Jazz

341 13 20
                                    

Wyszłam ze Stark Tower i zaczęłam się snuć ulicami. Nie wyglądają jak po wielkiej apokalipsie z tych wszystkich filmów. Znaczy jest trochę wybitych witryn i kilka obrabowanych sklepów, ale naprawdę miasto trzyma się narazie nieźle. Mimo wszystko samochodów na ulicach jest jakoś o połowę mniej. Chyba ludzie przestali jeździć do pracy. Nie było też nikogo kto by gdzieś szedł, jechał rowerem czy hulajnogą elektryczną.  Spacerowałam podziwiając opustoszały Nowy Jork. Nagle taki spokojny.

Weszłam do pierwszego lepszego baru z brzegu, który był otwarty. Urządzono go w stylu lat 60 może wczesnych 70 o ścianach w kolorach tzw. majtkowego turkusu. Długi blat od baru tuż naprzeciwko wejścia i kanapy zwrócone do siebie pomiędzy którymi stały stoły, a w kącie stara, grająca szafa. Na ścianie wisiał ogromny ledowy napis „Roy's". Widziałam już wiele takich miejsc w rozmaitych filmach i serialach.
Zamówiłam koktajl czekoladowy z bitą śmietaną i do tego frytki, hamburgera, a na deser jakieś ciasto. Czekając na zamówienie usiadłam na kanapie na samym końcu pomieszczenia.
Spoglądałam na miasto przez ogromne okno.

Z zamyślenia wyrwał mnie chłopak, który śmignął na deskorolce tuż przy szybie. Nadepnął na jej koniec tak, że podskoczyła do góry i złapał ją w locie. Wszedł do baru, burknął coś do sprzedawcy a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. Starałam się uniknąć jego wzroku dalej wpatrując się za okno jednak to nic nie dało. Słyszałam coraz głośniejsze kroki a potem głos tuż obok mnie:
-Czemu się tak przyglądasz?- podskoczyłam delikatnie ze zdziwienia. Skater okazał się być... dziewczyną. Workowate spodnie i za duży T-shirt narzucony na długi rękaw oraz czapka zmyliły mnie.
-Widziałaś kiedyś tak opustoszały Nowy York? Warto się nim nacieszyć- spojrzałam na dziewczynę. Blondynka o strasznie słabych włosach i zielonych oczach przyglądała mi się z zaciekawieniem. Jej kolczyk w nosie strasznie przykuwał moją uwagę. Starałam się oprzeć grymasowi.
-Fakt- odparła po chwili milczenia- można bezkarnie jeździć po ulicy.
Nie pytając się w ogóle o pozwolenie, przysiadła się do mojego stolika. Deskorolkę oparła o kanapę, nie martwiąc się czy nie zabrudzi tapicerki.
-Więc... co tu robisz? 2 tydzień po katastrofie a ty siedzisz w barze gapiąc się na opustoszałe miasto.

Zmrużyłam oczy zastanawiając się czy jest w ogóle sens odpowiadać tej dziewczynie... Co ją to obchodzi?
W tym momencie zadzwonił mój telefon, który leżał na blacie stołu. Na ekranie wyświetlił się napis „Pani Potts". Moje usta zmieniły kształt w wąską kreskę. Z premedytacją odrzuciłam połączenie.
-Aaaaaa już widzę... problem w chacie. Tylko czemu dzwoni do ciebie „pani"? Straciłaś rodziców?- bardziej stwierdziła niż zapytała. Wzruszyłam ramionami- Boże święty jaka sztywna. Jestem Jess dla znajomych Jazz- puściła do mnie oczko wystawiając przy tym rękę nad stołem.
-Nell- uścisnęłam jej dłoń- Po prostu Nell- odpowiedziałam na jej wyczekujące spojrzenie.
-Zawsze jesteś taka naburmuszona czy tylko kiedy uciekasz z domu?
-Dopiero odkąd życie zaczęło się sypać- wysłałam jej ponure spojrzenie.

Od kolejnych wścibskich pytań powstrzymało ją jedzenie. Myślałam, że to ja zamówiłam dużo, ale po zamówieniu Jess byłam w małym szoku kiedy kelnerka przyniosła dla niej 2 pełne tace. Wolałam się nie czepiać tylko zabrałam się za jedzenie frytek.
-Więc. Skąd jesteś?- Jazz przerwała ciche mlaskanie.
-Z Queens, ale teraz mieszkam w Stark Tower- dziewczyna o mało się nie zakrztusiła.
-Stara co Ty tutaj robisz?!- wzruszyłam ramionami- Wiesz ile ja bym dała żeby tam mieszkać? Jak to się w ogóle stało?
-Jestem pomocnicą pani Pepper Potts i uprzedzając twoje pytanie: tak znam Starka- historię o chłopaku Spidermanie wolałam ominąć.
-Ja pierdole no nie wierzę normalnie no!- nie żebym sama była święta, bo oczywiście, że przeklinałam, ale przy nowo-poznanych osobach zawsze wydawało się to dla mnie być niekulturalne...
Czy zachowuję się jak księżniczka?
-Jakoś tak wyszło.

Teenager's loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz