1922
Słońce świeciło tamtego dnia niemiłosiernie już od samego rana, a toskańskie temperatury wszystkim dawały się we znaki. Jenna spędzała jednak czas wygodnie i w cieniu, pod pergolą w winiarni Martina, popijając wino na leżaku. On siedział obok niej, patrząc, jak jego przyjaciel Sergio z dokładnością zegarmistrza tatuuje węża na dłoni dziewczyny.
- I co, boli? - zapytał Martin z szelmowskim uśmiechem, widząc, jak Sergio wbija igłę w jedno miejsce, by stworzyć oko gada.
- Chciałbyś - syknęła Jenna w odpowiedzi, przy czym nawet nie drgnęła jej powieka. Martin pokręcił głową, popijając swoje wino.
- Nie znam drugiej dziewczyny, która pozwoliłaby sobie to zrobić - odparł z niedowierzaniem, odstawiając swój kieliszek.
- I drugiej takiej jak ja nie znajdziesz, zapamiętaj sobie - powiedziała Jenna pewnie. Choć czuła ból, gdy Sergio wyraźnie mocniej przycisnął igłę do jej skóry, nie zamierzała tego pokazać.
- Nie wątpię... - Martin zmierzył ją wzrokiem. - Drugiej dziewczyny, która daje mi kontakty do goblinów tym bardziej.
Jenna uśmiechnęła się triumfalnie, wolną ręką przykładając do ust swój kieliszek z winem. Była z siebie dumna - nigdy nie chciała być taka, jak kobiety, do których odwoływała się jej matka. Słowa Martina uznawała za dowód na to, że jej się udało.
- A tak w ogóle... Pamiętasz mojego kuzyna? - zapytał nagle Martin.
- Leonardo? - powiedziała Jenna, na co jej rozmówca pokiwał głową. - Oczywiście, że tak. Próbował mnie zabić, zresztą tak jak ty, takich ludzi się nie zapomina.
Martin zaśmiał się pod nosem, znowu unosząc swój kieliszek.
- Żeni się za trzy dni.
Jenna zrobiła wielkie oczy.
- Co takiego? On? - wydusiła. - A co z życiem na granicy prawa?
- Amore, zgaduję. - Martin wzruszył ramionami.
- Nie wyobrażam go sobie jako męża tak samo jak siebie nie wyobrażam sobie jako żony - odparła dziewczyna, rzucając okiem na tatuaż, który był już prawie skończony.
- Oj, ty nie, Jenna? - Martin zaśmiał się szyderczo. - Nie będzie żadnej rodzinki? Żadnych dzieci? - dodał, choć doskonale znał odpowiedź: chciał się z nią tylko trochę podroczyć.
- Wyobrażasz sobie mnie jako panią domu albo matkę? Chyba zwariowałeś. - Jenna wzdrygnęła się. - Prędzej zajmę twoje miejsce niż stanę przed ołtarzem. Na Merlina, nie, nie, nie.
Martin zaśmiał się głośno i kontynuował:
- Ja to widzę takie małe wersje ciebie jednak...
- Nie kończ, Esposito - przerwała mu Jenna wściekle. - Dzieciaki sam sobie rób, ja nie będę siedzieć w domu i uznawać wychowania dzieci za moje największe osiągnięcie jak moja matka.
- Trzymam cię za słowo, Jenna - mruknął Martin, popijając znowu wino.
Te pięć lat po tamtych wydarzeniach, kiedy Jenna siedziała w kuchni z Newtem nie tęskniła już za Toskanią, tatuażami i winem, przeciwnie: była szczęśliwa w deszczowym Londynie, gdzie Scamander podawał jej filiżankę z herbatą. Pomimo jego oferty pomocy, wciąż była przestraszona tym, co mogło się stać przez jej włoskie powiązana i wtedy pierwszy raz zamarzyło się jej spokojne życie, nawet jeśli miała siedzieć w domu.
To nie było tak, że Jenna nagle chciała zostać damą, ale gdy stała tam, po prostu popijając herbatę oraz patrząc na Newta, to było jej tak dobrze... Pierwszy raz przeszło jej przez myśl, że może nie musiała się buntować przez całe życie, może te spokojne chwile też miały swoje zalety...?
- W tej Anglii to tę herbatę macie dobrą - powiedział Jacob, który pił razem z nimi po śniadaniu. - Ale mleko do tego? No to już szaleństwo.
- Ja też nie lubię z mlekiem - przyznał Newt, a dopiero wtedy Jenna zauważyła, że zawartość jego kubka była bardzo ciemna. - Za to Tezeusz zawsze uwielbiał.
- No pierwszy raz się muszę zgodzić z tym twoim bratem niedorobionym. Tylko z mlekiem - stwierdziła dumnie, na co Newt z jakiegoś powodu delikatnie się uśmiechnął.
Zapadła chwila ciszy, po czym Jenna podeszła do stołu i usiadła obok Jacoba.
- Wiesz, Jacob, tak pomyślałam... - zaczęła niepewnie, wpatrując się w swoją herbatę. - Skoro będziesz teraz z nami w tym całym chaosie, to może warto byłoby, gdybyś poznał kilka zaklęć, żebyś chociaż wiedział, czy musisz się bronić.
Newt, który wciąż stał przy blacie, spojrzał na Jennę z nowym zapałem. Uważał to za świetny pomysł i dziwił się, że sam na niego nie wpadł, a w duchu podziwiał ją za to.
- Ale co? Nauczycie mnie rzucać zaklęcia? - zapytał Jacob, wyraźnie podekscytowany. Jenna i Newt wymienili zmieszane spojrzenia, oboje nie chcąc zranić mugola.
- No nie do końca... - powiedziała Jenna, nie wiedząc, jak to delikatnie ująć, by nie zrobić mu przykrości. Newt jakby wyczuł jej zakłopotanie i choć sam zazwyczaj miał z tym problemy, w tamtej chwili coś dawało mu odwagę na przejęcie inicjatywy.
- Widzisz, magia nie jest w różdżce, tylko w osobie - mówił Newt, podchodząc do Jacoba z drugiej strony, po czym wyjął swoją różdżkę. - To są tylko narzędzia, przez które łatwiej nam tę magię przekierować. Ale niektórzy potrafią czarować tylko rękami.
Jenna podniosła rękę niepewnie, a następnie skupiła się na filiżance Jacoba.
- Wingardium Leviosa.
Filiżanka uniosła się nieco nad stół, po czym Jenna delikatnie opuściła ją z powrotem. Jacob patrzył na to wszystko z otwartymi oczami, po czym zrozumiał, że sam nigdy nie będzie mógł tego zrobić i trochę posmutniał.
- No mnie nigdy to nie szło za dobrze, ale taki Grindelwald to sobie wymachuje dłońmi na lewo i prawo, i wszystko mu wychodzi - wyjaśniła Jenna, kręcąc głową sama do siebie.
- W każdym razie, Jenna ma rację - kontynuował Newt. - Powinieneś wiedzieć, jakie zaklęcia są przyjazne. Nauczymy cię.
Jacob pokiwał głową, po czym nagle uśmiechnął się szelmowsko, patrząc to na Ślizgonkę, to na Puchona.
- Będziecie jak rodzice uczący dziecko - powiedział, co natychmiast zażenowało oboje czarodziejów, unikających wzroku drugiej osoby.
- Zwariowałeś? Wyobrażasz sobie mnie jako matkę, Kowalski? - Jenna zaśmiała się nerwowo, czując ogromny wstyd. - Dzieci się mnie boją zazwyczaj.
- Ale z Newtem się balansujecie, bo jego się na pewno nie boją. Razem byście się dopełniali - wyjaśnił Jacob, w czym wprawił oboje w jeszcze większe zakłopotanie. Newt musiał się na moment zupełnie odwrócić, by się z tego otrząsnąć, a Jenna oprzytomniała jako pierwsza i odchrząknęła.
- No to zacznijmy może od tych pojedynkowych, jak Expelliarmus - powiedziała Jenna, wyjmując własną różdżkę, by móc zaprezentować zaklęcie. - To zaklęcie rozbrajające, wyrzuca przedmioty z rę... - Dziewczyna urwała, bo wciąż czuła na sobie wymowny wzrok Jacoba.
- Rzuć je na mnie - zaproponował Newt, ustawiając się ze swoją różdżką jako łatwy cel przy kranie.
- No, no, tak, współpracujcie, będzie mi łatwiej zrozumieć - mówił Jacob, na co Jenna posłała mu wymowne spojrzenie, czując, że to był zaledwie początek tej dziwnej sytuacji.
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...