Słabo mi, koszmarnie słabo.
Nie pamietam kiedy ostatnio mogłam położyć się spać bez poczucia zagrożenia czyhającego na mnie z każdej strony.
Czułam ból mięśni w całym ciele, oraz nieustające ukłucia w kostce. Obraz przed oczami ciągle mi się zmieniał, jednak mogłam stwierdzić, ze się przemieszczam. Czyli nie odpłynęłam na zbyt długo.
O tyle o ile nie myślałam już o strachu, który podświadomie cały czas mi towarzyszył, a raczej zastanawiałam się gdzie ta dwójka mnie zabiera.
Zadecydowałam, że na razie nie będę zdradzać swojej przytomności i pozostanę cicho, wsłuchując się w dźwięki w okół.Była noc, czułam zimno wiatru dotykającego mojej skóry. Czułam wilgoć leśnego powietrza, które mimo swej ostrości sprawiało, że czułam się lepiej.
Mimowolnie przejechałam językiem po górnej wardze, która pokryta była zaschniętą krwią.
- Więc na ile planujesz to trzymać?
- Nie wiem, pewnie na tyle, ile ta słabizna wytrzyma. Jestem pewien, że szybko padnie, o ile nawet nie dzisiaj.Słyszałam rozmowę dwóch porywaczy. Po części zgadzałam się z brunetem - szybko padnę, jeśli nie będę uważać. Skoro jeszcze jestem przy życiu, to znaczy, że jednak nie są tacy bezwzględni, za jakich się uważają. Jeśli będę współpracować, mam 50% szans na przeżycie, tak?
W pewnym momencie dwójka przystanęła, a do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych, metalowych bodajże drzwi. Morderca w masce wszedł do środka, wciąż niosąc mnie przerzuconą przez ramię. Nagle chłopak rzucił moim słabym ciałem w kąt pomieszczenia, które swoją drogą wypełnione było wonią kilkudniowej krwi i lekko rozłożonej tkanki.
Podłoga była twarda, szorstka, wiec mogłam nawet poczuć jak ostry piasek z tego betonu wpija się w moją i tak już poranioną skórę.
Jednak musiałam zachować pozory człowieka nieprzytomnego. Mimo bólu, który szczerze wolałabym zakończyć nawet przez samobójstwo, starałam się utrzymać niewzruszony wyraz twarzy.Drzwi do pokoju się zamknęły, i nastała cisza. Grobowa, nie do przebicia cisza. Musiałam zregenerować swoje siły, chociaż odrobinę. Starałam się rozluźnić wszystkie spięte mięśnie, jednak było to trudne, kiedy wszystko wokół sprawia ci ból. Dawałam z siebie wszystko, co w końcu poskutkowało i mogłam zmrużyć oczy choć na krótką chwilę.
Cisza, dziwne.
Przechodzę pomiędzy pokojami rozglądając się po pomieszczeniach w poszukiwaniu żywej, bądź nieżywe duszy. Przecież tu zawsze ktoś jest, zawsze ktoś, kto mnie dobije.
Omijam salon wchodząc na mały, zaciemniony korytarz. Już chciałam się zwrócić, jednak uderzyłam w kogoś. Szara bluza, w dłoni niebieska maska, brązowe włosy.
- Jack? - Imię wydobyło się z moich ust, a ja nie wiedziałam do kogo ono należało. Czyżby właśnie tak nazywał się ten morderca?
Usłyszałam, że jego oddech jest strasznie ciężki, co można powiedzieć - zaniepokoiło mnie.
Spojrzałam mu w twarz, a on wypuścił z dłoni swoją maskę, która spadła na ziemie wydając głuchy dźwięk.
Chłopak chwycił moje nadgarstki w swoje dłonie, a ja chciałam je wyrwać. Oczywiście on był silniejszy i przyszpilił mnie do ściany za mną. Chciałam krzyknąć na niego, prawdopodobnie prowokując go do zabicia mnie, jednak moje ciało nie do końca chciało się mnie słuchać. „Jack" nie czekając na nic, wpił się agresywnie w moje wargi. Jego usta były suche, oddawały posmak krwi. Chciałam się wyrwać z tego wszystkiego, z tego koszmaru, jednak nie mogłam. Morderca wciąż pogłębiał „pocałunek", jeśli mogę to tak nazwać, a ja nie mogłam nic zrobić. Wgryzał się wręcz w moją dolną wargę, a po mojej twarzy spływały stróżki krwi. Jego ręce powoli oddawały swobody moim dłoniom, jednak głupia ja nie skorzystała z okazji ucieczki. Brunet zjechał pocałunkami na moją szyje, dosłownie się w nią wgryzając, zostawiał małe rany na mojej skórze. Mimowolnie w moich ust wydobywał się cichy jęk, ale to chyba było to, na co on cały czas czekał. (Błagam, co ja w ogóle piszę, Jezus mnie opuścił ale ja robię to dla was). Moje palce błądziły pomiędzy kosmykami jego włosów, a jego język przyprawiał mnie o deszcze.Nie, to się nie dzieje.
Tak, to tylko koszmar.
Wraz z chwilą, w której sobie uświadomiłam, ze to co się teraz dzieje nie jest prawdziwe, Jack brutalnie wgryzł się w moją szyje. Wydałam z siebie jęk bólu, który po chwili przerodził się w krzyk rozpaczy. W moim brzuchu znajdowało się coś ostrego. Nóż. To wszystko tylko przykrywką, ja mam zginąć. Morderca wyjął ostrze z mojego brzucha, odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie. Poszerzone źrenice, przyspieszony oddech, zakrwawione ciało. Osunęłam się w dół po ścianie, aby ostatnim co zobaczyłam była jego figura podnosząca zakrycie twarzy, po czym opuszczająca pomieszczenie.
Wstałam, zalana zimnym potem. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć.
Przełknęłam ślinę i przejechałam dłonią po szyi. Chyba wszystko w porządku.Rozejrzałam się po zimnym pokoju, analizując otoczenie.
W kącie leżały sobie całkiem świeże... zwłoki.
//so das ist wszystko na dziś. totalnie na spontanie pisane, nie sprawdzane, and also przepraszam XDD to jest okropny rozdział ale jakoś tak mnie wzięło
CZYTASZ
𝐍𝐢𝐞 𝐓𝐲𝐦 𝐑𝐚𝐳𝐞𝐦 || 𝐂𝐫𝐞𝐞𝐩𝐲𝐩𝐚𝐬𝐭𝐚
FanfictionW życiu bardzo łatwo się sparzyć. Każdy z nas zapewne nie raz zraził się do świata, ale nie każdy poniósł za to tak ogromne konsekwencje, jak bohaterka tej opowieści. Melanie pod wpływem emocji, któregoś razu wplątała się w 'bagno', z którego wyjśc...