- Widzisz? Tam jest. - Hagrid wskazał na obszar między skałami, niedaleko miejsca byłej próby.
Megan zmrużyła oczy. Zmieniła je na kocie, by lepiej widzieć. Faktycznie, między skałami, wśród opadającego pyłu, można było dostrzec niewyraźną sylwetkę smoka. Był koloru kamieni, więc znalezienie go było dla Hagrida i Meg nie lada wyzwaniem. Ragogon węgierski wtopił się w tło i w bezruchu czekał, aż Meg i Hagrid sobie pójdą. Ale oni przecież przyszli tu po niego. O ile wcześniejsze smoki były w miarę spokojne, gdy Megan do nich podchodziła, o tyle Ragogon węgierski bacznie się jej przyglądał. Meg wiedziała, że jeden fałszywy ruch i smok ją zaatakuje. Nie znał jej, nie ufał. Megan musiała się zastanowić, jak to rozegrać.
Odwróciła się od smoka, by nie dać po sobie poznać, że go zobaczyła. Dopóki myśli, że go nie widać, nie zaatakuje. Hagrid zwrócił się do niej:
- Co zamierzasz?
- Muszę to załatwić szybko. Nie mogę się zawahać. - odetchnęła głęboko. - Ale ćwiczyłam to z Charliem. Powinnam nie mieć problemu.
Zamilkła. Wykształciła rysie uszy i nasłuchiwała chwilę. Po kilku sekundach zidentyfikowała dźwięk, który usłyszała. Miała widownię.
Spojrzała w górę, na częściowo zniszczone trybuny. Ciekawscy uczniowie trzech szkół wychylali się, by dojrzeć smoka. Potem pokazywali na niego palcami, ale nie zachowywali się zbyt głośno, co Meg przyjęła z ulgą. Gdzieś w tłumie dostrzegła twarze bliźniaków i Darcy. Odetchnęła głęboko i spojrzała na Hagrida.- Dam sobie radę.
- Uważaj na siebie. - pokiwał głową gajowy i odszedł trochę, by zostawić Megan sam na sam ze smokiem.
Meg schowała uszy rysia i wzięła głęboki oddech. Usłyszała szmer na widowni, który zaraz jednak ucichł.
Dziewczyna odwróciła się do smoka i spojrzała mu w ślepia. Tak, by wiedział, że go widzi. Ragogon wydał z siebie gardłowy warkot. Ostrzeżenie.
Megan zmrużyła oczy i podeszła bliżej. Powoli, ale bez okazania strachu. To by było najgorsze, co mogłaby zrobić. Dać mu poczucie wyższości. Wtedy postrzegłby ją jako ofiarę, a nie nieznane, potencjalne niebezpieczeństwo.
Ragogon się poruszył. Wyszedł z ukrycia, odchodząc od skał i demaskując się. Wciąż warczał, obnażając kły. Meg utrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Mierzyli się tak, jak mierzą się dwaj rywale. Chciała, by wiedział, że nie jest bezbronna.Ragogon zniżył łeb, wciąż bacznie jej się przypatrując. Meg kucnęła i przybliżyła się do smoka. Cofnął się i syknął w jej stronę, wpatrując się w jej wyciągniętą w jego kierunku rękę. Megan to wykorzystała. Jej dłoń powędrowała ku niemu, a za nią podążył wzrok i łeb Ragogona. Zrobiła szybki ruch - zatoczyła krąg w górę, po czym zrobiła gwałtowny ruch w dół. Ragogon węgierski podniósł za jej przykładem łeb, a potem... przewrócił się na plecy. Wywalił smoczy język na wierzch i wydał z siebie już nie warczenie, a zrelaksowany pomruk. Meg przejechała dłonią po jego odsłoniętym gardle i brzuchu, a ten tylko machnął kilka razy tylną łapą. Był teraz totalnie obezwładniony. Meg uśmiechnęła się do siebie i wstała. Odwróciła się do widowni, która w milczeniu przyglądała się całej operacji, i pomachała osłupiałym uczniom.
Rozległy się brawa i wiwaty, a Megan mogła przysiąc, że na twarzach wybranych kandydatów do Turnieju zobaczyła niemałą zazdrość. Meg odszukała twarze bliźniaków. Jeden z nich wiwatował i gwizdał w najlepsze, ale na twarzy drugiego, Puchonka dostrzegła wyraz wielkiej ulgi i troski. I nie wiedziała dlaczego, ale coś podpowiadało jej, że to właśnie był George.
~*~
Najgorsze dziesięć minut w życiu George'a! Co ona sobie myślała, podchodząc do tej bestii?
Teraz, gdy Ragogon węgierski leżał potulnie u stóp Megan, poczuł się trochę spokojniejszy. Ona wiedziała, co robi. Charlie osobiście pokazywał jej kiedyś smoki, a Meg wyczytała chyba wszystko o tych stworzeniach. Kiedyś powiedziała mu, że opanuje tę postać. Postać smoka. George nie wątpił, że to osiągnie, ale jednocześnie nie był w stanie przestać się o nią martwić.Jeszcze jej nie przeprosił. Zamierzał to zrobić już dziś, ale Megan była cały dzień zajęta szukaniem i łapaniem smoków. Właściwie, ona je obezwładniła, a resztę zostawiała innym. George wiedział, że ta dziewczyna miała rękę do takich rzeczy. W jakiś dziwny sposób, magiczne stworzenia raczej jej nie atakowały. Może wynikało to z jej zdolności do metamorfomagii, a może po prostu z podejścia do tych istot.
George spojrzał na nią z ulgą. Ona również go zauważyła. Uśmiechnęła się do całkiem sporej widowni i podeszła do Hagrida. Chwilę z nim rozmawiała, po czym oboje odeszli. George postanowił przeprosić ją jak najszybciej. Gdyby teraz coś jej się stało, a on wciąż się z nią nie pogodził, nie wybaczyłby sobie tego do końca życia.
Kiwnął na Freda i razem ulotnili się z tłumu, który wciąż wiwatował i żywo rozmawiał o leżącym, jak pies, który domaga się pieszczot, smoku.
George chciał się z nią zobaczyć jak najszybciej. Chciał znów poczuć ten znajomy zapach wanilii, usłyszeć jej głos, który nawet, gdy była wściekła, zawierał w sobie nutkę przyjaznego tonu. Chciał znów być po prostu przy niej.Z zamyślenia wyrwała go czyjaś ręka na jego ramieniu. Zatrzymał się i obrócił.
Jasny gwint! pomyślał, gdy zobaczył profesora Dumbledore'a, który ściskał go za ramię.
- Mam do was pilną sprawę, panowie. - odezwał się dyrektor.
Bliźniacy wymienili spojrzenia. George przewertował w myślach listę kawałów, które narobili, ale żaden nie był tak zły, by dostali opieprz osobiście od Dumbledore'a!
- Spokojnie, nie chodzi o wasze żarty. - profesor jakby czytał im w myślach.
Bliźniacy się wyprostowali i spojrzeli na dyrektora.
- Zamieniamy się w słuch. - powiedzieli równo.
- Chodzi o pannę Gumdrops. - Dumbledore założył ręce za plecy. - Jest bardzo blisko z Harry'm, z czego może wyniknąć nieprzyjemna sytuacja. Chciałbym, żebyście, do czasu następnej próby, trzymali ją i Harry'ego osobno. - spojrzał na nich bystrym wzrokiem.
Bliźniacy Weasley chwilę milczeli. O co mogło tu chodzić?
- Rozumiem, że któryś z was się z nią pokłócił. - westchnął Dumbledore, a George poczuł, jak staje mu gula w gardle. - Najlepiej będzie, jak szybko się pogodzicie. Ona i Harry muszą być oddzieleni, żeby nie zaburzyć rozwiązywania zagadki, którą ma teraz na głowie pan Potter. Rozumiecie?
Pokiwali głowami, choć tak naprawdę nie wiedzieli, co ten zabieg ma na celu.
- Dziękuję. - powiedział Dumbledore i uśmiechnął się do nich. - Bawcie się dobrze. - i odszedł.
George zerknął w stronę, gdzie chciał pójść, by przeprosić Megan. W momencie zrozumiał, co Dumbledore miał na myśli. Po pierwsze: najwyraźniej to miała być próba samego Harry'ego. Po drugie: rozwiązanie zagadki mogłoby doprowadzić Meg do naprawdę nieprzyjemnego stanu.
Zacisnął pięści i ruszył w stronę budynku szkoły. Fred dogonił go i posłał mu pytające spojrzenie.
- George?
- Wracamy. - oznajmił. - Najpierw zajmiemy się sprawą Dumbledore'a. Potem ją przeproszę. - i choć niechętnie przyjął taką kolejność, to stwierdził, że bezpieczeństwo i spokój Meg są priorytetowe.
CZYTASZ
Puchońskie dziewczę - George Weasley x OC
Fanfiction- Zobaczmy, zobaczmy... Ach, cóż za bajzel! Co w tej głowie siedzi? Hm, hm... Lojalna, nie ma co... Hojność... A więc to tak... Wszystko pomieszane... Inteligentna, więc może do Ravenclaw? Nie, nie, jednak nie. Widzę tutaj przyjaciele na pierwszym m...