Od dwóch godzin Katsuki usilnie próbował zasnąć. Na początku jedynie wiercił się na swoim miejscu, później na zmianę zrzucał z siebie kołdrę, żeby potem z powrotem szczelnie okryć nią całe ciało. Na samym końcu wziął trzy tabletki nasenne, które, co prawda, w końcowym efekcie pozwoliły mu usnąć, jednak nie uchroniły przed kolejnym koszmarem, który powtarzał się się już od niemal miesiąca.
-To wszystko twoja wina, Kacchan, spójrz do czego doprowadziłeś.
Izuku pojawił się przed Katsukim, podchodząc do niego z przerażająco szerokim uśmiechem.
-Gdyby nie ty, to wszystko by się nie wydarzyło!
Cały świat nagle zawirował, a otoczenie zmieniło się. Teraz stali na szkolnym dachu, a jedynym towarzystwem wydawały się być pojedyńcze gwiazdy, które delikatnie rozświatlały ciemne niebo i ciężka mgła, która pozwalała zobaczyć jedynie zarys postaci naprzeciwko.
-Czego ode mnie chcesz?! Dlaczego mnie tu znowu zabrałeś?
Katsuki nie chciał o to pytać, jednak w tym koszmarze to nie on decydował o tym, co się mogło wydarzyć, a co nie.
-Czego chcę? Przecież wiesz, że pragnę dokładnie tego samego, co ty- powiedział Izuku, niebezpiecznie chwiejąc się na krawędzi dachu.
Gęsta mgła zebrała się w jednym miejscu, tworząc kolejną osobę. Obok Midorii stała teraz dokładna kopia Bakugou, jednak w przeciwieństwie do oryginału, miała na sobie mundurek z gimnazjum, taki sam, jak Izuku.
-Jak tak bardzo chcesz zostać bohaterem, to znam jeden szybki sposób! Uwierz, że w przyszłym życiu nie będziesz tak słaby i skocz z dachu! Tylko zrobisz światu przysługę!- Katsuki usłyszał swoje własne słowa, brzmiące jak zanikające echo przeszłości. Zdanie, które wypowiedział dawno temu, teraz przynosiło mu przytłaczające wyrzuty sumienia. Bakugou chciał, żeby to wszystko się już skończyło.
Jego dawne ja na powrót stało się tylko mgłą, teraz już tylko delikatnie przysłaniając widok. Katsuki mógł dostrzec twarz Midorii. Jego przerażająco szeroki uśmiech rozciągał się na całą twarz, jakby zielonowłosy chłopiec postradał zmysły.
Izuku stanął tyłem do krawędzi dachu i spojrzał prosto w oczy Bakugou.
-Od początku miałeś rację. Powinienem był zniknąć już dawno temu... - wyraz na twarzy Midorii zmienił się diametralnie i teraz patrzył na Bakugou ze łzami w oczach. - Teraz przynajmniej chcemy tego samego, prawda Kacchan?
-Nie, czekaj, ja wiem co chcesz teraz zrobić, ale błagam, zatrzymaj się...
Katsuki nie miał kontroli nad własnym ciałem, więc nie miało znaczenia, jak bardzo by nie próbował, nie potrafił się ruszyć. Był uwięziony we własnym koszmarze.
-Posłuchaj, ja przepraszam, zrobię wszystko, tylko nie odchodź, Izuku.
-Teraz jestem Izuku? Co się stało z Deku, śmieciem i toną innych przezwisk, które miałeś przygotowane na każde nasze spotkanie? Tego było już za dużo, Kacchan.
Midoriya spojrzał po raz ostatni na Katsuki'ego, po czym wbraw jego błaganiom zrobił krok w stronę przepaści, a jego bezwładne ciało zagłębiło się w przytłaczającej ciemności nocy.
Po obecności Izuku pozostały jedynie ciche szepty.
-To twoja wina, Kacchan, to ty mi to zrobiłeś. Mogłem żyć, miałem takie prawo, ale ty mi je odebrałeś. Jesteś ośrodkiem wszelkiwgo zła. Teraz sprawisz, że inni, najbliźsi tobie skończą tak, jak ja. Martwi, zagubieni, znienawidzeni.
CZYTASZ
Mismatched
FanfictionJak wielkiej krzywdy może doznać dziecko, zanim jego wiara zostanie doszcztęnie zniszczona? Granica między tym, co złe, a dobre od początku była ledwo widoczna, jednak wraz z pasmem nieszczęść, zaczęła powoli zanikać, prowadząc Izuku na skraj stabil...