Rozdział 1

1.9K 126 76
                                    


Na wstępie chciałabym powiedzieć, że w zamyśle miał wyjść z tego opowiadania fluff, jednak pogubiłam się w akcji. Jestem pewna, że w swojej karierze na Wattpadzie przeczytaliście wiele lepszych angstów+wyciskaczów łez, ale mam nadzieję, że i tak spodoba się wam. Pierwszy raz napisałam coś innego niż fluff, dlatego prosiłabym, mimo wszystko, o wyrozumiałość. 

Buziaczki


~*~

Zamrugałem dwukrotnie, próbując przetworzyć słowa matki mojego najlepszego przyjaciela oraz największej miłości w jednym. Nie docierało do mnie to, co w tym momencie mówiła do mnie zapłakana kobieta. Nie chciałem wierzyć w to, co się stało.

Poczułem, jak moje serce zatrzymuje się, a powietrze opuszcza moje ciało, gdy zacząłem mieć mroczki przed oczami. Było mi słabo, duszno. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleję albo od razu umrę. Byłem nawet pewny, że słyszałem dźwięk łamanego serca. Mojego serca.

— Minho, przykro mi... — załkała, wyciągając w moim kierunku dłoń, ale gwałtownie cofnąłem się, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami. Nie chciałem, by ktokolwiek mnie dotykał.

Bez słowa zacząłem powoli cofać się, aż całkowicie odwróciłem się, by zacząć biec przed siebie, kompletnie ignorując wołania zapłakanej kobiety. Nie obchodziło mnie, dokąd biegłem. Gnałem przed siebie, a z każdą chwilą mój wzrok stawał się coraz bardziej zamazany, co było dość sporym zagrożeniem.

Nie interesowali mnie ludzie, których przypadkowo potrącałem ani rozwścieczeni kierowcy pojazdów, którzy w ostatniej chwili hamowali, gdy przebiegałem przez ulicę. Nie interesował mnie otaczający mnie świat. Czemu miałby, skoro nie było już na nim mojego serca?

W końcu dotarłem do miejsca, w którym zawsze przesiadywaliśmy we dwójkę i zatrzymałem się, by opaść na kolana. Był to stary, opuszczony plac zabaw - niby nic specjalnego ani oryginalnego, jednak nie przeszkadzało nam to nigdy. Najważniejsze, że ludzie tam nie przychodzili, więc mieliśmy miejsce tylko dla siebie. Mieliśmy...

— Sungie... — wykrztusiłem, przy czym oparłem się rękoma o ziemię, gdy moją twarz zaczęły zalewać potoki gorących łez. W tym samym czasie z moich ust wyrwał się bolesny szloch, który próbował rozerwać mi klatkę piersiową.

Nie mogłem uwierzyć w to, że już go nie było. Że tak po prostu zniknął z tego świata bez pożegnania. Nawet nie miałem szansy wyznać mu, że go kocham, a zbierałem się na to przez cały rok. Byliśmy umówieni na następny dzień na maraton filmowy oraz nocowanie, na którym miałem mu wyznać moje uczucia!

Całe moje ciało drżało, a łzy skapywały na piasek, który stawał się powoli mokry od nich. Mój szloch prawdopodobnie roznosił się po okolicy, jednak nie interesowało mnie to, gdy moje serce z każdą sekundą umierało. Nie obchodzili mnie inni przechodnie ani telefon, który bez przerwy wibrował w mojej kieszeni.

Nie obchodziło mnie już nic, bo mój świat się rozpadł.

Bo mój Jisungie nie żył.

A wraz z nim umarłem też ja.

~~~~
Zaczynaaaamyyyyy płakuwę

Despite death || MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz