Rozdział XXXV

397 42 4
                                    


- Czym jest dla mnie hazard? - upewniłem się, szczerze rozbawiony, przeglądając karty. Dobre rozdanie, dobre wartości, zwycięstwo mam w kieszeni. - Hazard to dla mnie życie. To wszystko, czego mógłbym chcieć, istniejąc na tym świecie.

Odpowiedziałem na zadane mi przez mojego przeciwnika pytanie, mając wyuczoną odpowiedź. Często myślałem, czym jest dla mnie ta gra i zawsze dochodziłem do jednego wniosku - była dla mnie wszystkim. Moim dniem i nocą, szczęściem i smutkiem, spokojem i niepokojem. Budziła we mnie wiele emocji, o które bym się po tym wszystkim nie podejrzewał.
Uciekłem. Uciekłem od śmierci, uciekłem od niewoli, ciekłem od bólu i umknąłem przeznaczeniu, oszukując je niczym moich kolejnych rywali. Równo miesiąc minął od dnia, w którym ostatni raz widziałem tamtą zapuszczoną melinę, pokój, w którym spędziłem ostatnie lata i porywaczy, których zabiłem własnymi rękami, nie wahając się ani chwili, gdy tylko okoliczności okazały się sprzyjające.
Już na zawsze zapamiętam zniszczoną talię kart, którą oglądałem przez wiele lat i trzymałem w dłoniach niczym moje zdrowie i życie, którymi faktycznie się stawały, gdy zasiadałem do gry z moimi porywaczami. Po ucieczce zostały zamienione na nowiutką talię i lśniące żetony, natomiast zniszczone i za duże ubrania na dopasowane, śnieżnobiałe koszule i eleganckie, zaprasowane w kant spodnie. Zmieniło się wszystko i jednocześnie nie zmieniło się nic, wciąż byłem tym samym człowiekiem i poker był ten sam. Był śmiechem, łzami, ukojeniem, bólem. Był wszystkim.


- W takim razie twoje życie musi być niezwykle smutne. - odpowiedział rywal, dziwiąc mnie tym niezmiernie, a warto wspomnieć, że rzadko coś mnie zaskakiwało.


- Dlaczego tak sądzisz? - na chwilę przeniosłem na niego wzrok. Był dość młodym mężczyzną, którego wygląd upewnił mnie w przekonaniu, że posiada potężne sumy pieniędzy, które mógłbym przejąć.

- Gdzie miejsce na miłość? Na szczęście? Na spontaniczne, nocne spacery w deszczu? Czym jest dla ciebie to wszystko, skoro hazard stanowi w twoim mniemaniu najważniejszą wartością? - zapytał, dokładając do puli więcej żetonów.

Nie potrafiłem odpowiedzieć na jego pytanie. Czym było dla mnie to wszystko? Wydaje mi się, że czymś na wzór legendy, czegoś, co niby istniało, lecz ja nigdy się z tym nie spotkałem, a może jedynie o tym zapomniałem. To hazard zajmował dużo mojego czasu i myśli. Całkowicie mnie absorbował, przez co stał się najważniejszy. Zostałem rasowym hazardzistą, mimo że mój wiek był wiekiem wypadów ze znajomymi za miasto i słodkiej beztroski namaszczonej bezmyślnością i nauką na własnych błędach.

- To względne wartości. Przemijają, podczas gdy hazard jest wieczny. Niezmiennie czeka na ciebie niczym twój najlepszy przyjaciel, tyle że w porównaniu do najlepszego przyjaciela cię nie zostawi. Nie sprawi ci cierpienia, nie skrzywdzi, nie odepchnie, wymieniając na lepszy model. Dla hazardu zawsze jesteś taki sam i zawsze przyjmie cię z otwartymi ramionami. To wszystko, czego potrzeba w życiu.

- Myślę, że nie masz racji. - mimo że mężczyzna przegrywał, z jego twarzy nie schodził uśmiech. -Hazard jest dla ciebie wszystkim. Mówisz o nim niczym o kochance, która po potwornie nudnym i beznamiętnym związku w końcu nadała barw twojemu życiu i pokazała, że są w nim również chwile przyjemne i tęskne. Pokazała ci, że można żyć inaczej, a ty zatraciłeś się w tej beztrosce. W pewnym momencie twoja żona jednak odkryje, że jest ta druga osoba. Co z tego wyniknie? Nie będziesz miał kochanki, żony i prawdopodobnie dachu nad głową. Zaczniesz tęsknić za swoją żoną, która wydawała ci się tak nudna, że porzuciłeś ją na rzecz tej młodszej i ładniejszej. Zatęsknisz za domowymi obiadami, okrywaniem cię kocem, gdy przypadkowo zaśniesz na kanapie, cichym ''dobranoc'', gdy wieczorem zechcesz iść spać. Jesteś jeszcze młody, więc może tego nie odczuwasz, ale w pewnym momencie zacznie brakować ci ludzi. Zaczniesz szukać prawdziwego domu, miłości, przyjaciół, miejsca na ziemi, które nie byłoby jedynie krótkim epizodem.


- Skąd ta pewność? Są ludzie, którzy za radość i spełnienie życiowe uznają życie z dnia na dzień. Cały czas robią coś nowego i są w tym sami. Skąd przeświadczenie, że każdy potrzebuje kompana?

- Bo tacy właśnie są ludzie. Jesteśmy istotami stadnymi, potrzebujemy drugiej osoby. Potrzebujemy czuć, że jesteśmy kochani, szanowani, akceptowani. Potrzebujemy dzielić się z kimś naszymi problemami, aby nie taszczyć ciężaru swoich trosk w pojedynkę. Potrzebujemy drugiej osoby, która zaopiekuje się nami tak jak i my nią.


- Nie żyję bajkami. Żyję tym, co jest tu i teraz, i jest mi tak naprawdę dobrze. Czy ty polegasz na kimś innym oprócz siebie?

- Oczywiście. Nie wiem, co bym zrobił, nie mając nikogo obok siebie. W domu czeka na mnie żona i dwójka dzieci. Mam starych i schorowanych rodziców, do których dzwonię codziennie, bo wiem, że mimo iż sami nie mają najlepszego życia, zawsze mi pomogą. Mam przyjaciół, którzy odciągają mnie od moich smutków i niepowodzeń. Kiedyś upadniesz, a gdy tak się stanie, będziesz potrzebował kogoś, kto pomoże ci się podnieść.


- Więc twierdzisz, że sam się nie wstanę? - zapytałem wyniośle, podczas gdy na stole wylądowały kolejne karty z mojej talii.


Wygrałem. Bez problemu, bez stresu, bez grama jakiegokolwiek zawahania. Podniosłem się z krzesła i zgarnąłem w swoją stronę banknoty, które pewnie nigdy niewykorzystane, będą jedynie cieszyć oko, dając zgubne poczucie wyższości i zwycięstwa.

- Myślę, że nie. Nie ze wszystkiego da się wyjść w pojedynkę. Ważne jest, aby w odpowiednim czasie zdać sobie z tego sprawę. - również wstał, po czym zdjął z głowy kapelusz, leciutko się kłaniając. - Dziękuję za grę.

Na jego twarzy nie sposób było dostrzec iskry złości czy żalu, rozpaczy za straconymi pieniędzmi, czy nawet goryczy płynącej z przegranej. Pozostał spokojny, jakby przegrał jedynie partyjkę warcabów rozgrywaną z kolegą z podwórka, a nie poważną grę, która toczyła się o wysoką stawkę. Być może zachowywał się tak dlatego, że wracał do domu. Do dzieci, żony, do ciepłego kąta, który mógł nazwać swoją bezpieczną przystanią. Zapewne po powrocie pobawi się z dziećmi, którym następnie przeczyta bajkę na dobranoc, a gdy te w końcu zasną, wraz z ukochaną i dwiema lampkami wina urządzi sobie seans filmowy. Rzecz jasna przed tym nie zapomni zadzwonić do rodziców i zapytać ich, jak się czują oraz życzyć im dobrej nocy. Być może odpowie również przyjaciołom, którzy napisali do niego z zapytaniem, czy wszystko dobrze i jak się trzyma. To było jego bogactwo. W porównaniu do niego, ja z moimi milionami na koncie byłem bardzo biednym człowiekiem.


Witam moje jelonki. Kolejny rozdział, który całkiem mi się podoba. Niezwykle przyjemnie pisze mi się takie epizody przeszłości, gdzie to uczucia i myśli grają główne skrzypce. Jakoś łatwiej to ubrać w słowa, aby dobrze brzmiało.

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz