To już moje ostatnie dzisiejsze "odwiedziny".
Idę przez korytarz domu opieki nie zważając na ludzi. I tak nikt mnie nie zauważa. Patrzę na numery sal, 56..57..58..59..staruszek drzemie na wózku, poprawiam mu koc....61..62..i jest. Sala 63, patrzę na staruszkę siedzącą na fotelu oglądającą zachód Słońca. Jest bardzo drobna, jej piżama wisi na niej jak na wieszaku. Jednak twarz ma bardzo pogodną, oczy wyglądają jak dwa błyszczące szafiry, włosy ma związane w luźny warkocz. Podchodzę do niej bez wydawania żadnego dźwięku, wyjmuję małą klepsydrę z czarną obudową i zielonym piaskiem, stawiam ją na parapecie i dokładnie widać, że piasek prawie się już przesypał się z góry na dół. Staruszka ją zauważa i leciutko się uśmiecha.
- Mamy piękny zachód Słońca nieprawdaż złotko? - mówi cichym i spokojnym głosem.
- Tak, - mówię, podsuwając krzesło aby usiąść obok Pani Hamilton- nie wielu ludzi zwraca na to uwagę.
Staruszka lekko przesuwa się w fotelu, aby na mnie spojrzeć. Nie ukrywam się, zdejmuję kaptur bluzy, wiem co widzi. Młodą kobietę o oliwkowej cerze, orzechowych oczach, długich lekko kręconych jasnobrązowych włosach z czerwonymi refleksami zebranych w kucyk związanych obok ucha, ubraną w czarną bluzę spodnie oraz czarne trampki. Podrapałam się za uchem z zakłopotania, choćbym nie wiedziała ile razy spotykała się z takim spojrzeniem robię to. Pani Hamilton znowu się uśmiechnęła.
- Przypominasz mi moją przyjaciółkę z dzieciństwa, Annabel Scott. Dziękuję, że nie muszę patrzeć na kościotrupa tylko widzę znajomą twarz.
Zaniemówiłam na sekundę po czym się uśmiechnęłam. Obie zwróciłyśmy wzrok na trwający zachód. Trwało to chwilę, później piasek się przesypał do ostatniego ziarenka. Wstałam z krzesła i zdjęła prawą rękawiczkę i wyciągnęłam rękę do ciała, które powoli zaczęło opuszczać ciepło.
- Catrino Hamilton jesteś gotowa na powrót do domu? - powiedziałam patrząc na kobietę.
Z jej ciała zaczęła unosić się mgiełka, która uformowała się nie w starszą panią tylko w kobietę po 30. Catrina Hamilton, gdy była młoda miała długie blond włosy, jeszcze bardziej lśniące oczy, masę piegów na twarzy, pełne różowe usta i figurę modelki. Nosiła żółtą sukienkę w białe grochy i również żółte szpilki. Spojrzała na siebie zdziwiona, później na mnie.
- Z największą ochotą. - Dotknęła mojej prawej dłoni i zamieniła się w światło. Po sekundzie stałam sama w sali 63.
Wzięłam telefon z tylnej kieszeni spodni i wpisałam hasło. Weszłam w aplikację i odznaczyłam Panią Hamilton. Spojrzałam na godzinę. 16:38. Koniec roboty mogę wracać do domu. Wyszłam z sali, mijając pielęgniarkę szepnęłam jej do ucha ,,Sala 63", lekko drgnęła i ruszyła w tamtą stronę. Wyszłam z domu opieki i ruszyłam do mojego samochodu, który stał kilka metrów dalej. Był to chevrolet Camaro z 1967 roku, żółty w czarne pasy. No co? Nie jestem Tatą, mogę jeździć czym chcę. Wsiadłam do środka, odpaliłam i ruszyłam w stronę domu.
~☆~Weszłam do jednego z apartamentów. Z zewnątrz wyglądał dosyć ponuro, ale w wewnątrz był bardzo przytulny. Moje mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Całe mieszkanie było urządzone według mojego stylu. W holu stała biała stara szafa idealnie dopasowana do szarych ścian i różowych gipsowych róż, które wisiały w niektórych miejscach tworząc konstelację którą kiedyś oglądałam z siostrą i Tatą. Żadne z nas nie może sobie przypomnieć jej nazwy, ale zawsze ją odnajdujemy na niebie. Zdjęłam buty, szalik i czapkę i ruszyłam do kuchni. Kuchnia była urządzona pod musical Beetlejuice. Nie pytajcie czemu, ale właśnie za to ją lubię. Białe ściany, czarna zabudowa oraz stół. Zielono-fioletowe zasłony oraz czerwona zastawa. Podeszłam do lodówki i wyjęłam mleko, mam ochotę na kakao z biszkoptami. Nie często jem takie rzeczy, ponieważ kojarzą mi się z domem i pierwszymi miesiącami, które z jego pamiętam. Gdy mleko grzało się w mikrofali otworzyłam okno, od razu wbiegł przez nie czarno biały kocur o niebieskich oczach. Podbiegł do swojej miski i zaczął jeść karmę. Nie zwracałam na nią większej uwagi. Mleko się nagrzało i mikrofala zaczęła piszczeć. Wyjęłam je, postawiłam na stole i dosypałam proszku i zwykłej gorzkiej czekolady w wiórkach. Odwróciłam się w stronę jadalni, którą była połączona z salonem i oddzielona pół ścianką od kuchni. W miejscu, które zwróciło moją uwagę, były to okna, a zarazem drzwi na spory balkon. No ja chyba śnię.... Szybko odstawiłam kubek i ruszyłam w tamtym kierunku, otworzyłam drzwi na balkon, szybkim ruchem trzepnęłam po głowie osobę siedzącą na krześle.