Rozdział 11

2.1K 152 33
                                    

Megan poczuła zapach cytrusów. A zaraz potem kwiatów polnych. A do tego dołączyła jeszcze lawenda, deszcz... I psia sierść.

Meg jednak nie otworzyła oczu. Może dlatego, że miała tak ciężkie powieki, a może to z powodu tego tępego bólu głowy. Nie potrafiła znaleźć w sobie siły na jakąkolwiek czynność. Wiedziała, czym to było spowodowane. Brak treningu nad przemianą w hipogryfa. A przynajmniej zbyt mało. Już nie raz lądowała w Skrzydle Szpitalnym w takim stanie.

Postarała się sobie ułożyć wszystkie wspomnienia po kolei. Bo jakoś jej się pomieszały...
Pamiętała, jak żegnała się z bliźniakami, gdy już kierowali się na mecz. A potem razem z Dumbledore'm czuwała nad przebiegiem rozgrywki. Tak bardzo padało. Z obawą patrzyła na swoich przyjaciół. A potem...
Potem był Cedric, trafiony piorunem. Szaleńczy lot na ratunek spadającemu Harry'emu. Dementorzy. Przemiana w hipogryfa.

W końcu udało jej się otworzyć oczy. Nagłe światło wzmogło ból głowy, ale Megan nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Obraz był rozmyty, ale ktoś siedział obok jej łóżka. Spod uchylonych powiek oceniła, że znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Zamrugała kilkakrotnie. Teraz widziała już całkiem wyraźnie. Zobaczyła George'a, który opierał głowę na skraju jej łóżka. Trzymał ją za rękę. I chyba spał.
Na jej brzuchu leżał zwinięty w kłębek Cotton Candy. Obok łóżka, na krześle siedział Fred, a przy oknie stała Darcy. Harry siedział na sąsiednim łóżku.
Harry.

- Harry... - wyszeptała ledwo słyszalne Megan.

Cotton Candy zerwał się na równe nogi, a George poderwał głowę i zacisnął rękę na jej dłoni. Wszyscy, jak jeden mąż, spojrzeli na nią. Meg postarała się uśmiechnąć. Chyba jej wyszło, bo jej przyjaciele odetchnęli z ulgą. George wstał i przytulił Megan. Zapach cytrusów wypełnił nos Meg. Zawsze lubiła ten zapach bardziej niż jakikolwiek inny.

- Meg... - szepnął.

Megan udało się zmobilizować siły i poklepała go delikatnie po plecach. Zaraz poczuła lizanie na dłoni. Zerknęła na Cotton Candy'ego i uśmiechnęła się szerzej. A wtedy...

- Z drogi, śledzie! - zakrzyknęła Darcy i staranowała George'a, torując sobie drogę do przyjaciółki. - Merlinie, Meg! Coś ty sobie myślała?! Myślałam, że się zabijesz! Tyle strachu to się jeszcze nigdy nie najadłam! Nigdy więcej tak nie rób!

Meg zmusiła się do siadu i roześmiała się. Rzuciła George'owi przepraszające spojrzenie. Ten tylko potarła ręką kark i uśmiechnął się.

- Jak mi kiedyś zginiesz, to cię zabiję! - Darcy wycałowała oba policzki przyjaciółki i zamknęła ją w uścisku.

Megan nigdy nie spodziewałaby się po tej szczupłej modnisi tyle siły. Najwyraźniej troska działa cuda.
Cotton Candy zamerdał radośnie ogonem i zaszczekał.
Kiedy Darcy oderwała się od Meg, podszedł do niej Harry.

- Megan... - głos mu się załamał.

Dopiero teraz Meg zastanowiła się, ile oni tutaj siedzieli. George spał. Czy on w ogóle coś robił poza siedzeniem tu?

- Harry. - uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce. - Czy... Wszystko w porządku?

- Chyba ja powinienem o to zapytać. - zaśmiał się i przytulił ją.

Harry zawsze pachniał jak świeży, czysty deszcz. Megan odwzajemniła uścisk. Był bezpieczny. Nic mu się nie stało. Udało jej się go uratować.
Drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się szeroko.

- Pani Pomfrey! Przyniosłem to, o co pani prosiła!

Cedric wszedł do sali, po czym gwałtownie się zatrzymał, gdy jego wzrok padł na Megan. Po chwili wpatrywania się, po prostu się do niej uśmiechnął. Z wdzięcznością, ulgą i radością.

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz