- Jasne, szefie. - odgryzłam się bez powodu. - Do dzieła. - przetarłam ręce, jak zły charakter w bajce Disneya.
- Nie wiem, co to miało być, ale podobało mi się. - wyśmiał Liam. 
Ostatni raz obdarowałam go ostrzegawczym spojrzeniem i wróciliśmy do rozmowy.

-----
Jak pewnie większość z was wie, wattpad ma ograniczoną ilość rozdziałów. Także następne części możecie znaleźć na moim profilu. Do usłyszenia ❤

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz