Sączę już piąte piwo. Sam. W obkórnym barze na przedmieściach Warszawy. Lokal jest już prawie pusty. No, ale czego innego można się spodziewać po takim miejscu?
Zegar wybił już czwartą nad ranem. Poza mną jest tu tylko kilka osiedlowych pijaczków. Łączy nas jedno - wszyscy jesteśmy cholernie nieszczęśliwi.
Nie wiem co ja tu robię. Inaczej. Nie wiem co ja tu jeszcze robię. Powinienem już dawno wrócić do domu. Czyżbym nie mógł się rozstać z tym miejscem?
W „Baranku” spędziłem najlepsze lata młodości. Najlepsze melanże. W pewnym momencie ten lokal stał się praktycznie moim drugim domem. Spędzałem tu z ówczesnymi kumplami wszystkie weekendy. No, czasem w środku tygodnia również się balowało. Czy to wtedy zacząłem się gubić?
- Wszystko w porządku? Mogę ci jakoś pomóc, stary? - zapytał mnie barman.
- Nalej mi piwo - mruknąłem, przysuwając kufel do chłopaka za barem, który momentalnie spełnił moją prośbę.
Grzesław jest dla mnie jak taki starszy brat. Trzydziestopięcioletni właściciel lokalu, który nie rozstaje się ze swoim kowbojskim kapeluszem. Ma on czarne, długie włosy, które zawsze w pracy spina w niskiego kucyka. Jego krótkie wąsy oraz niewielka kozia bródka są bardziej zadbane niż cokolwiek innego w tym lokalu.
To on jest ikoną tego miasta. Nie ma osoby, która by go nie kojarzyła. Szczególnie, że ma najlepsze piwo w okolicy, a drinki jego roboty to niebo na ziemi.
Nikt też nie rozumie mnie tak dobrze jak on. Zwłaszcza po alkoholu.
Muszę zapalić. Oddaję pusty kufel i ruszam w stronę wyjścia. Alkohol zaczął już całkiem mocno szumieć mi w głowie. Czuję, że dość mocno przesadziłem z ilością procentów.
- O, Boże! - krzyknąłem, potykając się o podwyższony próg.
- Boga w to nie mieszaj. Ma o wiele bardziej istotne rzeczy na głowie. - powiedziała brunetka, podając mi rękę i pomagając podnieść się z ziemi.
- Mówisz tak jakbyś wierzyła w jego istnienie - parsknąłem.
- Że niby nie istnieje?
- Bingo.
- Oczywiście, że istnieje!
- Czekam na jakiś sensowny argument - powiedziałem patrząc jej w oczy.
- No, a myślisz, że kto stworzył alkohol? - zasugerowała, po czym zaciągnęła się iqosem.
- Chcesz mi powiedzieć, że alkohol to dzieło Boga? - zakpiłem niedowierzając.
Ta dziewczyna zdecydowanie wypiła więcej ode mnie.
- A kto inny by nas tak bardzo kochał? - odpowiedziała z wyższością i usiadła na murku pod pubem.
Jest niesamowicie piękna. Pytanie, czy to zasługa alkoholu, czy serio tak wygląda.
Ciemnobrązowe proste włosy, identycznego koloru jak moje, sięgały jej lekko za łopatki. Wydaje się być też sporo niższa od moich stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów. Ma tak na oko sto sześćdziesiąt, na pewno nie więcej.
Wygląda całkiem ładnie. Czarna spódniczka w kwiatki w kolorach jesieni. Do tego założyła koszulkę na cienkich ramiączkach, skórzaną kurtkę oraz mokasyny - wszystko w kolorze czarnym.
- Antoni – przedstawiłem się, podchodząc do dziewczyny. Podałem jej rękę, którą z chęcią uścisnęła. - Dzięki za pomoc w pozbieraniu resztek mojej godności. – Wskazałem dłonią na miejsce, w którym leżałem po upadku.
CZYTASZ
Zapach szczęścia
Short StoryAntoni wyjeżdża z rodzinnego miasta, chcąc zapomnieć o bolesnych wspomnieniach. Żyje nadzieją, że kilkaset kilometrów dalej uda mu się zaznać szczęścia i spokoju. Liczy na to, że w innym mieście przeszłość go nie dopadnie, a wszystko to co złe - ulo...