1

168 27 164
                                    

Od paru naprawdę długich chwil wpatrywałam się w ogłoszenie przybite do szorstkiej kory wiekowego dębu, stanowiącego centralną część dziedzińca. Mój wzrok mozolnie przesuwał się po pożółkłym papierze, zatrzymując się chwilę na naderwanym dolnym rogu, aż natrafił na ręczne pismo zdobiące dokument. Szybko przeczytałam jego treść, poprawiając wiklinowy koszyk na przedramieniu.

Westchnęłam, uświadamiając sobie, że to kolejne oświadczenie o zbliżającym się balu na królewskim dworze. Moje zirytowanie podsyciła czerwona pieczęć na końcu tekstu, informując o wysokiej wadze niniejszego dokumentu.

Ostatnimi czasy niebezpieczne było poruszanie się po pogrążonych w mroku ulicach miast. Noc, która wraz z ciemnością przynosi ból, cierpienie i niepewność, stała się drugorzędna dla władcy, zaraz po nim samym i coraz częściej odbywających się przyjęciach.

Mieszkańcy, próbując radzić sobie z zaistniałą sytuacją wprowadzili nakaz pozostawania w domach po zmroku, jednak każdy odpowiadał za siebie. Rozsądniejsi zamykali drzwi wejściowe i gasili lampy, obawiając się tych pojedynczych przypadków, którym udało się przedostać przez mury.

Przeniosłam koszyk do drugiej ręki i ruszyłam w stronę jedynej mydlarni w Bartson. Przywitał mnie drewniany szyld z wypalonymi inicjałami S&P oraz charakterystyczny dźwięk małego dzwoneczka przyczepionego do framugi drzwi. Temu miejscu zawsze towarzyszył delikatny różany aromat, a czasem lekka jaśminowa, bądź lawendowa woń. Czułam ten zapach gdy po raz pierwszy weszłam do środka, gdy opracowałam nową recepturę i czuje go teraz, gdy przekraczam próg ostatni raz przed wyjazdem.

Za ladą niezmiennie uśmiechnięta Ruby, przywitała mnie gestem ręki by zaraz znów wrócić do rozmowy z klientką. Ja ściągnęłam płaszcz i złapałam za powieszony biały fartuszek z wyhaftowaną różą na boku. Przesunęłam po niej opuszkami palców, wygładzając materiał. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie o Talii, która podarowała nam je w ten sam dzień, w którym poinformowała nas, że odchodzi. Wyszła za mąż za namową rodziców i wyjechała do Północnego Królestwa, spełniać się w roli żony i matki. Za każdym razem, gdy o niej myślę, mam wrażenie, że mi nie jest pisana taka droga życia.

Jak na złość, dzień minął mi zaskakująco szybko i po długim pożegnaniu ze wszystkimi pracownikami, wracałam do swojego mieszkania. Wyjechać musiałam z samego rana, by przed zmrokiem zdążyć dotrzeć do stolicy. Jak bardzo chciała wydłużyć sobie drogę, tak nie mogłam, słońce już prawie chowało się za horyzontem, a ja mieszkałam w drugiej części miasta.

Kilku mężczyzn zapalało właśnie latarnie uliczne, a ja przechodząc przez środek dziedzińca, ponownie spojrzałam w stronę centralnego punktu i ogłoszenia, które wciąż tam wisiało i dzięki rozłożystym gałęziom dębu nie zmokło podczas popołudniowego deszczu. Natomiast mokra, brukowa kostka lśniła pod wpływem ciepłego światła, palącego się na ulicach.

Od domu dzieliły mnie zaledwie kilka ulic, gdy usłyszałam krzyk, który dochodząc z bocznej alejki, przyprawił mnie o szybsze bicie serca i nieprzyjemnie podrażnił mi uszy, na co się skrzywiłam. Ten stan nie trwał długo, zachowując resztki rozwagi i samozachowania, prędko ukryłam się za najbliższym rogiem, by nie być wystawiona na wzrok tego, co czeka w mroku zaułka. Każdy dobrze wiedział co powinien zrobić będąc w takiej sytuacji i ja także. Choć nie byłam obojętna na ludzką krzywdę to mocniej owinęłam się płaszczem by powstrzymać drżenie całego ciała i szybkim krokiem ruszyłam w stronę początkowego celu. Po policzku spłynęła mi pierwsza łza, uświadamiając mnie w jak okrutnym świecie przyszło nam żyć, w świecie gdzie podanie pomocnej dłoni może skończyć się straceniem własnej. Spojrzałam przelotnie na swój rozpięty płaszcz, wiedząc, że znajdę tam ukryty sztylet, który nosiłam w razie samoobrony, a który mimo, że dawał poczucie bezpieczeństwa, był zbędny, wręcz bezużyteczny w starciu z bestią.

NemrodziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz