Rozdział 1

21 4 3
                                    

Cassidy

Wstałam wcześnie rano, tak jak zwykle. Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy jakie znalazłam w szafie i zeszłam na dół. Od razu zauważyłam, że rodziców nie było w domu. Nie zdziwiło mnie to jakoś, codziennie ich nie ma od rana do nocy i rzadko ich widzę. Gdy jadłam śniadanie, nagle usłyszałam stukanie w okno. Wstałam od stołu, by zobaczyć co to było. Ujrzałam siedzącą sowę. Była ona brązowa, a oczy miała szmaragdowe. W dziobie trzymała list, który mnie zaciekawił. Wzięłam go, ale jeszcze przed jego otworzeniem zauważyłam, że zwierzątko czekało na jedzenie. Wyciągnęłam krakersa z szuflady i mu dałam. Gdy już odleciała, zobaczyłam, że list był zaadresowany do mnie. Otworzyłam go i zaczęłam czytać. Z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz szczęśliwsza.Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Okazało się, że zostałam przyjęta do Hogwartu! Do listu dołączony został spis podręczników oraz przyborów do kupienia. Przez resztę dnia czekałam niecierpliwie na jutro, żeby opowiedzieć o tym mamie i tacie.

Następnego dnia gdy rodzice byli w domu, postanowiłam im powiedzieć o tym, co się wczoraj wydarzyło. Byli bardzo zaskoczeni, ale również szczęśliwi.
- To kiedy idziemy kupić rzeczy do nowej szkoły? - spytałam mamy z podekscytowaniem. Ona odparła, że można następnego dnia, lecz błagałam ją, żeby zrobić to dzisiaj. Po wielu próbach namówienia, wreszcie się zgodziła. Bardzo cię ucieszyłam.
Po chwili byliśmy już na ulicy Pokątnej. Było tam dosyć tłoczno. Najpierw poszłam po różdżkę do pana Ollivandera. Był to starszy człowiek, bardzo miły, może nawet i zbyt. Gdy weszliśmy do środka, było dziwnie pusto. Czekając na właściciela sklepu, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.  Wiele starych półek które były wypełnione pudełkami, jedno ogromne biurko, lampy na naftę. Widać, że wszystko było bardzo wiekowe, ale i tak dawało cudowny klimat.

- Dzień dobry. Przyszłyście zapewne po pierwszą różdżkę dla córki.  mylę się? - zapytał mile pan Ollivander, odciągając mnie od zamyślenia.

- Nie myli się Pan. - odparłam.

Ollivander tylko się na mnie popatrzył i zaczął grzebać w jednej z wielu ogromnych półek z różdżkami. Po chwili parę z pudełek wyciągnął i położył na biurku.

- To może zacznijmy od tej. - pierwszą różdżką, którą mi pokazał była różdżka z drewna akacji, a rdzeniem zrobionym z włókna ze smoczego serca. Od razu przypadła mi do gustu i ja jej również.

- Widzę, że różdżka znalazła już swojego właściciela. - powiedział Pan Ollivander.

- Tak, dziękuje za pomoc. - powiedziałam sztucznie miłym głosem i wyszłyśmy z mamą ze sklepu.

- Dobry wybór, Cassidy. -
powiedziała po wyjściu ze sklepu. Ja rzuciłam jej tylko szybkie spojrzenie.
Naszym ostatnim przystankiem był sklep ze zwierzętami. Wybrałam kota z niebieskimi jak woda oczami oraz ciemno czekoladowym futrem.

Wszyscy zmęczeni całym dniem zakupów wróciliśmy do domu. Po powrocie zjedliśmy kolacje, a ja od razu udałam się na górę. Wzięłam krótki prysznic, przebrałam się i poszłam spać, by wcześnie rano udać się na mój pociąg do nowego miejsca.

Następnego dnia, szybko spakowałam walizki które zamierzałam ze sobą wziąć do Hogwartu. Razem z rodzicami udaliśmy się na peron. Pożegnanie nie było jakieś specjalne, moi rodzice nie lubią raczej okazywać uczuć. Od początku miałam sceptyczne nastawienie na nowe znajomości i ludzi. Byłam wtedy bardzo zmęczona i jedyne, co mogłabym zrobić w tamtym momencie to usnąć. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie przypadkowe zderzenie się z jakąś osobą. Była to dziewczyna z długimi, falowanymi, spiętymi w luźną kitkę blond włosami i okrągłymi, złotymi okularami na nosie.

- Następnym razem weź uważaj jak chodzisz. - Odezwałam się jako pierwsza, niezbyt przyjemnym tonem.

- Dobrze, bardzo przepraszam. A jak masz na imię? - zapytała, podnosząc się z ziemi.

- Cassidy Flores, a ty? - odpowiedziałam, jednocześnie podając jej pomocną dłoń.

- Charlotte Smith, bardzo mi miło. Jakiej jesteś krwi?

- Czystej. Czemu pytasz?

- Tak po prostu. Nie przepadam zadawać się z osobami z rodziny mugoli.

- Chciałabyś może usiąść razem ze mną w przedziale? - zapytała mnie Charlotte. Czułam się trochę samotna, więc się zgodziłam.

Po znalezieniu pustego przedziału, rozsiadłyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać. Całkiem fajnie mi się z nią przebywało. Gdy gadałyśmy, jakiś chłopak bez żadnego odzewu wsiadł do naszego przedziału i rozłożył się jak na swojej własnej kanapie.

- Nie widzisz, że przedział jest zajęty? - zwróciłam się do niego ostrym tonem, po czym spojrzałam z odrazą. Gdy zauważył mój wzrok na sobie, przestraszył się i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Charlotte spojrzała na mnie z politowaniem. Ja triumfalnie się do niej uśmiechnęłam i wróciłyśmy do naszej rozmowy.

Charlotte to całkowite przeciwieństwo mnie. Jest miła, cierpliwa, zabawna i empatyczna. Ja z kolei jestem sarkastyczna, chamska dla innych, nie lubię okazywać uczuć oraz jestem czasem dosyć... brutalna. Gdy byłam mała, inni bali się ze mną zadawać przez to, jakich mam rodziców. Wkrótce z zamyśleń wyrwała mnie Charlotte.

- Cassidy, mam pytanie... Tak właściwie to dwa. Po pierwsze, czemu ten chłopak się tak bardzo ciebie przestraszył?

- No wiesz, większość czarodziejów zna moich rodziców oraz mnie. Przy pierwszym naszym spotkaniu się trochę zdziwiłam, że mnie nie poznałaś. A jak było widać, ten chłopak mnie rozpoznał. To pewnie dlatego, że jestem bardzo podoba do mamy. No, a to drugie pytanie?

Charlotte na chwilę się tak jakby zacięła. Widać było po jej minie, że jest w lekkim szoku, ale po chwili wyrwała się z zamyśleń.

- Powtórzysz jeszcze raz?

- No, miałaś mi zadać drugie pytanie.

- Aaa, no tak. Czemu zachowałaś się w ten sposób do tego chłopaka? Nie wyglądał na groźnego.

- Zawsze jestem tak nastawiona na innych ludzi. Poza tym, ten chłopak zachował się jak ostatnia świnia. Charakter akurat mam po tacie.

- A nie myślałaś nad tym, by mieć takie trochę no wiesz... Inne podejście do nowo poznanych osób? - zapytała. To pytanie zbiło mnie z tropu. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Rodzice mnie od początku uczyli, by być taką, jaką aktualnie jestem.

- Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz. - odpowiedziałam jej krótko. Po tym, Charlotte nie drążyła już dalej tematu. Może to i lepiej.

Coś czułam, że mój pobyt w Hogwarcie przez te lata nauki będzie bardzo ciekawym okresem w moim życiu. Jak narazie jestem na tyle twarda, by trzymać się wszystkiego po staremu. Pytanie tylko, ile wytrzymam i czy dam radę tak dalej.

Gdy Dzieli Nas Tak Wiele... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz