Taehyung od 8 roku życia jest zafascynowany Min Yoongim. Mężczyzna jest jego bohaterem, który uwolnił go z rąk kata. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że został wciągnięty w świat przestępczy, a potem było już za późno.
Paring
Taegi / Vkook
Jihope
Nam...
Jimin dostawał szału. Siedział w tym ogromnym, bogatym domu już kilka dni i miał dość. Kiedyś myślał, że chce tak żyć. Otoczony pięknymi rzeczami, złotem, wygodą... Cieszył się, że chociaż nie mają służby bo siedzenie na dupie byłoby jeszcze gorsze. Bo ile można oglądać głupie seriale? Albo grać w gry... To było fajne przez chwilę, raz na jakiś czas. A nie przez cały czas. Szczególnie jeśli było się osobą, która lubiła działać... I może nie przeszkadzałoby mu to tak bardzo gdyby nie to, że było co robić. Nie był na wakacjach. Ukrywał się podczas gdy jego przyjaciel mógł cierpieć. Bał się o niego i najchętniej sam poszedłby go szukać, ale nie mógł. Miał ochotę przez to rozszarpać Yoongiego. Gdyby nie jego kombinowanie, Jimin i Hoseok już byliby w trasie i szukaliby przyjaciela. Beomgyu też pewnie uruchomiłby swoje wszystkie programy żeby przeszukać miejski monitoring lub sprawdzić połączenia. Jęknął sfrustrowany rzucając na podłogę pilota od tv. Nie miał już pomysłu co ze sobą zrobić. Zazdrościł Marsowi i Kookowi, że mogą przynajmniej pracować bo chociaż wtedy odrywali myśli od obecnej sytuacji. - Jiminie? Hoseok zajrzał ostrożnie do swojego chłopaka. Pokłócili się trochę rano. Sami teraz nie wiedzieli o co im poszło. Po prostu nadmiar emocji negatywnie na nich wpływał j wyżyli się na sobie. - Tak? - Jungkook dzwonił, że zaraz przyjedzie kurier ze sprzętem do domowej siłowni.. Mamy to rozłożyć i możemy ćwiczyć. Jimin podniósł się błyskawicznie z kanapy. Może ćwiczenia przynajmniej w jakimś małym stopniu zabiją mijający czas. Ruszył najpierw w stronę pokoju, który zajmował jego młodszy brat. Cookie był w jeszcze gorszej sytuacji. Nie dość, że był zamknięty i nie mógł działać, to jeszcze nie mógł się skontaktować z Soobinem. Był sam wśród zakochanych. Od kiedy Jungkook zaakceptował uczucia do Seonghwy, zachowywali się jak stare małżeństwo. Jimin miał Hoseoka. A Gyu czuł się samotny. Oczywiście każdy z nich próbował jakoś się wspierać i pomagać, ale atmosfera temu nie sprzyja. Beomgyu nie miał też za bardzo ochoty na towarzystwo. Chciał po prostu żeby to się skończyło. Chciał już przytulić ukochanego i upewnić się, że jego brat jest bezpieczny, w domu. W sumie, Taehyunga też chciał przytulić. I pewnie nie wypuści go nigdzie przez kilka dni, dopóki nie nabierze pewności, że koszmar się już skończył... Wiedział jednak, że wszyscy ich bliscy myślą podobnie, więc nie czuł się tak jakby był przewrażliwiony. - Hej, Gyu, znaleźli dla nas zajęcie... Usłyszał głos Jimina i westchnął. Wiedział, że jeśli będzie w ruchu czas może mijać szybciej ale nie miał siły. Jego stan psychiczny nie pozwalał mu wyjść z łóżka i wyłączyć jakiegoś nudnego serialu, którego tytułu ani fabuły nie był w stanie zapamiętać. - Przyjdę później... Mruknął, naciągając na siebie drogi koc. Nie mógł się przyzwyczaić do tych luksusów. Albo po prostu czuł się dziwnie w tym konkretnym domu. - Beomgyu, bo po powrocie powiem o wszystkim Ericowi... Nie Uciekaj w świat myśli... Nie możemy, braciszku... Chodź, przynajmniej na chwilę.
Soodam uśmiechnęła się lekko widząc swoje odbicie w lustrze. Była piękna. Miała idealną figurę, ładne kształty, duże, błyszczące oczy i długie włosy. Była zadowolona patrząc na swoje nagie ciało, a gdy tak jak teraz miała na sobie krótką, czarną sukienkę podkreślającą jej atuty, a szpilki wydłużały jej zgrabne nogi, była zachwycona. Miała pewność, że każdy kogo spotka będzie jej pożądał. Wiedziała jak kusić. Wiedziała co robić żeby mężczyźni robili co chciała. Niestety nie miała wpływu na kobiety. Te zwykle były o nią zazdrosne i jeśli nie musiały, nie chciały z nią współpracować. Nie potrzebowała jednak sprzymierzeńców. Sama dawała sobie radę. Przecież do tej pory wszyscy jedli jej z ręki i na pewno uda jej się sprawić, że znowu tak będzie. Poszła jeszcze sprawdzić co z jej dzieckiem. To jednak spało, a opiekunka prasowała jego ubranka. Wyszła szybko, chcąc załatwić to co zaplanowała. Droga do hotelu jej męża nie była długa i była tam po kilku minutach nie zaszczycając szofera żadnym spojrzeniem ani informacja czy ma na nią czekać czy nie. W końcu to ona tutaj była panią i on powinien się domyślić... Weszła do ukrytej strefy, gdzie dostęp mieli tylko wybrani i uśmiechnęła się widząc kilku mężczyzn, w tym swojego męża, pochylonych nad jakimiś planami. Pewnie szykowali jakiś zakup lub atak. Z czegoś w końcu musieli żyć. Podeszła do Yoongiego i położyła dłoń na jego ramieniu, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Suga spojrzał na nią zaskoczony, a jeden z mężczyzn, rozbawiony jego zszokowana i jednocześnie zirytowana miną, zaśmiał się głośno. - Kto zamawiał dziwkę? Spytał inny, mierząc kobietę wzrokiem. Jej sukienka była zdecydowanie zbyt wyzywająca w mniemaniu chłopaków, a jej makijaż zbyt mocny. Soodam wciągnęła głośno powietrze zbulwersowana. Nikt nigdy wcześniej jej tak nie nazwał i nie patrzył na nią z tak dużą pogardą. - Jestem żoną twojego szefa, śmieciu! Warknęła. Mężczyźni zaśmiali się patrząc na Yoongiego. - Masz macochę, Suga? Twojemu ojcu na stare lata odbiło? Prychnął jeden z nich, a Min wywrócił oczami, starając się powstrzymać śmiech. W sumie mógł podziękować kobiecie. Pierwszy raz od dnia porwania Taehyunga szczerze się uśmiechnął. Nawet jeśli w jego oczach i duszy nadal był bezgraniczny smutek z powodu tęsknoty za Taehyungiem. - To moja żona, ta co zmartwychwstała. Ale nie przejmujcie się nią, nie ma nic do gadania.
Kobieta obserwowała młodego mężczyznę z lekkim przerażeniem. Lekarze wciąż powtarzali, że niedługo się obudzi i przy personelu udawała, że się z tego cieszy. Bała się jednak konfrontacji. Bała się, że gdy tylko ten chłopak otworzy oczy, wszystko się skończy, a oni zginą lub będą musieli oddać pieniądze. Najbardziej bała się jednak tego, że będą torturowani. Słyszała o skautach. Ich niewinna nazwa była jedynie zasłoną dymną przed prawdziwym ogniem bólu, jaki potrafili zadać. A skoro mieli pilnować jednego z ich członków... Jednego z ich najlepszych ludzi... Mieli przejebane. Nagle chłopak otworzył oczy i jęknął z bólu. Jedyne co go powstrzymywało od ruchu był gips i usztywnienia, które pomagały dobrze zrosnąć się jego połamanym kościom. - G.. Gdzie ja jestem? Spytał cicho, z trudem wypowiadając każde słowo. Wszystko go bolało. Miał wrażenie, że czuje każdy mięsień, a w głowie miał pustkę. Dosłownie, pustynia z szalejącym wiatrem. Nie było nic. - W szpitalu, kochanie. Postanowiła spróbować. Może lekarz miał rację i rzeczywiście chłopak chociaż przez chwilę będzie miał amnezję. W tym czasie może uda im się wymyślić jak przetrwać w pułapce w jaką wpadli. - K.. Kochanie? Chłopak spojrzał na nią niewiele rozumiejąc. W tej chwili nie wiedział nawet kim jest, więc osoba, która stała obok niego również była mu obca. - N.. Nie wiesz kim jestem? Zakryła usta dłonią, udając, że jest przejęta a w środku skakała z radości. Udało się. Kupili trochę czasu. Jej mąż jednak miał dobry pomysł z tym wypadkiem. Wątpiła bowiem żeby dali radę trzymać go długo w zamknięciu skoro nie mik planu. Myśleli, że mają trzymać w zamknięciu jakiegoś podrzędnego bogacza, skoro mieli dostać za to tyle kasy. Wpakowali się jednak w bagno i musieli z niego wyjść. Nie wiedzieli jednak jeszcze jak. Chłopak pokręcił powoli głową i zmrużył oczy. - Nie wiem nawet kim ja jestem...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.