10.

6 1 0
                                    

ALEC

Audrey. Deborah. Madeleine.

Pierwsza wylądowała w moim łóżku po godzinie znajomości. Z drugą piszę bez przerwy, bo widzę, że na mnie leci. A jeśli chodzi o tą trzecią...sam już nie wiem co mam o niej myśleć.

Maddie jest jak jakiś pieprzony kalejdoskop. Czasami potrafi doprowadzić mnie do irytacji sięgającej zenitu, jak na przykład w tej sytuacji z Audrey; uprawiam seks z laską, współlokatorka wchodzi do pokoju i zaczyna udawać moją dziewczynę, tylko dlatego, że ją pocałowałem w jakiejś głupiej zabawie. No i właśnie w tym miejscu, moje myślenie o niej zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze z nikim nie całowałem się w ten sposób i jeżeli to był jej pierwszy pocałunek, jak domniemam, to ta dziewczyna ma wrodzony talent do całowania i szkoda, że prawdopodobnie ten talent zostanie zmarnowany.

Biegłem po wybrzeżu, które miało jej kolory. Złoty piasek, jak jej włosy i błękit oceanu, jak jej oczy.

Przestań. O. Niej. Myśleć.

Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni. Odebrałem połączenie przez słuchawki bezprzewodowe.

-Alexander? - To była moja matka. Naprawdę jeszcze jej mi tylko brakowało.

-Och, cześć mamo – powiedziałem nadal biegnąc.

-Podobno masz jaką informację odnośnie najbliższego bankietu The Abigail Fundation.

-Tak – odpowiedziałem – Przyjdę z kimś.

-Doprawdy? Nie powiem, słyszałam, że ty i Deborah Grae macie się ku sobie, jednak nie sądziłam, że już otrząsnąłeś się po zdradzie Lily.

Cała moja matka. Niby czuła i dobra, ale to tylko pozory. W jednym zdaniu, które ma brzmieć przyjaźnie, przypomni mi o największym bólu w moim życiu. Gdyby Lilian mnie nie zdradziła, All nie wylądowałby na wózku, nie potrąciłbym tamtej osoby, nie wiedząc czy nawet żyje, bo rodzice tak skutecznie przede mną to ukrywają, że nawet nie znam płci tej osoby, a ani ja, ani Alberto nie pamiętamy tego. Gdyby nie zdrada mojej dziewczyny, nie stałbym się tym kim jestem teraz – nie byłbym dupkiem.

-Ptaszki ci wyćwierkały? - Prychnąłem.

-Ja i mama Debby prowadzimy razem interesy – powiedziała jakby to była błahostka - Ta urocza dziewczyna była u nas wczoraj, kiedy esemesowaliście.

Urocza, bo podobna do ciebie – pocisnąłem rodzicielce w myślach.

-Świetnie – przyznałem z sarkazmem – Choć to nie ona będzie mi towarzyszyć.

Nie mal wyobraziłem sobie wściekle zszokowaną minę matki.

1:0, dla mnie mamusiu.

-Ale jak to?! - Oho, już zaczyna się podnoszenie głosu – Ja wiem, że dałam jej oddzielne zaproszenie, lecz to nie koliduje z tym.

-Koliduje, bo idę z Maddie.

-Słucham?! Z tą biedną dziewuchą, której twój ojciec opłaca szkołę i na dodatek jej ciotce leczenie, bo ciebie pilnuje?!

-Dokładnie z tą.

Wiedziałem, że matka już dostała białej gorączki. Mimo, że to moja matka, nie było mi jej szkoda. Ona mnie jedynie tolerowała. To ja się urodziłem pierwszy, to ja z niej zrobiłem matkę, to urodzenie mnie było bardziej bolesne. Urodzenie mojego bliźniaka zajęło jej trzy minuty. Bym ja przyszedł na świat leżała na porodówce trzynaście godzin. Zawsze to powtarzała, nawet się nie zastanawiając czy ja cokolwiek z tego rozumiem, albo czy przypadkiem jej tok myślenia, nie jest dla mnie bolesny.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 26, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

It's YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz