Promienie słońca wychodziły przez otwory w okiennicach, opadając łagodnie na moje łóżko, jakby starając się mnie obudzić. Udało im się to, zresztą jak zwykle - po chwili siedziałam już na brzegu mojego posłania, szykując się na dzisiejszy dzień.
Podeszłam do lustra, które było zakurzone i brudne, niemniej widać w nim było co nieco. Ściągnęłam ciasno gorset i wciągnęłam na siebie brązowo-białą, sznurowaną suknię, a moje długie, krukoczarne włosy zawiązałam w dość niewyszukany supeł.
Jedną ręką sięgnęłam po chusteczkę, ręcznie haftowaną przez moją rodzicielkę, i przetarłam delikatnie szklaną powierzchnię lustra, po czym się w nim przejrzałam, a na moich ustach, wbrew mojej woli, pojawił się lekki, powściągliwy uśmiech.
Po kilku minutach obróciłam się na pięcie i odeszłam od owego przedmiotu, udając się do kuchni, gdzie zastałam moją matkę, krzątającą się przy garach. Przygotowywała właśnie pierwszy posiłek w tym dniu, pucując pracowicie szklanki i wszelakie naczynia. Tuż obok stała moja siostra, Beatrice, gotując w kotle wodę i wlewając ją do misek wykonanych z ceramiki. Na mój widok odwróciła się i uśmiechnęła, a na jej policzkach pojawiły się dołeczki:
- Witaj, moja droga siostro - rzekła, wciąż uśmiechając się łagodnie. Wyglądała przepięknie, jak zawsze - jej proste, miodowe włosy były związane w długi, gruby warkocz, a wielkie, brązowe oczy obdarzały każdego ciepłym spojrzeniem. Może i miała dopiero czternaście lat, ale każdy z czystym sumieniem mógł stwierdzić, że jest naprawdę urodziwa - Przygotowałam dla ciebie śniadanie - przede mną na stole wylądowała miska malowana w kwiaty, z gorącą zupą w środku. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować - jej melodyjny głos dzwonił mi w uszach.
Uniosłam łyżkę do ust i w kilka chwil spałaszowałam całą zawartość misy. Gdy wstałam od stołu, podeszła do mnie matka. Choć skończyła już pięćdziesiąt lat, wciąż wyglądała jak młoda kobieta; tu i ówdzie przybyło jej tylko nieco zmarszczek, ale ten łobuzerski błysk w oku, ogromna charyzma, optymizm i energia nie zniknęły. Pogłaskała mnie swoją delikatnie pomarszczoną dłonią po policzku i dałabym słowo, że widziałam łzy w jej złocistych jak bursztyn oczach.
- Annabelle, moja córko kochana.... - wyszeptała łamiącym się głosem - kiedyż ten czas minął?Masz już dziewiętnaście lat... Jesteś całkiem dorosłą panną...
- Czas rządzi się własnymi prawami, matko - odparłam może trochę zbyt chłodnym tonem. - Ale nie zmienia to faktu, że ludzie rosną i się starzeją.
- Ach, prawda, prawda... - powiedziała, jakby do siebie. -Rośniesz tak szybko... A dałabym słowo, że jeszcze wczoraj byłaś małą dziewczynką...
Po tych słowach objęła mnie, Beatrice i moją najmłodszą siostrę, siedmioletnią Denise, która siedziała na podłodze, bawiąc się lalką, i stwierdziła:
- Nie zasługuję na szczęście, którym jesteście wy... Zrobiłam w życiu tyle złych rzeczy,że sam Bóg nie umie ich zliczyć...Przyznaję, zdziwiły mnie słowa mojej rodzicielki. Była przecież szczerą i dobrą osobą - nigdy nie odmawiała nikomu pomocy lub ciepłego posiłku, a idąc ulicą, do każdego się uśmiechała i ukradkiem wpychała biedakom do kieszeni nieco drobnych. Ale cóż. W końcu każdy ma inną samoocenę.
Około południa owinęłam się płaszczem, wsunęłam na siebie buty i zwróciłam się do mojej matki:
- Wychodzę. Nie wiem, o której wrócę.
Matka odwróciła się do mnie, dostrzegłam w głębi jej oczu zdziwienie.
- Wychodzisz? Ale gdzie? Jest przecież południe, a jarmark zaczyna się dopiero wieczorem... Poza tym sama wiesz, że towary kupuje twój ojciec, gdy wraca z wypraw.
CZYTASZ
𝓟𝓼𝔂𝓬𝓱𝓲𝓬𝓪𝓵
Horror- Nie bój się , Annabelle. Jesteśmy przecież przyjaciółkami, prawda? - zimne ostrze żyletki przejechało mi po policzku, tworząc lekkie rozcięcie. Zimny pot spływał mi po czole. Otworzyłam usta, ale nie mogłam nic powiedzieć. Jakbym w ogóle nie miał...