Rozdział 2 - Powiew śmierci

190 31 109
                                    

W komisariacie po raz pierwszy od wielu tygodni wrzało — ludzie szeptali między sobą, a posterunkowi biegali, przygotowując kawy dla wyżej postawionych kolegów z nadzieją, że ci zdradzą im kilka szczegółów o sprawie. Dziurzyński kroczył pomiędzy nimi z czymś w rodzaju dumy, w końcu to jemu bezpośrednio przydzielono tę sprawę, a mimo to nie rozsadzała go ekscytacja, jak to było w przypadku Filipa czy innych posterunkowych. Gabriel doskonale wiedział, czym jest śmierć i — w przeciwieństwie do swoich współpracowników — nie traktował tego morderstwa w kategorii interesującej, podniecającej zagadki. Dla Dziurzyńskiego miało to o wiele głębsze podłoże — zależało mu na prawdzie i sprawiedliwości, nie na zabawie w detektywa i ukaraniu pierwszej lepszej osoby. Idąc w stronę pokoju przesłuchań, musiał znosić dziesiątki zaciekawionych spojrzeń, które od jakiegoś czasu doprowadzały go do wewnętrznej frustracji. Czy ludzie naprawdę nie mogą się zająć własnymi sprawami?

Wszedł do pomieszczenia z lustrem weneckim, gdzie już czekał na niego komendant. Dlaczego przyszedł tu osobiście? Szybko jednak przypomniał sobie, że mężczyzna przyjaźnił się z ojcem Julii od czasów podstawówki. Po komendzie krążyły plotki, że faworyzował Fijewskiego, dawał mu lżejsze zadania, a także pobłażał wszelkie występki.

Lucjan Wiśniewski był człowiekiem zasad i sprawiedliwości, świadczyły o tym chociażby jego wiecznie ściągnięte, krzaczaste brwi i krótko zgolone, ciemne włosy, miał jednak swoją empatyczną stronę. Przyglądał się córce przyjaciela przez szybę w głębokim zamyśleniu.

— Może to głupie, ale chciałbym, żeby kogoś kryła — zaczął, wzdychając. Lucjan odwrócił się w kierunku Gabriela ze smutkiem wypisanym na twarzy. Zawsze uchodził za twardego, ale tym razem przegrał z emocjami. Nie potrafił pojąć, jak to możliwe, że on, Lucjan Wiśniewski, komendant, nie zauważył, co się dzieje. Nie dostrzegł, że u jego przyjaciela jest źle.

Dziurzyński podszedł do przełożonego i zerknął na Julię. Nastolatka siedziała na krześle z wyprostowanymi plecami, nie ukazując cienia zmartwienia czy poczucia winy.

— Sądzę, że to nie jest takie proste, jak się może wydawać — odpowiedział po chwili Gabriel, a kiedy Wiśniewski rzucił mu zdziwione spojrzenie, uśmiechnął się i kontynuował: — Wersja dziewczyny nie do końca zgadza się ze śladami — wyjaśnił. — A do tego uważam, że naprawdę ciężko o taką psychopatkę, której nie wzrusza nawet śmierć bliskich. — Uniósł kąciki ust, mimo że w rzeczywistości nie było mu do śmiechu. Julia zdawała się prawdziwą zagadką emocjonalną, a on nie nadawał się do podobnych spraw, zwłaszcza teraz, gdy sam borykał się z uczuciami.

— Więc jest jeszcze nadzieja, że po prostu zwariowała. — Uśmiechnął się komendant. — Spróbuj coś z niej wyciągnąć — dodał, patrząc prosto w oczy mężczyzny. Dziurzyński wyczuł desperacką prośbę, pragnienie oczyszczenia sumienia, na którym ciążył ciężar śmierci Fijewskich. — Mnie się nie udało.

Gabriel skinął głową i wyszedł z pokoju, przechodząc do jasnego pomieszczenia, gdzie znajdowała się Julia Fijewska. Dziewczyna uniosła wzrok i utkwiła w nim spojrzenie podnieconych, jasnych oczu. Zabandażowane dłonie spoczywały na stole, a na jej twarzy, wciąż dziecięcej, lecz na swój sposób kobiecej, błąkał się półuśmiech. Dziurzyński powoli usiadł naprzeciwko nastolatki, która obserwowała każdy ruch policjanta.

— Boisz się mnie? — zapytał, zerkając w oczy Julii, która się roześmiała. Tym razem śmiech dziewczyny nie przypominał obłąkańczego, czaiło się w nim prawdziwe rozbawienie. Spojrzała na Dziurzyńskiego swoimi iskrzącymi życiem oczami i uśmiechnęła się w naturalny, uroczy sposób. Gabriel poczuł się dziwnie zakłopotany. — Co cię tak rozbawiło?

Niewyjaśniony przypadek JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz