7. Będę grzeczna.

1.9K 130 199
                                    

Rozdział z dedykacją dla variablepl ! <3 

Wesołych świąt, moje kociaki

Twitter; #unstoppablewatt

***

   Wiecie co było absurdem w tym świecie? Otóż to, że aby pójść do nieba trzeba było się starać być dobrym i świętym do samego końca, a aby trafić do piekła wystarczył jeden zły krok, nieodpowiednia decyzja, a nawet relacja, która pociągnęła cię ku upadkowi. I kiedy każdy krzyczał o sprawiedliwości, jednocześnie się pod nią nie podpisując, diabły z nas kpiły, pocierając dłonie, szykując się na przyjęcie w swoje progi kolejnej zbłąkanej duszy.

    Też kiedyś byłam święta. Tak byłam, dopóki nie przekonałam się, jak to było żyć naprawdę.

    Tylko że najczęściej te wszystkie zakazy i nakazy mało miały wspólnego z jakąkolwiek wiarą. Bo wierzyć w Boga, a wierzyć w kościół to trochę dwie osobne sprawy. Przynajmniej w moim odczuciu. A co jest jeszcze większym absurdem? A to, że gdy przez całe życie propagowałeś ateizm, nagle w obliczu śmierci i tragedii modliłeś się do Boga o odkupienie duszy i odpuszczenie grzechów. Bo tak to wyglądało; czasem ludzie po prostu bali się nie wierzyć.

    Ja przestałam wierzyć w jakiekolwiek dobro, gdy ludzie zaczęli ode mnie odchodzić. A potem ja od niektórych odeszłam, oszczędzając im takiej życiowej niedorajdy jaką byłam. Czasem myślałam, że szczęście nie istniało, a było jedynie urojeniem ludzi na pieprzonym haju. A ponoć było one dla każdego, więc dlaczego ode mnie uciekało za każdym razem, gdy tylko chciałam je spróbować?

    Wzięłam głębszy wdech, starając się mentalnie przygotować na spotkanie z pewnym chłopakiem, bo chciałam wreszcie zacząć działać, a nie stać w miejscu. Przez pierwszy tydzień chciałam po prostu odsapnąć i sprawiać pozory moich rzekomych wakacji, nie chciałam od razu rzucać się w oczu i dać komuś powodów do intensywnych przemyśleń nad moją osobą. Teraz, kiedy chyba większość kupiła, że przyjechałam na pogrzeb oraz na wakacje i aby pozałatwiać kilka spraw, mogłam wreszcie wdrążać swój niecny plan.

    Po odrzuceniu włosów za ramiona, uniosłam głowę i żwawym krokiem ruszyłam w stronę garażu. Moje botki szurały po żwirze, a ten głos odbijał mi się echem w uszach. Kamyczki odskakiwały spod moich nóg, gdy ja rozglądałam się dookoła, nie będąc do końca pewną, czy aby na pewno ten warsztat był otwarty. Wszystko było pozamykane, ale z garażu wewnątrz widocznie uciekało światło, a więc ktoś musiał być w środku. Bingo!

    Byłam doprawdy zdumiona faktem, iż osoba, z którą chciałam porozmawiać, pracowała w tym samym warsztacie co Simon oraz Ivan. Rozumiecie to szczęście?

    Nareszcie podeszłam do olbrzymich drzwi, w które zapukałam. Niestety zero odzewu, więc postanowiłam sobie chamsko wkroczyć do środka. Nie było to proste zadanie, zważywszy na to, że te drzwi warzyły chyba więcej niż ja i ledwo udało mi się je przesunąć. Obrzuciłam wzrokiem przestronny garaż, po środku którego stał ładny, sportowy samochód, pod którym szperał jakiś pracownik. Żółte światło raziło mnie w oczy, niczym drugie słońce, a moją uwagę przykuł ogromny bałagan. Wszędzie walały się jakieś narzędzia i inne duperele, których nazwy nie znałam, a które na pewno służyły do naprawy samochodu. Nie dziwiłam się, że nikt nie słyszał mojego pukania, skoro radio grało niemal na cały regulator. Westchnęłam, podchodząc do blatu, na którym stał owy sprzęt, a następnie po prostu go wyłączyłam. Niemal natychmiast usłyszałam siarczyste przeklęcie, ale dość niewyraźne ze względu na to, że zagłuszyło je nieco podwozie samochodu. Oparłam się tyłem o blat, uprzednio sprawdzając, czy się przez niego nie pobrudzę, ale ten na szczęście był czysty. Nie minęła chwila, a chłopak wysunął się spod samochodu, natychmiastowo wstając i się otrzepując. Myślałam, że wylecę z butów, gdy zblokowałam wzrok z brunetem, który grymasił twarz w niezadowoleniu i  mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. On równie jak ja zdębiał, gdy nasze spojrzenia się spotkały. A wtedy coś wybuchło.

DIMNESS IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz