Przez następne dwa dni Castiel dzwonił do Deana mniej więcej co godzinę, tak długo, dopóki nie włączała się poczta głosowa, po czym szybko odkładał słuchawkę. Nie chciał po prostu zostawić Deanowi wiadomości – to, co miał do powiedzenia, było dużo ważniejsze, niż wiadomość głosowa. To, co chciał powiedzieć Deanowi, nie mogło być wyjaśnione na trzydziestosekundowym nagraniu. Cas chciał zobaczyć Deana osobiście, ale nie chciał wpadać niezapowiedziany. Jednak pod koniec niedzieli nie miał innego wyjścia, bo Dean nie tylko ignorował jego telefony, ale i całkiem wyłączył komórkę.
Podjechał tam o 18.00 z sercem w gardle i drżącymi z nerwów dłońmi, którymi nacisnął guzik w windzie. Z każdym mijanym piętrem pierś Casa zaciskała się coraz bardziej, gdy zbliżał się do ukochanego mężczyzny, mężczyzny, o którego by walczył. Gdy szedł korytarzem, wróciły do niego słowa ojca z rozmowy, jaką odbyli poprzedniej nocy.
„Jeśli znajdziesz kobietę, która potrafi cię rozśmieszyć, która sprawia, że chcesz być kimś lepszym, musisz się jej trzymać obiema rękami."
Cas szedł tym wolniej, im bliżej był wejścia, drżąc przed tym, co nadchodziło.
„Dean sprawia, że chcę być kimś lepszym", pomyślał Cas. „Sprawia, że moje serce znowu ma cel... I nie mogę tego odrzucić... Potrzebuję go bardziej, niż powinienem."
Castiel zatrzymał się pod drzwiami mieszkania Deana i z drżeniem wciągnął powietrze, przygotowując się do rozmowy, która mogła się odbyć jedynie wtedy, gdyby Dean zechciał go widzieć.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, Dean zsunął się z kanapy, wziął portfel z kuchni i poszedł do korytarza. Otwarł szerzej oczy, gdy zdał sobie sprawę, że to nie była oczekiwana pizza, obiad jego i Sama, ale osoba, którą pragnął widzieć od tygodni i jednocześnie obawiał się jej stawić czoła. Był niezdolny mówić, a portfel wypadł mu z rąk; dopiero dźwięk uderzenia o podłogę wyrwał go z zapatrzenia.
- Co tu robisz? – zaskoczyło go to, jak spokojnie i zimno brzmiał jego głos, ale nie zamierzał nic z tym robić. Tak było lepiej. Lepiej było nie pozwolić Casowi zobaczyć, jaki ogromny wpływ miała na niego ta nieoczekiwana wizyta.
Usłyszał, jak Sam ściszył telewizor. Był, oczywiście, zainteresowany tym, co się działo, ale wystarczająco taktowny, by nie stać w drzwiach i ich nie obserwować.
Castiel przez chwilę gapił się na Deana, całe jego ciało boleśnie pragnąc go objąć, przeczesać mu palcami włosy, ucałować te pełne usta. Nie zrobił tego jednak, po prostu patrzył przez dłuższą chwilę z szeroko otwartymi oczami.
- Ja... Nie odbierałeś telefonu... - Cas oblizał usta i wyciągnął z kieszeni kopertę zaadresowaną do Castiela Novaka, już otwartą. - Dostałem to w sobotę rano, przez posłańca. To list od grupy rekrutacyjnej w Galerii 16. Zapytałem ich, czy mogliby obejrzeć niektóre abstrakcje moich uczniów... A oni zaproponowali trzem z nich staże... Jesteś jednym z nich.
Ręka drżała mu nieznacznie, gdy wyciągnął kopertę modląc się, by Dean ją wziął. Zimny ton głosu chłopaka zwinął mu wnętrzności w supły, więc wystąpił naprzód z drugim powodem swej wizyty, a nie z pierwszym.
Jak miałeś komuś powiedzieć, że spieprzyłeś wszystko bardziej niż kiedykolwiek w życiu i że chcesz, by ten ktoś do ciebie wrócił, skoro najwyraźniej nie chciał mieć z tobą nic wspólnego? Jak naprawić złamane serce, kiedy to ty je złamałeś?
Na początku Dean naprawdę nie zareagował. Po prostu gapił się na mężczyznę, w którym wciąż, pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, był beznadziejnie zakochany. Przełknął kulę w gardle, po czym sięgnął po kopertę. Nie wyciągnął z niej listu, nie popatrzył na niego, nie podziękował Castielowi za przyjście. Kiwnął głową, uprzejmie, ale bezosobowo.

CZYTASZ
Dzień dobry, psorze
FanficNauczyciel sztuki Castiel Novak skończył właśnie 29 lat, kiedy poznaje Deana Winchestera w klubie gejowskim. Po przespaniu się z chłopakiem w pośpiechu wychodzi, próbując poradzić sobie z poczuciem winy z powodu zdrady swojej dziewczyny i nadmiernie...