4. Mówią, że piekło nie jest gorące

13 1 1
                                    

Lilith nie była w Domu Nocy dobre kilka lat i przekroczenie jego progów wiązało się z natłokiem wspomnień, które ją nawiedziły. Wierzyła, że nie będzie musiała tam wrócić, ale ponownie znalazła się w posiadłości wyglądającej niczym leśny dom elfów. Dla niej było to przede wszystkim więzienie i każdy krok zdawał się przybliżać ją do wyroku śmierci, jaki sama na siebie wydała. Jak mogła być tak głupia, by poświęcać swoje życie dla aniołów, które nie były dla niej nikim ważnym? Zgrywanie bohaterki coraz bardziej ją wyniszczało.

- Jak się czujesz? Jesteś z powrotem w domu - wymruczał Asmodeusz, zanurzając twarz w jej szyi. Dom. To było ostatnie słowo, jakim określiłaby to miejsce. Było tam naprawdę pięknie i w innych okolicznościach mogłaby pokochać tamtą posiadłość, ale wiedząc, że miała w tym miejscu przebywać jako zabaweczka Asmodeia, nie była w stanie używać tego określenia.

- Wreszcie - westchnęła z ulgą, która była jedynie sztuczką. - Dawno mnie tu nie było, ale muszę przyznać, że jestem zawiedziona.

Mężczyzna zmarszczył brwi zdezorientowany, a Lilith przełknęła gulę w gardle. Rozumiała, że nie wolno jej było okazywać strachu, bo to tylko pogorszyłoby sytuację.

- Czekałam na balony, konfetti, może jakieś ciasto, a co mnie czekało? Wielkie nic. Jestem zawiedziona, kochanie. Jeśli masz zamiar tak traktować swą ukochaną, to nie wiem czy się na to piszę.

Asmodeusz zaśmiał się rozluźniony i złożył pocałunek na skroni kobiety. Pocałunek ten był obietnicą tego, co miało nadejść wkrótce i czego matka demonów obawiała się najbardziej. Od pół godziny ćwiczyła w myślach zaskoczony ton, którym powie aniołowi, że dostała okres. Niestety, ta wymówka dawała jej co najwyżej kilka dni spokoju i to wyłącznie przy jego łaskawym nastroju. Bywało bowiem, że nawet to niezbyt im przeszkadzało.

- Nie mam pojęcia czy ta banda oszołomów umie zrobić jakieś ciasto, ale miejmy nadzieję, że załatwili nam cokolwiek do jedzenia - powiedział lekko protekcjonalnym tonem Asmodeusz.

- Banda oszołomów? - powtórzyła niewinnie Lilith.

- Anioły Nocy - sprecyzował. - Mówiłem im, że moja syrena od teraz zacznie z nami mieszkać, ale nie wiem czy to do nich dotarło. Niby są mi posłuszni, ale pytanie brzmi do jakiego stopnia...

Kobieta nie spodziewała się takiego szczerego wyznania. Asmodeusz zazwyczaj próbował uchodzić w jej oczach za obrazoburcę, który sprzeciwiał się systemowi, ale wówczas pokazał swoją prawdziwą twarz. On pragnął jedynie władzy, a Anioły Dnia były tylko wymówką, żeby zachęcić innych do działania. Nie był oświeconym wizjonerem, lecz anarchistą, któremu zależało na doczłapanie się do najwyższego stanowiska, jakie mógł sobie wymarzyć. Zależało mu na byciu dyktatorem. Oczywiście nie nazwałby się tak. Stałby się pewnie czymś w rodzaju głosu ogółu aniołów, ale prawda była taka, że obchodziły go wyłącznie jego potrzeby.

- Oby, ponieważ przyszła pierwsza dama aniołów powinna być powitana z wszelkimi honorami, które się jej należą, nieprawdaż? - Lilith skubnęła ustami dolną wargę Asmodeusza i posłała mu spojrzenie pełne zadowolenia, pomimo, że wcale się tak nie czuła, jednak łatwiej udawać niż taką być.

- Rzeczywiście i podoba mi się, że masz takie ambitne marzenia, Li.

- Dobrze wiemy, że to przestały być marzenia. To realne plany - poprawiła go, pstrykając mężczyznę lekko w nos. - Tego, co rozpocząłeś, mój najdroższy, nie da się już zatrzymać. Nikt nam nie stanie na drodze.

Oczy anioła rozszerzyły się, jakby nie oczekiwał, że Lilith będzie go wspierać bez żadnych wątpliwości co do słuszności jego decyzji. O to jej chodziło. Musiał uwierzyć, że ona ufała mu bezgranicznie, aby on zrobił to samo.

RozgrzeszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz