Rozdział 20

195 13 13
                                    

Dean opuścił pierwszą lekcję i czekał razem z innymi uczniami pod pracownią plastyczną. Kwadrans po rozpoczęciu lekcji przyszedł nauczyciel, by otworzyć drzwi i poinformować ich, że pan Novak prawdopodobnie się nie pojawi, wobec czego powinni się zająć zadaniami domowymi lub bieżącym zadaniem plastycznym. Dean wyszedł za nauczycielem na zewnątrz i zapytał go o miejsce pobytu Casa, ale ten tylko wzruszył ramionami, najwyraźniej zestresowany i wkurzony, mówiąc mu, że „pan Novak nie zadzwonił, po prostu się nie pojawił". Dean wyszedł ze szkoły po tym, jak rozmówił się z sekretarką i dowiedział, że również ona nie miała o niczym pojęcia.

Zadzwonił do niego jeszcze 13 razy i uświadomił sobie, że coś musiało być nie tak, okropnie nie tak. Przełknął ciężko i wykręcił numer izby przyjęć najbliższego szpitala. Dwadzieścia minut i kilka przełączeń rozmów później miał przynajmniej pewność, że Casowi nic się nie stało... albo przynajmniej nikt go jeszcze nie znalazł. Nie znał nowego numeru Gabriela; nie znał też numeru domu Casa i/lub adresu. Przeklinał własną niedbałość, swój brak zainteresowania starym życiem Casa, jego starym domem. Zawsze spotykali się w mieszkaniu Deana albo gdzie indziej; Cas nie chciał sprowadzać swego kochanka do mieszkania, które wciąż zamieszkiwał ze swą eks- dziewczyną.

Dean odebrał Sama o 15.00 i nic nie mówiąc odwiózł go do domu. Dopiero, gdy już byli w mieszkaniu, opowiedział mu o zniknięciu Casa. Usiedli obaj przy kuchennym stole z telefonami leżącymi na blacie i zaniedbując obiad gapili się z nadzieją na drzwi.


W ciszy upłynęły trzy dni. Dean i Sam chodzili do szkoły, niepokojąc się coraz bardziej, aż wreszcie Dean zażądał rozmowy z panią dyrektor, która oświadczyła, że nie może ujawniać osobistych informacji i że Dean będzie musiał poczekać, dopóki nauczyciel nie wróci do szkoły. Tego wieczoru Sam marszcząc się odebrał telefon – „nieznany numer", który wyskoczył mu na wyświetlaczu, nigdy nie był dobrym znakiem – i rozpoznał głos Gabriela. Przebiegła przez niego fala przyjemności i bólu na dźwięk głosu starszego mężczyzny, i musiał wziąć kilka wdechów, by uspokoić się wystarczająco i usłyszeć, co Gabriel próbuje powiedzieć.

- Sam?... Widzisz... Naprawdę mi przykro, że zostawiłem cię w taki sposób... i później będę z tego powodu przepraszał tak długo, aż zsinieję... ale teraz jestem trochę wystraszony. Nie mogę się dodzwonić do Casa. Dzwonię do niego już od kilku dni, ale nie odebrał żadnego telefonu pomimo wiadomości, jakie zostawiłem... - urywa wtedy i wzdycha. – Sam... martwię się o mojego brata.

Sam otwarł usta, ale stwierdził, że nie jest w stanie nic powiedzieć, więc poczłapał ze swego pokoju do salonu i wręczył telefon Deanowi kręcąc głową i bezgłośnie szepcząc „Gabriel". Dean praktycznie warknął do słuchawki.

- Gabriel, czego ty kurwa chcesz?!

- Jezu... Dean, um... cześć... Przepraszam, ale naprawdę... widzisz, rozmawiałeś ostatnio z Casem? Dzwonię do niego od trzech dni i nie odpowiada; jeśli jest na mnie po prostu wkurzony za to, co zrobiłem jemu, Samowi i tobie... to w porządku, ale muszę się upewnić, że nic mu nie jest, jasne?


Przez kilka sekund Dean czuł, jak gniew przejmuje nad nim władzę, jak strach i zmartwienie ulatniają się robiąc miejsce dla palącej furii. Ale Gabriel nadal mówił, a jego słowa cięły go jak noże, sprawiając, że kolana mu zmiękły, i groziły mu uduszeniem. Gabe też nie miał wiadomości od Casa... martwił się o niego równie mocno, co Dean – więc nawet, jeśli wciąż nie myślał zbyt przyjaźnie o starszym mężczyźnie za to, że zostawił jego brata nie mówiąc ani słowa, dla dobra Casa Dean wziął się w garść.

- Nie ma go od trzech dni – powiedział i ledwo rozpoznał swój głos, drżący i ochrypły od płaczu.

Gabe, on... on tylko chciał wziąć z mieszkania trochę ubrań i... nigdy się nie pokazał, ani tu, ani w szkole. Nikt nic nie wie, oni... zadzwoniłem do szpitala, ale tam go nie ma, podobnie jak nie ma nikogo niezidentyfikowanego... - ucichł i poczuł, jak Sam się przysunął, jak położył mu rękę na ramieniu i ścisnął łagodnie i uspokajająco. Wciąż nie mógł za bardzo uwierzyć, jaki niesamowity był Sam. Wiedział, że on również przeraźliwie się martwił o Casa, że zależało mu na nim niemal tak samo, jak Deanowi. Ale Sam zawsze był tym silnym, jego opoką, jego nadzieją.

Dzień dobry, psorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz