Rozdział 14

454 15 15
                                    




- Czy mój ojciec umarł, czy Boruto żyje?

- Słuchaj młoda, serio nie mam czasu-

- Mów kurwa, chcę wiedzieć!- stres połączył się z oburzeniem.

- Z Boruto nie jest dobrze, a co do twojego taty to nie wiem. Za jakieś 20 minut powinniśmy byś w domu, jedź tam i czekaj.- ledwo wysapał.

- Ale przecież do domu jest-

- Na razie młoda.- i się rozłączył. Za pewne złamią milion przepisów, żeby dojechać do domu na czas.

Zablokowałam urządzenie i schowałam je do tylnej kieszeni moich spodni. Popatrzyłam na Inojina, widziałam w nim niepokój. Jak mój ojciec uszedł z życiem, a Boruto nie.... To zabiję go, ale tym razem gołymi rękami. Nie daruję mu, jak można być takim podłym człowiekiem? Mogłam zastanawiać się dalej, ale dojeżdżaliśmy już do domu. Dokładnie tak, chłopak który kierował autem również łamał przepisy, ale nie tak dużo co Shikadai.

***

Zatrzymaliśmy się pod domem i tak jak myślałam reszta już w nim była. Niemalże wyleciałam z auta, pognałam do budynku. Weszłam do domu i skierowałam się do odpowiedniego pomieszczenia. Przed salą było czterech chłopaków, od razu mnie przepuścili.

Na wejściu wyszeptałam cicho ,,o boże", co i tak każdy słyszał. W pokoju było cicho, słychać tylko pikanie kardiomonitora. Ten którego chciałam zobaczyć od jakiś 45 minut leżał nieprzytomny na szpitalnym łóżku. Chciałam wtedy go przytulić, powiedzieć mu ,, będzie dobrze", ale nawet ja w to nie wierzyłam.

Obok jego łóżka stał Denki (on u nas był takim ,,lekarzem"), patrzył w pikające gówno i coś zapisywał na karcie zdrowia. On też miał bardzo skwaszoną minę, i to jest pewne Boruto może nie wyjść cało.

Pociągnęłam za sobą Shikadaia i wyszłam na zewnątrz. Zatrzymałam sie przy marmurowym filarze i oparłam plecy o niego.

- Mów..- popatrzyłam na chłopaka i czekałam na odpowiedź.

- Eh... Nie będę kłamał. Boruto jest... No on ma...- płyta się komuś zacieła?

- No gadaj, co mu jest?

- No ma bardzo małe szanse na przeżycie.- rozszerzyłam oczy i otworzyłam usta.

- Czyli umiera?- pokiwał głową.- Co się tam odjebało?

- Chodzi ci o te zawody?

- Mhm..

- Po tym jak strzeliłaś, twój ojciec dostał w brzuch. Powiedzmy, że było wszystko zajebiście do czasu aż jego ludzie też oddali kilka strzałów. Boruto jak wiesz dostał w klatkę piersiową, bardzo blisko serca. Na szczęście kula nie przebiła serca, ani płuca.- teraz bardzo ciekawie wyglądały kafelki pod moimi nogami.- Ale i tak jest źle, bo przerwała ścięgna... Co do twojego ojca, z nim nie jest lepiej. Jednak oni mają lepszy sprzęt medyczny i za pewne przeżyje. Będziemy robić co się da... Spokojnie młoda.- tak sztucznie to się chyba nikt nie uśmiechnął.

- Czy ktoś zginął?- wypaliłam, nie interesowało mnie to, ale..

- Sześć osób, wszystkie były ludźmi twojego stare- taty.

- Gdzie są ludzie mojego taty?

- Czemu pytasz?- patrzył na mnie jak na jakąś dzikuskę.

- Gdzie?- powtórzyłam.

- Nie wiem.

- Ostatni raz, gdzie?- nerwowo deptałam podłogę.

- Parę mil stąd, a co?

A może powiesz ,,Tak"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz