Brakhiam Emendo

46 3 0
                                    

Callum POV

      Brunet wpatrywał się z niedowierzaniem w niewiele niższego, zakłopotanego chłopaka. Jego twarz przybrała charakterystyczny dla niego grymas, a brew powędrowała ku górze. Callum Willmot nie był obiektem westchnień. Można powiedzieć, że w szkole był wręcz niewidzialny. W zeszłym roku miał swoje pięć minut sławy i szybko stwierdził, że jej nienawidzi. Pływając po dnie morza życia społecznego, nie posiadał wielu planów w związku z nadchodzącym balem. Najchętniej wcale by się na niego nie wybierał. Pani Jacuś-Kowalski dała jednak wszystkim jasno do zrozumienia, że nawet takie wyrzutki mają obowiązek się zjawić. Krukon spodziewał się jednak, że wybierze się na niego w towarzystwie swojej prefekciej przyjaciółki. W życiu nie spodziewał się, że ktoś mógłby go zaprosić. Właśnie w tym momencie wracamy do teraźniejszości.
Callum nie znał dobrze szatyna, który przed nim stał. W zasadzie kojarzył go jedynie z paru zajęć w cieplarni. Pierwszą myślą Willmota było imię Matthew, jednak młodszy chłopak przedstawił się jako Matheo. Niebieskooki poprawił swoje okulary, intensywnie wpatrując się w puchona. Próbował doszukać się w jego słowach sarkazmu bądź jakiegoś ukrytego motywu. Wyglądało jednak na to, że młodszy chłopak naprawdę zaprosił go na bal. Nieszczęśnik musiał wiedzieć o Callumie naprawdę niewiele. W jego odwadze było coś imponującego, jednak wciąż nie było to wystarczające.
— To było głupie, prawda? — zapytał nieśmiało Matheo, najprawdopodobniej w duchu modląc się, o zapadniecie pod ziemie. Zwykłe minimum taktu wymagałoby zaprzeczenia.
— Zdecydowanie — niestety, Callum nigdy nie był typem osoby, która owija słowa w bawełnę. Twarz jego rozmówcy od razu zmieniła się w mieszankę osłupienia i zawstydzenia. Nie spodziewanie się tak bezpośredniej odpowiedzi było kolejną oznaką faktu, że musiał wiedzieć o Callumie naprawdę, naprawdę niewiele. Brunet odwrócił od niego twarz, mając w zamiarze ruszyć przed siebie i ot tak zostawić biednego, niezasługującego na to adoratora. Coś jednak zmieniło jego decyzję. Ktoś zmienił jego decyzję. Gwałtownie skierował głowę z powrotem w stronę Matta. Robił wszystko, by uniknąć skrzyżowania wzroku ze zbyt dobrze znanymi mu, miodowymi oczami. Mimo absurdalnej wręcz ilości korytarzy w Hogwarcie, Jamie zawsze pojawiał się tam, gdzie on w najmniej odpowiednich momentach. Sam pewnie już dawno miał partnera. Prawdopodobnie obkręcił sobie wokół palca paru naiwniaków, żeby potem niczym celebryta obwieścić całemu światu, który z nich okaże się szczęśliwcem przy jego boku. Callumowi robiło się niedobrze na myśl o tym, że sam był kiedyś jednym z nich. Jeszcze gorzej było mu przez to, że świetnie wiedział, że dalej się z tym nie pogodził.
— Wiesz co? — zagadnął nagle pod wpływem niezwykle rzadkiego dla niego impulsu. — Jasne. Pójdę z tobą na bal.
Nie miał pojęcia czy istniała jakaś szansa na to, że Jamie go usłyszał. Prawda była taka, że zrobił to tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Chciał się odgryźć, pokazać, że nie jest gorszy i już dawno się pozbierał. Może chciał udowodnić to samemu sobie. Mateho rozszerzył usta, po chwili układając je w wielki uśmiech. Zaczął kiwać szybko głową i paplać coś na temat tego, kiedy mogą się spotkać, jak dziękuje i ma nadzieję, że lepiej się poznają. Krukon był jednak zbyt daleko myślami. Przytaknął w ciszy, niedługo potem rzucając krótkie „do zobaczenia" i kierując się do swojego dormitorium.

***
Czas minął wyjątkowo szybko. Wszyscy ekscytowali się nadchodzącym balem, radosne dziewczyny szczebiotały, chwaląc się, kto je zaprosił, gazetka szkolna udostępniała uczniom wszystkie idiotyczne rady, na temat ubioru lub sposobu na zaproszenie partnera oraz setki serc zostało złamanych przez słowa „przepraszam, idę już z kimś innym". Gdyby nie ten cały huk, Callum najprawdopodobniej zdołałby zapomnieć o tym wielkim wydarzeniu. Jego jedynym utrapieniem, związanym ze szkolnym bankietem, był Matheo. Chłopak nie był zły. Podchodził do całej sprawy z entuzjazmem, co w teorii powinno być plusem. W praktyce jednak Willmot nie potrafił tego znieść. Sprawa była dla niego zupełnie prosta, miał zamiar wkroczyć do sali, usiąść przy stole i spędzić w ten sposób resztę wieczoru. Jego partner miał jednak zdecydowanie zupełnie inne oczekiwania co do ich wspólnego wyjścia.
Krukon westchnął cicho, zauważając szatyna, który kroczył w jego stronę. Prawdopodobnie założył na siebie swój najelegantszy garnitur, Callum nawet w idealnie korektujących jego wzrok okularach, nie mógł dostrzec na nim ani jednego zagięcia. Lekko wymięta koszula ze wzorem inspirowanym abstrakcjonizmem wyglądała przy stroju Mateho dość błaho. Zdawało się jednak, że ucieszonemu puchonowi wcale to nie przeszkadzało. Z początku nieśmiało, jednak energicznie, chwycił dłoń wyższego od siebie chłopaka, ciągnąc go w stronę sali. Jedyną odpowiedzią, na którą zdobył się w tamtym momencie Willmot, było przewrócenie oczami. Zdecydowanie czekała go naprawdę długa noc.

familiar taste of poison - hp / ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz