ITAKA

712 68 62
                                    




AKT I ; ZACHÓD

Różnica czasu pomiędzy Tokio a Rio de Janeiro wynosi dwanaście godzin. Kozume Kenma myśli o tym za każdym razem, kiedy patrzy na zachód słońca, który swoimi złotymi promieniami przykrywa stolicę Japonii. Mrok powoli wkracza pomiędzy budynki, jednak betonowa dżungla żyje swoim życiem ⎯ neony nonszalancko wkradają się na tłoczne ulice, aby oświetlić twarze mieszkańców metropolii swoim własnym światłem. Widok z apartamentu rozciąga się na panoramę miasta. Ciężko dostrzec z tego miejsca, jak ostatnie róże i pomarańcze umykają przed rozlanym przez Matkę Naturę atramentem. Bez ostrzeżenia przywłaszcza sobie cały niebiański pergamin i przytula do piersi w zdradzieckiej księżycowej poświacie.

W pomieszczeniu panuje przyjemna cisza, współgrająca z szumem komputerów. Na siedemnastym piętrze nie słychać klaksonów, krzyków ani nocnego zgiełku. Dobrze czuje się w samotności. W stosunkach międzyludzkich jest jak słoń w składzie porcelany. Brakuje mu gracji i odwagi w rozmowach twarzą w twarz. Staje się wtedy znowu chuderlawym nastolatkiem schowanym w cieniu swojego najlepszego przyjaciela; dziwakiem jakby zakorkowanym w butelce, przemykającym po korytarzach Nekomy z konsolą w dłoniach. Oh, gdyby wtedy mógł podzielić się każdą trapiącą go myślą tak otwarcie... Na pewno byłby kimś dużo bardziej interesującym. Ale cisza go uspokaja. Nie musi się ukrywać w próbach zachowania anonimowości ani starać się utrzymać problemy we własnej głowie. Teraz stara się nie chować się w swoim mieszkaniu w centrum, podnosi ludzi na duchu podczas streamów i stara się kontrolować poziom wody sodowej, jaka wypełnia jego osobę. Gdyby ktoś powiedziałby jego młodszej wersji, że będzie osobą publiczną ⎯ zapewne zaśmiałby się temu człowiekowi w twarz. Zresztą w momentach takich jak ten, ma ochotę wybuchnąć śmiechem, tak żeby świat usłyszał.

Odkąd pamięta, całkiem komfortowo czuje się w towarzystwie tylko jednej osoby.

Myślami jest daleko. Buduje domki z kart we własnej głowie, które burzy dzwonek telefonu. Nie odwraca się. Pozwala sobie na chwilę zadumy. Do jego powiek nadal wyhaftowany pozostaje obraz kryjącej się za horyzontem palety barw. Otwiera leniwie oczy i dostrzega w szybie swoje odbicie. Nie wygląda szczęśliwie. Jakby mógłby, skoro jego nie ma obok? Wzdycha i odchodzi leniwie, szurając klapkami po, lepkich od kroków różnych osób, drewnianych panelach. Stara się zedrzeć z siebie koc, którym owinęło go zamyślenie. Jest to znacznie trudniejsze niż przewidywał ⎯ przeszywa zimnem jak pierwsze zetknięcie rozgrzanej o poranku snem skóry i chłodnej rzeczywistości. Imię na wyświetlaczu maluje mu jednak uśmiech na twarzy. Zmęczone oczy błyszczą, jakby tchnięto w ich posiadacza nowe życie. Może trochę tak jest...

⎯ Ah, Kenma! ⎯ Słyszy po drugiej stronie linii (i świata). Tak przyjemnie móc rozkoszować się jego ekscytacją... ⎯ Patrzyłeś? ⎯ pyta jak dziecko. Za każdym razem to robi.

⎯ Dwieście trzydziesty ósmy zachód słońca ⎯ odpowiada. Opiera się o kuchenną szafkę biodrem.

⎯ Prawie się spóźniłem.

Wiatr szumi w słuchawce, ale Hinata potrafi go przekrzyczeć. Nawet z nim rywalizuje, choć może być pewny zwycięstwa. Wygrywa nie tylko zawody, ale i ludzkie serca. O to Kenmy nie musiał się nawet starać. Oddał mu je bez niepotrzebnych turniejów czy konkursów. Lecz czy miał jakąś konkurencję? Jest chłopcem, którego kocha od pierwszego spotkania. Nie mógłby się z nikim równać.

⎯ Dwieście trzydziesty ósmy wschód ⎯ dodaje za niego. Nalewa do smukłego kieliszka czerwonego wina. Przypomina krwiste fale sztormu, które pochłaniają topielców i zdrowe zmysły. To rodzaj oceanu, gdzie z szaleństwa niejeden kapitan postanowił oddać się szkarłatnej otchłani. Ale Kenma jest doświadczonym piratem. Nie wypływa podczas burz. Odkłada pustą w połowie butelkę na blat z zimnego marmuru. A może w połowie pełną? Odkąd pamięta, jest pesymistą.

KOI NO YOKAN. kenhina ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz