Megan leżała sama w Zakazanym Lesie. Przyszła dzisiaj na miejsce treningu, ale w nic nowego się nie przemieniła. Nie miała ochoty. Ani motywacji. Czuła się taka... pusta. Jakby coś zostało jej zabrane.
Spojrzała na biegającego wokół niej Cotton Candy'ego. Psidwak kopał w ziemi, potem starał się złapać liście, a potem biegał w tę i z powrotem. Był to tak komiczny widok, że Meg zaśmiała się pod nosem. Wyglądał przy tym wszystkim na tak zaskoczonego tym, że liście nie dają mu się złapać tak łatwo, że wciąż skakał i bezskutecznie próbował capnąć choćby jeden listek. W końcu, wykończony ciągłą gonitwą, podbiegł do Meg i położył się obok niej, kładąc swój łeb na jej brzuchu. Spojrzał na nią, wielce rozczarowany swym niepowodzeniem, aż Meg zrobiło się przykro, że Candy nie zdołał dopiąć swego. Podrapała go za uchem, a psidwak wywalił język na wierzch.
Wokół zebrał się szmer i za chwilę Meg usłyszała głosy:
- Co jest?
- Sama?
- Bez niego?
- Gdzie on?
- Co jest grane?
- Jestem sama. - odparła w przestrzeń Megan.
Głosy na chwilę ucichły. Zaraz znów któryś się odezwał:
- Dlaczego?
Młoda metamorfomag się zawahała. Nie wiedziała, co ma zrobić. Chciała przeprosić George'a za tamtą kłótnię, ale dziwnym trafem ostatnio nie spotykała żadnego bliźniaka. Jeszcze dziwniejsze było to, że nie potrafiła również dopaść nigdzie Harry'ego. Przecież chciała go wypytać o tamten pojedynek ze smokiem i zagadkę ze złotego jaja. Może byłaby w stanie mu pomóc?
- Pokłóciliśmy się. - powiedziała w końcu.
- Co takiego?!
- Co za idiotka!
- Zmysły postradała!
- Hej! - Meg podniosła się do siadu, aż Cotton Candy zerwał się na równe nogi. - Kłótnie nie są takie rzadkie wśród ludzi. My... my na pewno zaraz się pogodzimy!
- Nic dziwnego.
- Skoro nie potrafilibyście bez siebie wytrzymać.
- Głupia, głupia!
Megan warknęła rozdrażniona i głosy ucichły. Jedynie usłyszała jeszcze jakiś chichot, ale dziewczyna szybko się podniosła i ruszyła w kierunku Hogwartu. Była ostatnio bardzo drażliwa i łatwo się rozklejała. Potrzebowała zapachu cytrusów, bliskości George'a. Dlaczego akurat jego? Dlaczego to on tak na nią wpływał, a nie Fred? Byli przecież bliźniakami. Co było tak wyjątkowego w George'u, że bez niego od razu czuła się tak dziwnie?
Darcy zauważyła jej zachowanie. Nic dziwnego - kto normalny wącha ni z tego ni z owego owoce podczas posiłku? Megan starała się na wszelkie sposoby zastąpić sobie jakoś jego obecność, ale to wciąż jej nie wystarczało. Czuła się, jakby coś zostało jej wydarte i nie mogła tego znieść.
Sama nie wiedziała kiedy, znalazła się w szkole, naprzeciw portretu Grubej Damy. Cotton Candy wiernie towarzyszył jej całą drogę i teraz zamerdał ogonem. Meg spojrzała na niego i wzięła psidwaka na ręce. On zawsze był przy niej. To był jej najwierniejszy przyjaciel od samego początku. Siedział przy niej, gdy była spetryfikowana, gdy w zeszłym roku leżała w Skrzydle Szpitalnym, a kiedy obudziła się po ataku Śmierciożerców, Cotton Candy również przy niej czuwał. Przytuliła do siebie psidwaka i poczuła łzy w oczach.
- Co ja mam zrobić, Candy? - zapytała.
Łzy zaczęły się toczyć po jej policzkach i w duchu dziękowała, że nikogo nie było w pobliżu. Cotton Candy zaczął lizać ją po twarzy, by pocieszyć swoją właścicielkę. Meg zaśmiała się cicho, czując łaskoczący dotyk psiego języka. Spojrzała znów na Grubą Damę. Zajęta była rozmową z paniami z innego obrazu. Cotton Candy zeskoczył z rąk Megan i pobiegł w przeciwną stronę od dormitorium Gryfonów. Puchonka podążyła za nim.
Psidwak wesoło poszczekiwała, gdy prowadził swoją właścicielkę przez korytarze Hogwartu. Co jakiś czas się zatrzymywał, nasłuchiwał, po czym biegł dalej. Meg biegła za nim, z uśmiechem na ustach, próbując się domyślić, gdzie Candy ją prowadzi.
W ten sposób dotarli pod kuchnię Hogwartu. Meg spojrzała na psidwaka, który radośnie merdał ogonem. Kucnęła i podrapała go za uchem. On wiedział, co zrobić, by przestała się smucić. By na chwilę zapomniała o tych wszystkich przykrościach i rozterkach, które zaprzątały jej myśli.Meg wykształciła pazury i zaczęła grzebać w kłódce na drzwiach. W końcu zamek odskoczył i Megan nacisnęła klamkę. Razem z Candy'm wślizgnęli się do kuchni. Dziewczyna cicho zamknęła drzwi i weszła głębiej. Kiedy drzwi kuchni były zamknięte, nikt z zewnątrz nie słyszał, co się działo w środku. Była tu zaledwie trzy razy od początku nauki w Hogwarcie. Spojrzała na Cotton Candy'ego, który teraz węszył po całej kuchni. W końcu zatrzymał się przy jednej z szafek i zaszczekał. Meg zaśmiała się i otworzyła ją. W środku znajdowały się ciastka czekoladowe, które Meg bez wahania wzięła i otworzyła. Z innej półki zgarnęła mięso i rzuciła kawałek Candy'emu. Potem dała mu jeszcze udko z kurczaka, by poobgryzał kość, co uwielbiał robić.
Już po kilku minutach buszowania w kuchni, po złym humorze Megan nie było śladu. Śmiała się, jadła i bawiła z Cotton Candy'm, po raz pierwszy od kilku dni, nie przejmując się absolutnie niczym.
CZYTASZ
Puchońskie dziewczę - George Weasley x OC
Fanfiction- Zobaczmy, zobaczmy... Ach, cóż za bajzel! Co w tej głowie siedzi? Hm, hm... Lojalna, nie ma co... Hojność... A więc to tak... Wszystko pomieszane... Inteligentna, więc może do Ravenclaw? Nie, nie, jednak nie. Widzę tutaj przyjaciele na pierwszym m...