Biegła i biegła, jakby właśnie od tego zależało jej życie. Z głowy zniknęły jej wszelkie myśli. Wiedziała tylko, że musi biec.
Musiała uciec.
Ponowne ujrzenie Karola otworzyło stare rany, które tak naprawdę jeszcze się nie zagoiły.
Zatrzymała się, by zaczerpnąć powietrza, opierając dłonie na kolanach i znowu zrobiło jej się niedobrze.
Pomyślała o oczach Diany. Były tak pełne smutku, współczucia. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła ukłucie winy. Diana była kolejną starą raną, która wciąż się nie zasklepiła.
Osunęła się na ziemię i rozejrzała po okolicy. Wbiegła w las. Pamiętała budowanie fortów, jej wspólnego klubu książki z dziewczynami, niezliczone bitwy na śnieżki.
Pamiętała, że jej pierwszy pocałunek z Karolem był właśnie w tym lesie. Nie wiedziała, czy była obolała po biegu, czy też może przez bolesną przeszłość.
Prawdopodobnie była to mieszanka obu.
Zamknęła oczy i zobaczyła twarzy Maryli. Nigdy wcześniej nie wyglądała na aż tak rozczarowaną, tak zawstydzoną.
Uderzyła pięścią w ziemię, jedynie raniąc sobie tym rękę. Jęknęła i przeklęła pod nosem, a wtedy nagle usłyszała szelest.
Zamarła w miejscu przerażona tym, że ktoś mógł ją usłyszeć. Nie chciała stawiać nikomu czoła.
Popatrzyła na krzaki przed sobą — szelest stawał się coraz głośniejszy, więc złapała leżącą nieopodal kłodę.
Chciała sprawiać wrażenie groźnej. Lecz wtedy z zarośli wyskoczył szary lis, którego Ania tak lubiła. Uśmiechnęła się szczerze, choć nie robiła tego już od miesięcy.
– Mój kochany lisie! Och, przyszedłeś mnie uratować! – Pochyliła się, jednak zwierzę, zamiast normalnie ją przywitać, syknęło. Ania odskoczyła urażona. – Ty też, co?
Odchyliła się do tyłu i zdjęła czapkę.
– Lisie! To ja, twoja Ania! – Ponownie spróbowała się do niego zbliżyć, ale on się cofnął.
Serce rudowłosej pękło. Nawet jej własny lis nie wiedział, kim była. Popatrzyła na zwierzaka. Jego szare futro było tak samo puszyste, jak zwykle, a oczy błyszczące i niebieskie. Próbowała w nie popatrzeć, lecz ujrzała jedynie strach. Nawet nie wiedziała, że zmieniła się do niepoznania.
Wpadła na pewien pomysł, dlatego szybko sięgnęła do torby i wyjęła z niej chusteczki do demakijażu. Tego poranka nałożyła grubą warstwę podkładu, narysowała kreski oraz wytuszowała rzęsy.
Spojrzała na lisa. Naprawdę chciała, by ją poznał.
Więc przyłożyła chusteczkę do twarzy i zaczęła ścierać swoją maskę.
Po minucie pomagania sobie lusterkiem w telefonie w końcu skończyła. Patrzyła na odbicie kogoś, kogo nie widziała już od dłuższego czasu.
Jej brwi były naturalnie rude. Rzęsy długie, ale płomienne, zamiast czarne.
Jej piegi. Było ich tyle, co zwykle. Delikatnie ich dotknęła. Nigdy ich nie lubiła, ale on tak.
Odłożyła telefon i związała włosy, odsłaniając twarz przed lisem.
To może zabrzmieć głupio, ale Ania potrzebowała kogoś, kto wiedziałby, że nadal jest sobą. Nawet jeśli tym kimś miałby być lis.
Zwierzę pozostało nieruchome, rudowłosa również nie ważyła się poruszyć. Lis powoli się zakradł, aż w końcu znalazł się tuż przed nią.
CZYTASZ
CIEŃ ━ SHIRBERT
Fiksi PenggemarAnia nie jest tą samą dziewczyną co kiedyś. to nie powstrzymuje Gilberta przed kochaniem jej. ma miejsce pewne wydarzenie, które całkowicie zmienia Anię, pozostawiając jedynie cień dawnej jej. odpycha od siebie wszystkich. wszystkich, oprócz pewnego...