Rozdział 67

1.3K 73 33
                                    

Wstała z samego rana, wzięła prysznic i przygotowała śniadanie. Lotta spała dziś dość długo, więc postanowiła, że obudzi ją dopiero o 8:30. Wizytę w przychodni mieli dopiero godzinę później, a małą wystarczyło tylko ubrać i nakarmić mlekiem. Nie było to czasochłonne, więc nie potrzebowała na to masy czasu. 

Po śniadaniu zjedzonym wspólnie z ojcem, usiadła w salonie i chwyciła Proroka Codziennego. Jak zwykle nie było w nim nic, co by ją zaciekawiło. Nic na temat Voldemorta czy jego popleczników. Dziennikarze zatajali wszystko, ponieważ rządziło nimi Ministerstwo oraz sam Minister Magii. Jednak podczas przeglądania gazety, przypomniała jej się wczorajsza rozmowa z Rebbecą. 

- Tato. - rzuciła, a ojciec pojawił się w salonie. 

- Słucham. 

- Mam pytanie.

- Jasne, ale zanim mi je zadasz, mam coś dla ciebie. 

Mężczyzna podszedł do córki i podał jej małe pudełeczko. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Zawsze pamiętał o jej urodzinach. 

- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - przytulił ją mocno. - Zdrówka, szczęścia, żebyś spełniała swoje marzenia, by dobrze poszły ci owutemy i byś została swoim wymarzonym uzdrowicielem. Dużo uśmiechu, przyjaciół i wspaniałego chłopaka, najlepiej Remusa. - zaśmiał się. - Ale w każdym twoim wyborze będę cię wspierał, pamiętaj. 

- Ojej, dziękuję. - dziewczyna uśmiechnęła się wzruszona. - Miło, że pamiętałeś. 

- Jak miałbym nie pamiętać o urodzinach swojej córki? Tym bardziej 17 urodzinach. 

- Racja! - podekscytowała się. - Położysz te pudełko na stolik, proszę. 

- Oczywiście. 

Chwilę później dziewczyna wyciągnęła różdżkę, a jeszcze kilka sekund potem w jej dłoniach znajdowało się pudełko, które jeszcze przed chwilą leżało nieruchomo na stole. 

- Ale świetne uczucie! Mogę już czarować! Teraz będzie mi o wiele łatwiej z obowiązkami. 

- Oczywiście, że będzie ci łatwiej. Pewnie znasz kilka przydatnych zaklęć, co? - zaśmiał się ojciec. 

- Wiem jak posprzątać, obrać ziemniaki albo warzywa. Umiem też umyć naczynia. Na pewno się przyda. 

- No, a teraz otwórz prezent ode mnie. Jestem ciekaw twojej reakcji. - podekscytował się Edward, a blondynka powoli rozwinęła wstążkę. Uniosła do góry wieczko, a w środku ujrzała błyszczący kluczyk. Chwyciła go w rękę i obejrzała dokładnie. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Czy ojciec naprawdę kupił jej samochód, o którym już tak długo marzyła? Postanowiła jeszcze raz się upewnić czy na pewno nie zaszła pomyłka, a te klucze nie znalazły się tu przez przypadek. 

- Czy to klucze do...

- Samochodu. Tak. - wyszczerzył się mężczyzna, a córka momentalnie rzuciła się mu w ramiona. 

- Merlinie! Dziękuję! - pisnęła. - Muszę teraz zdać mugolskie prawo jazdy. Jestem tak bardzo podekscytowana! 

- Na pewno je zdasz. Masz całe wakacje na to. 

- Och, dziękuję, dziękuję, dziękuję!

- Lena, udusisz mnie, słońce. - zaśmiał się, a blondynka się odsunęła. 

- Przepraszam. Przejedziemy się? Proszę! 

- Pojedziemy twoim samochodem do lekarza razem z Charlotte, okej? 

- Tak, pewnie! Ale się cieszę, ojeju! Mogę go zobaczyć?!

- Stoi w garażu. Leć. 

Wyleciała z domu z prędkością światła. Wleciała do garażu w samej piżamie i zatkała usta dłońmi. Był to czarny, dosyć duży sprzęt. Nie znała się za bardzo na mugolskich markach, więc nie mogła ocenić jak wiele mógł kosztować. Bardzo się jej podobał i nie spodziewała się, że będzie aż tak piękny. Otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Klucze rzeczywiście pasowały do stacyjki. We wnętrzu było bardzo czysto, a sam samochód pachniał nowością. Zamknęła drzwi i wróciła z powrotem do domu. 

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz