Linkin Park byli niesamowici. Jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Nie pomijając oczywiście faktu, że cały czas byłam w objęciach Brenta. Gdy jakiś strasznie wysoki facet zasłonił mi cały widok na zespół Kutzle podniósł mnie i posadził na swoich ramionach. Na początku byłam przerażona, że zaraz polecę do tyłu jednak po pewnym czasie zebrałam w sobie tyle odwagi i podniosłam ręce do góry. Wiem, jestem strachliwa, ale nie mam zamiaru się połamać.
***
Szliśmy ulicą obok Parku Lincolna. Zawsze kochałam jego nazwę, choć to tylko nazwisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. idąc obok Brenta i trzymając go za rękę osiągnęłam najwyższy poziom szczęścia. Nic więcej mi w życiu nie potrzebne. Jednak on będzie musiał niedługo stąd odjechać, a ja zostanę znów sama. Nie mogłam poradzić sobie z tą myślą więc zapytałam:
-Kiedy wyjeżdżacie z Newport Beach?
-Niestety już jutro. - odpowiedział i nagle na jego twarzy zobaczyłam szczery smutek.
-Oh... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie chcę się z tobą rozstawać.- Jego słowa trochę mnie zdziwiły, podświadomie chyba jednak ich się trochę spodziewałam. Sama nie wiem dlaczego.
-Ja też nie chcę, ale musisz jechać taka jest twoja praca.
-Możesz pojechać ze mną. - odparł zadowolony z nagłego pomysłu. Mój ty geniuszu.
-Muszę tu zostać. Nie mogę zostawić mamy samej.
-Możemy ją wziąć ze sobą. Pozwiedza Europę.
-Jedziecie teraz do Europy?
-Tak, a czemu pytasz? -zapytał zdziwiony.
-Do Polski też?
-Yyy... Nie. Prawdopodobnie nie znalazł się nikt kto mógłby zorganizować tam nasz koncert. Nie wiem jednak dokładnie. O szczegóły trzeba zapytać Ryana on na pewno będzie wiedział.
-Ah... Okay.
-To co jedziecie z nami? -zapytał ponownie po chwili.
-Muszę to przemyśleć i zapytać mamy o zdanie.
-Dobrze to chodźmy jej spytać. - powiedział zadowolony.
Szliśmy powoli w stronę mojego mieszkania. Deszcz jednak wzmagał się z każdą minutą. Ruszyliśmy biegiem. Po jakimś czasie kompletnie opadłam z sił i nie dawałam już rady dotrzymać Brentowi kroku. Wziął mnie na ręce i tak zniósł aż pod sam blok. Postawił mnie ostrożnie na ziemi i pocałował. Krople deszczu spływał po naszych ciałach. Było dokładnie jak na jakimś romantycznym filmie. to nie może być moje życie. To tylko taki trzy dniowy sen. Jestem prawie pewna, że to nie może być prawda.
Po kilku minutach weszliśmy do mieszkania. Krzyknęłam do mamy, ze wróciłam i poszłam do swojego pokoju przebrać się w coś co nie ocieka wodą jak ja w tym momencie. Brentowi też dałam jakąś suchą męską koszulę którą znalazłam w szafie. Przebrani poszliśmy do pokoju mamy.
-Good Morning - powiedział nieśmiało Kutzle.
-Good Morning - odpowiedziała mama, jest to jedno z niewielu zwrotów po angielsku które rozumie.
-Mamo mamy do ciebie pytanie.
-Tak? Jakie pytanie?
-Bo Brent za... - zawahałam się. Mój towarzysz złapał mnie za rękę, by dodać mi odwagi. Widziałam po nim, że sam gdyby tylko mógł powiedziałby jej o co chodzi. - zaproponował bym, a właściwie byśmy pojechały z nimi do europy. Mają teraz tam trasę koncertową więc.. - nie mogłam wymyślić czegoś bardziej zrozumiałego. Mam jednak nadzieję, ze mama mnie zrozumiała.
-Hm... - wyraźnie nie wiedziała co powiedzieć. - Jesteś pewna, że tego chcesz?
-Tak - odpowiedziałam bez wahania.
-To możesz jechać. Jesteś przecież dorosła, nie musisz mnie pytać o zgodę wiesz o tym prawda?
-Tak wiem. To znaczy, że jutro jedziemy?
-Czekaj, my?
-No tak ty i ja. Przecież nie mogę cie zostawić tu taką samą.
- Nie musisz się o mnie martwić, poradzę sobie - uśmiechnęła się do nas lecz nie udało jej się tym zamaskować grymasu bólu na jej twarzy. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, nie mogłam pozwolić by je ktoś zobaczył, dlatego też szybko je odgoniłam.
-Nie mogę cie zostawić - powtórzyłam - może uda mi się uda namówić chłopaków byś mogła wrócić do Polski. - dodałam po chwili.
-Naprawdę nie musisz nic dla mnie robić. ciągle coś mi dajesz, a ja nawet nie potrafię c się odwdzięczyć. - jej głos był pełen nadziei. Nadziei spowodowanej myślą o powrocie do rodzinnego kraju.
-Oj, żebyś wiedziała, że potrafisz - powiedziałam i mocno przytuliłam się do mamy.
***
Pożegnałam się z Brentem, wyszedł było koło drugiej nad ranem. Muszę spakować walizki- postanowiłam i poszłam do swojego pokoju. Podczas wyciągania rzeczy, które planowałam ze sobą zabrać naszła mnie myśl, a co jeśli pozostali członkowie OneRepublic nie zgodzą się na mój wyjazd z nimi. Z tego co mówił Kutzle wynika, że z żadnym z nich nie jedzie żona, więc czemu chcieliby mnie zabrać?
***
Obudził mnie dźwięk budzika witający nowy dzień. Zobaczyłam obok siebie spakowane walizki i dotarło do mnie, że to wszystko nie był sen i już dziś po południu mam lecieć do Paryża. Zawsze chciałam tam pojechać, ale nigdy nie miałam na to pieniędzy. Teraz tak jakby funduje mi wycieczkę tak jakby chłopak, którego znam od trzech dni. Powinnam chyba się bać. Jadę z obcymi mężczyznami na drugi koniec świata. Jednak jedyne co czuję to szczęście.
Wysłałam do Brenta sms z pytaniem, czy na pewno mogę z nimi jechać. Odpowiedź otrzymałam po kilku sekundach ,,Co to w ogóle za pytanie? Jasne, ze możesz'' Musiałam się jeszcze lepiej upewnić więc napisałam ,,a chłopaki nie mają nic przeciwko temu?'' Kutzle odpisał na to: ,,Nie, nie mają, a jak coś to nie ich sprawa z kim jadę ja :)'' Za chwilkę napisał jeszcze ,, Przyjadę po was o 12, bądźcie gotowe. P.S. podobasz mi się''. ,,Ty też mi się podobasz'' - wysłałam i poszłam obudzić mamę na śniadanie.
Idąc do jej pokoju zadzwonił mój telefon.
-Tak? - odebrałam.
-Hej, Jane musimy pogadać, to pilne. Za dziesięć minut w parku Lincolna, okay? - usłyszałam piękny męski głos.
-Okay - odpowiedziałam i wyszłam z domu.
CZYTASZ
Stop&Stare (Zatrzymaj się i spójrz) ,,OneRepublic fanfiction"
FanfictionJane jest zwykłą mało popularną dziewczyną, fanką Linkin Park. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem poznaje Ryan'a Tedder'a, następnie również innych członków OneRepublic. Od tego momentu jej życie zupełnie się zmienia...