Do czasu, aż skończyły się zajęcia, Dean wylizał trzech facetów, a dwóm pozwolił się przelecieć. Nie było to tak dobre, jak kiedyś, ale doszedł do wniosku, że działo się tak, bo się od tego odzwyczaił. Więcej. Potrzebował więcej. Odebrał Sama o 16.00 i zjedli razem obiad. Sam odrabiał lekcje, podczas gdy Dean poszedł do siebie i zaczął wybierać ciuchy na wieczór. Sam spojrzał na niego z autentyczną troską, zdając się bliskim pytania, czy wychodzenie gdzieś było dobrym pomysłem. Nie spytał jednak, a Dean był mu za to wdzięczny.
Opuścił mieszkanie o 23.00, spotkał się z kilkoma kumplami od koszykówki i ich znajomymi. Dean poprowadził małą grupę do The Haight i zamówił kolejkę dla wszystkich. Potrzeba mu było pół godziny, niezliczonej ilości kieliszków oraz kilku innych drinków, by się upić. To było dobre. Znajome. Bezpieczne.
Nie minęło dużo czasu i już leżał na barze; barmani tolerowali to jedynie dlatego, że przychodził tu regularnie. Pochylali się nad nim dwaj faceci, jeden zlizywał tequilę z jego pępka, a drugi skubał i podgryzał mu szyję. Gapił się na sufit, a lekkie westchnienia zginęły w głośnej muzyce techno. Ktoś go podniósł i wziął w ramiona, a jego ciche „Cas?" pozostało niesłyszalne, bo jeden z tych gości na pół niósł, na pół ciągnął go na tyły.
Zatrzymali się w połowie drogi. Facet przycisnął Deana do ściany i próbował go pocałować. Dean przekrzywił głowę i wydał z siebie zduszony dźwięk. Potem jego dłonie wylądowały na fiucie tego gościa, gładząc go. Przez chwilę Deanowi wydawało się, że coś zobaczył... kogoś smukłego i bladego, z ciemnymi włosami i najbardziej niebieskimi oczami, jakie w życiu widział. Pokręcił głową i zwrócił uwagę na faceta, z którym się obecnie obściskiwał.
Ich oczy spotkały się, a Dean pochylił się i pocałował go. Nie przestał nawet wtedy, gdy poczuł mdłości, ochotę na płacz i zrobienie sobie krzywdy. Pocałował go mocniej, obrócił i przycisnął do ściany, po czym opadł na kolana i boleśnie powoli zaczął odpinać zębami zamek jego spodni.
Castiel był już po drugim piwie i piątym kieliszku w samym tylko tym barze, gdy ujrzał Deana, słaniającego się obok z innym mężczyzną. Cas odwrócił się, by za nimi iść, myśląc sobie, że może w alkoholowym zamroczeniu coś sobie wyobraził – Dean nie mógł tego robić... Czemu by miał? Czemu ze wszystkich miejsc był tutaj? Cas zebrał się na nogi i poszedł za nimi, poruszając się szybko jak na kogoś, kto już znacznie przekroczył dopuszczalną dawkę. Złapał Deana za barki i szarpnął, odciągając go od spodni drugiego mężczyzny; dźwięk klekoczących zębów Deana niemal zginął w muzyce. Cas szeroko otwartymi oczami gapił się w dół na Deana. Parokrotnie otwarł i zamknął usta niczym ryba wyjęta z wody.
- Dlaczego tak się rozmieniasz na drobne? - wyrzucił z siebie.
Ręce trzymał przy sobie i minimalnie kręcił głową. Ten chłopak przed nim, zaraz zamierzający zaliczyć drugiego mężczyznę, o którym Cas wiedział, najprawdopodobniej kolejnego nieznajomego, to nie był Dean, którego on znał. Cas czuł, że serce mu się ścisnęło, gdy gapił się na chłopaka, w którym wciąż był tak desperacko zakochany.
- Dean, jesteś wart o tyle więcej... - Cas niemal to wyszeptał, a słowa zlewały się ze sobą, gdy patrzył na chłopaka oczami łzawiącymi w ciemności klubu.
Dean poczuł dłoń na swoim ramieniu i w następnej chwili coś go odciągnęło. Potknął się i upadł na grupkę ludzi. Wymamrotał przeprosiny, po czym odwrócił się chcąc sprawdzić, kto to zrobił. Kiedy uświadamił sobie, że to Cas, poczuł, jak opadło mu serce. Słowa mężczyzny były ciche i pełne bólu, ale Dean nawet tego nie zauważył. Zrobił szybki krok naprzód, położył dłoń na piersi Castiela i pchnął go tyłem na ścianę, obok swojej najnowszej podrywki.

CZYTASZ
Dzień dobry, psorze
FanfictionNauczyciel sztuki Castiel Novak skończył właśnie 29 lat, kiedy poznaje Deana Winchestera w klubie gejowskim. Po przespaniu się z chłopakiem w pośpiechu wychodzi, próbując poradzić sobie z poczuciem winy z powodu zdrady swojej dziewczyny i nadmiernie...