ROZDZIAŁ 34

423 9 0
                                    

- Na pewno niczego nie potrzebujesz? - zapytał Lucas podczas poprawiania mi poduszki.

- Na pewno. Dziękuję! - uśmiechnęłam się do niego z wdzięczności.

- A jak w Szkole Rodzenia? - usiadł na łóżku.

- Dobrze! - nie chciałam za bardzo wdawać się w dyskusję na ten temat.

- Myślałem o tym. Jeśli nie chcesz chodzić na te zajęcia z Chrisem, z przyjemnością go zastąpię. - podrapał się nerwowo po głowie.

Z jednej strony chętnie zamieniłabym Chrisa na Lucasa. Przy Lucasie mogłabym się skupić na zajęciach, co przy Chrisie było niestety rzeczą niemożliwą. Przy okazji nie byłoby między nami aż tak napiętej atmosfery, jaka towarzyszyła mnie i Chrisowi od pierwszych zajęć w Szkole Rodzenia. Za dużo się między nami wtedy wydarzyło. Pozwoliłam Chrisowi za bardzo się do siebie zbliżyć. Przez to nie wiedziałam teraz, jak się mam zachować w jego towarzystwie. Podczas ćwiczeń unikałam jego wzroku, nie odzywałam się do niego, a jeśli już musiałam, to rozmowa dotyczyła wyłącznie ćwiczeń albo naszego dziecka.

Z drugiej jednak strony podobało mi się to, że Chris był obok i wspierał mnie. Moje dziecko znów miało ojca. To było coś niesamowitego i wręcz nieprawdopodobnego. Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś powiedział mi, że coś takiego się wydarzy, że odzyskam Chrisa żywego, wyśmiałabym tę osobę i przy okazji nazwała wariatką. A teraz to ja wyszłabym na wariatkę, bo Chris faktycznie znowu był przy mnie.

Wykorzystywałam okazje, kiedy był nad czymś skupiony albo z kimś rozmawiał, a jego wzrok nie był skierowany na mnie. Wykorzystywałam te krótkie momenty na to, by na niego patrzeć. Sprawdzałam wtedy, czy przez te sześć miesięcy, kiedy się nie widzieliśmy, coś się w nim zmieniło. Wydawał się jednak taki sam jak wtedy. Oprócz tego, że jego włosy były dłuższe, a ciało bardziej umięśnione (albo mi się to tylko wydawało), nie różnił się zupełnie niczym. Był tym samym starym Chrisem, tym, w którym się zakochałam i którego nadal kochałam. Niestety nienawiść, jaką do niego czułam była równie mocna, jak miłość. Nie potrafiłam się jej wyzbyć. W dalszym ciągu nie potrafiłam przebaczyć Chrisowi tego, że bez słowa zniknął i pozwolił mi wierzyć w to całe kłamstwo, narażając tym samym zdrowie naszej córeczki.

- Dziękuję, ale wolałabym, żeby zostało tak, jak jest. - zaczęłam się bawić wystającą z pościeli nitką.

- W porządku! - jego odpowiedź nie wyrażała żadnych emocji.

Mogłam jednak zgadywać, że moje słowa go nie ucieszyły. Zapewne spodziewał się usłyszeć zupełnie coś innego.

- A jak z Meg? Wyjechała już?

- Tak. Przyjechała z rodzicami się pożegnać. O tej porze powinni być już w Polsce. - spojrzałam na wyświetlaną na ekranie godzinę w leżącym przede mną smartphone.

- Moi rodzice też już dzisiaj wyjechali. - zupełnie o nich zapomniałam. Poderwałam głowę i spojrzałam na Lucasa. - Kazali cię pozdrowić i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia. - było mi wstyd.

Przylecieli specjalnie na ślub swojego syna, do którego nie doszło. Powinnam była ich przeprosić za to wszystko. Właściwie to wszystkim gościom należały się przeprosiny za przedstawienie, jakie zrobiłam w kościele. Nie planowałam tego jednak, a już na pewno nie planowałam spotkać tam swojego zmarłego ex ukochanego.

- Przepraszam, że to wszystko tak wyszło. Pokonali tyle kilometrów, żeby tu przylecieć, a ja...

- Ej! - przerwał mi. - Nie przejmuj się tym! - położył swoją dłoń na mojej. - Nie myśl teraz o tym. Od ślubu ważniejsze jest twoje zdrowie i zdrowie twojego dziecka. - dotknął drugą ręką mojego brzucha.

W tym momencie drzwi do sali się otwarły i stanął w nich Chris. Spojrzał najpierw na mnie, następnie na Lucasa, a dopiero na samym końcu na nasze splecione dłonie i rękę Lucasa spoczywającą na moim brzuchu. Zacisnął usta w wąską linię i po chwili odparł:

- Chyba przyszedłem nie w porę! - zwrócił się w kierunku korytarza i wyszedł tak szybko, jak wszedł.

Poczułam się dziwnie. Było mi źle, że Chris był świadkiem tego wszystkiego. Z jednej strony cieszyłam się, że udało mi się po raz kolejny go skrzywdzić, z drugiej miałam wrażenie, że krzywdziłam przez to siebie. Z rozmyślania wyrwał mnie głos Lucasa.

- Zawsze przyjdzie nie w porę. Choć dzisiaj wybrał świetny moment! - uniósł moją dłoń i pocałował. - Powinien wiedzieć, że już nie należysz do niego. - przejechał kciukiem po delikatnej skórze, w miejscu, w którym sekundę temu były jego wargi.

NIEZAPOMINAJKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz