Ostateczne Rozwiązanie

76 6 5
                                    

Pierwszym widokiem, jaki Draco ujrzał po przebudzeniu, był szary, przegniły sufit lochów, do którego zdążył się już przyzwyczaić.

Poczuł w ustach nieprzyjemny smak. Splunął na ziemię. Gdy to zrobił, zauważył, że na ustach ma sporo zaschniętej krwi, stąd lekko metaliczny posmak. Dopiero teraz zauważył, że głowy nie przykrywa mu już worek.

Zastanowił się. Skoro krew zdążyła już zaschnąć a rany się zasklepiły, to znaczy że od ostatnich tortur minęła przynajmniej doba.

Podczas ostatnich tortur stracił przytomność. Gdyby na jego miejscu był ktokolwiek inny, byłby już martwy. Draco był szkolony do przeżycia takich tortur, odkąd zaczął pomagać Zakonowi Feniksa.
Severus Snape nauczył go, w jaki sposób jeść, pić, a nawet oddychać, by oszczędzać siły. Nie to, żeby w tej chwili miał co oszczędzać. Był wyczerpany. Prawdę mówiąc obawiał się, że jego siły są na wyczerpaniu.

Niemal całą siłę, jaka mu pozostała, wkładał w Oklumencję, jednak wkrótce i na to zabraknie mu sił. Naprawdę, powinni byli wyczyścić mu pamięć. Albo chociaż nie mówić rzeczy, które nie były konieczne. Bo gdyby teraz stracił nad sobą panowanie, śmierciożercy dowiedzą się, że Snape jest szpiegiem. Miał głowę pełną cennych informacji.

Jego przemyślenia przerwało pojawienie się skrzata domowego, który dostarczył mu jedzenie i manierkę wody. Choć miał ochotę rzucić się na ten dość nędzny prowiant, stosował się do rad, które udzielił mu Severus. Zamiast pędzić zaczął pełznąć w stronę pożywienia. Wypił łyk wody, jednak nie wypił jej od razu, a trzymał przez kilka sekund w ustach, by nawilżyć dziąsła. Gdy zaczął jeść, też nie przełykał od razu, by poczuć więcej smaku i oszukać w ten sposób mózg, dając wrażenie, że zjadł więcej. Nie to, żeby papkowata mieszanka starych resztek ze stołu miała jakikolwiek smak, jeżeli nie liczyć pleśni. Po prawdzie smakowało to jak jakaś przedziwna hybryda kurzu, skoszonej trawy i tektury.

Ale absolutnie działało.

Ale sztuczki z jedzeniem to był tylko początek.

Mistrz Eliksirów nauczył go, jak spowolnić własne tętno. Dzięki temu gdy był poważnie ranny, tracił mniej krwi.

Jednak słabł.

Wiedział, że długo już tak nie wytrzyma. Teraz chciał własnej śmierci. A oni nie chcą go zabić. Owszem, odkryli zdradę, jednak Czarny Pan nie chciał jego śmierci. No bo co by mu to dało? On chciał wydusić z niego informacje, dodadkowo pokazując innym, czym skutkuje nieposłuszność.

Jednak ostatnie tortury prawie doprowadziły do jego śmierci. To daje mu spokój na jakiś tydzień. Dadzą mu czas na względną regenerację, i będą torturować dalej. Ale szanse, że przeżyje kolejną taką noc były więcej niż znikome. Właściwie to zupełnie niemożliwe. Jednak zanim zginie, zapewne złamią jego Oklumencję, dowiedzą się wszystkiego. A na to nie mógł pozwolić.

Ostatecznie zostaje tylko jedno rozwiązanie.

Zabić się, zanim oni zabiją mnie.

Pomyślał ponuro, patrząc jak z sufitu kapie brudna woda.

Byłoby dobrze wcześniej zabić jakiegoś śmierciożercy. Do jego celi najczęściej przychodzili Lucjusz i Bellatrix. Żadne z nich nie należało do słabych. Byli trudni do pokonania nawet dla osoby w szczytowej formie. A on był już nawet nie pół żywy. Gdyby mógł choć na chwilę odzyskać siły...

A może...

Dałoby się to zrobić. Dzięki radom Snape'a był w stanie o kilka procent spowolnić bicie własnego serca. Dałoby się to zrobić na większą skalę?

Normalna osoba dorosła robi mniej więcej szesnaście oddechów na minutę. Jemu udało się zmniejszyć tą liczbę do sześciu. Była to oczywiście płynna, bardzo stopniowa zmiana, którą osiągnął przez ciągłe spowalnianie oddechu. Oczywiście mugol nie byłby w stanie tego zrobić, ale może, ale tylko może, on mógłby zmniejszyć puls do absolutnego minimum?

Zajmie mu to kilka dni. Nie będzie łatwo, nie miał nawet pewności, że to się uda, ale jeśli tak, to miałby spore szanse.

Po takim oszczędzaniu sił, gdyby nagle przywrócił sobie standardowe tętno, co już nie było tak długim i żmudnym procesem, dostałby gwałtownego zastrzyku sił i adrenaliny. Ale to potrwa bardzo krótko.

Jednak to jedyne wyjście, choć bardzo niepewne.

Ryzykowne.

A nieopłacalne ryzyko przypłaca się życiem.

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Witam. Tak, jeszcze żyję i mam się względnie dobrze. Na tyle, na ile to możliwe jak się jest w Liceum na biolchemie. Nauczyciele cisną jak jasna cholera. Jak siedzę na lekcjach to moja jedyna myśl brzmi mniej więcej „Merlinie, w co ja się wjebałam?!”.
Ale już szykuję dla was kontynuację.

„Mroczne tajemnice Malfoy's Manor" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz