Minął tydzień. Scott i Stiles byli zaproszeni na urodziny znajomej, a dziewczyny miały cos do załatwienia, więc ja zostałam w domu.
Rano czując głód, zeszłam na dół. Już na schodach zobaczyłam, że mamy gościa.
- Cześć Isaac.- odezwałam się widząc chłopaka przy oknie naprzeciwko drzwi. Na mój głos on i Derek spojrzeli w moją stronę.
- Hej.- odpowiedział, choć mój brat szybko posłał mu wymowne spojrzenie, więc ten zamilkł.
- Co jest?
- My tylko...- zaczął Isaac, ale Derek mu przerwał.
- Chcemy odzyskać wspomnienie Isaaca z tamtej nocy, gdy zaatakowały go alfy.- wyjaśnił.
- Jak?- dopytywałam.
- Peter nam pomoże.
- Jeśli mogę coś powiedzieć to nie podoba mi się ten pomysł.- odparł Lahey, a ja zeszłam po schodach kierując się do kuchni.- Wydaje się niebezpieczny. Poza tym nie lubię go.
- Witaj w klubie.- rzuciłam znikając w osobnym pomieszczeniu.
- Dasz radę.- powiedział Derek, co bardzo mnie zaskoczyło. Naprawdę się zmienił. Wspierał swojego betę, szukał reszty bet, a jednocześnie mówił mi wszystko i dbał o rodzinę. Dlatego Peter wciąż z nami mieszka. Bo chcąc nie chcąc do niej należy.
- Czy to musi być on?- spytał zdenerwowany chłopak. Złapałam jabłko, po czym wróciłam do głównego pomieszczenia.
- Zna się na tym. Ja mógłbym ci zrobić krzywdę.- wyjaśnił Hale.
- Scott mu nie ufa. A ja ufam Scottowi.
- A mi?- rzucił Derek, na co chłopak się zawahał.
- Też. Ale jego nie lubię.
- Tak jak wszyscy.- stwierdził mój brat, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Peter.
- Chłopcy.- odezwał się.- Pobyt w zaświatach upośledził moje zdolności, ale słuch mam dobry. Powiedzcie mi prosto w twarz co o mnie myślicie.
- Nie lubimy cię.- rzucił Derek, po czym wuj spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam na słowa brata.- Siedź cicho i pomóż.
- Zgoda.- odpowiedział Peter ukazując swoje pazury. Isaac usiadł na krześle, a ja i brat obok na kanapie. Czułam, że chłopak się denerwuje, ale trudno się dziwić. Nawet ja nie ufam wujowi nie mówiąc o tej metodzie, która może go nawet zabić.- Więcej z ciebie wyciągnę jeśli się odprężysz.
- Peter, byłeś kiedyś na miejscu Isaaca?- spytałam uszczypliwie wspierając zdenerwowanego nastolatka.
- Jesteś obserwatorem. Obserwatorzy milczą.- odgryzł się wuj.
- Na pewno wiesz, co robisz?- spytał Lahey.
- Ten starożytny rytuał odprawiają głównie alfy. Wymaga doświadczenia. Jeden błąd i możesz kogoś sparaliżować, albo zabić.
- Czyli masz doświadczenie?
- Nikogo nie sparaliżowałem.- stwierdził, na co wszyscy przetrawiliśmy jego słowa.
- Czy to oznacza...?- zaczął nastolatek, ale wuj wbił w jego kark pazury, a ja przygryzłam mocno dolną wargę obserwując całą sytuację.
Isaac zaczął się szarpać, jednak wuj nie miał zamiaru go puszczać.
- Widzę ich.- powiedział, na co Derek wstał. Po chwili Peter wyciągnął pazury z ciała Isaaca i nerwowo wycofał się do tyłu. Wtedy poderwałam się w stronę chłopaka, chcąc sprawdzić, czy nic mu nie jest. Dotknęłam jego karku, na którym były ślady pazurów.
- W porządku?- spytałam, a Lahey w odpowiedzi przytaknął gestem głowy.
- Co widziałeś?- odezwał się Derek do wuja.
- Zamazane kształty i obrazy.
- Coś zobaczyłeś.
- Isaac ich znalazł.
- Erice i Boyda?- spytałam zdziwiona.
- Widziałem ledwie przebłyski.- odpowiedział wuj jakby w amoku.
- Zobaczyłeś ich.- wypalił Derek.
- Gorzej.- stwierdził Peter.
- Deucaliona?
- Kogo?- spytałam niewtajemniczona.
- Mówił, że czas ucieka.- kontynuował wuj.
- Co to znaczy?- odezwał się Isaac.
- Zabije ich.
- Tego nie powiedział.- poprawił Dereka najstarszy Hale.- Ale obiecał im, że zginą jeszcze przed pełnią.
- Najbliższą pełnią?- zdziwiłam się mając w głowie zbliżającą się pełnię.
- Czyli jutro.- odpowiedział Peter, a ja spojrzałam na brata.
Gdy Isaac pojechał, a wuj udał się do łazienki ja podeszłam do brata oczekując pewnych wyjaśnień.
- Kto to ten cały Deucalion?- spytałam zaskakując go.
- Nie powinnaś szykować się do szkoły?- rzucił siedząc na kanapie i podpierając się o dłonie. Nie odpowiedziałam tylko stałam obserwują go wzrokiem.- Ślepy wilkołak. Kieruje stadem alf.
- Czyli jest najgroźniejszy.- stwierdziłam, na co ten przytaknął.
- Każdy z ich stada jest silniejszy niż naszą dwójka razem wzięta.
- Co planujesz?
- Nie wiem.- wyjaśnił, gdy do mnie przyszedł sms.- Pogadam ze Scottem.
- Będziesz mieć okazję.- rzuciłam odczytując wiadomość od chłopaka.Staliśmy w szóstkę w skali biologicznej. Stiles siedział na ławce, a przede mną, Derekiem i Scottem stały moje przyjaciółki, które pokazały nam siniaki na nadgarstkach zrobione przez tajemniczą dziewczynę. Układały się one w jakiś symbol, choć nic nie przychodziło nam do głowy.
- Nic nie widzę.- wypalił Derek krzyżując ręce.
- Przyjrzyj się.- zachęcił go mój chłopak.
- Siniaki mają wskazać kryjówkę Boyda i Erici?- spytał starszy Hale patrząc na Argentówne.
- Są identyczne.
- To nic nie znaczy.- odparł nieugięty Derek.
- Pareidolia. Dostrzeganie nieobecnych znaków.- powiedziała rudowłosa.- Forma apofemii.- dodała widząc zmieszanie na naszych twarzach.
- Chcą pomóc.- wyjaśnił szeptem Scott.
- One?- zdziwił się Derek, po czym wskazał na Lydie.- Ta wskrzesiła naszego wuja psychopatę. Dzięki.- rzucił sarkastycznie, po czym spojrzał na Allison.- A ta wystrzeliła do mnie ze trzydzieści strzał.
- Nikt nie zginął.- odezwał się Stiles.- Pojawiło się kilka siniaków i zadrapań, ale nikt nie zginął. To istotna różnica.
- Moja mama nie żyje.- powiedziała Allison patrząc na Dereka.
- Zginęła przez wasz kodeks, nie przeze mnie.- odpowiedział.
- Przestańcie.- odezwała się czując napiętą atmosferę.- Chodzi o życie dwóch osób.
- No właśnie.- poparł mnie brat.- Jeśli chcecie pomóc to znajdźcie coś konkretnego.- dodał, po czym ruszył w stronę wyjścia, a za nim Scott.
- Daj jej szansę. Jest po naszej stronie.- wyszeptał McCall, abyśmy tylko ja i Derek mogli go słyszeć.
- Niech dowie się, co jej matka chciała zrobić tamtego wieczoru.- rzucił Hale, po czym wyszedł z sali, a Scott spojrzał na mnie wymownie.- Czego alfy chcą od Erici i Boyda?- spytał Stiles, gdy szliśmy z boiska.
- Nie chodzi o nich.- odpowiedział Scott.
- O Dereka? Werbują ludzi?- mówił nasz przyjaciel, jednak Scott się zatrzymał i obejrzał na bliźniaków.
- Scott?- spytałam łapiąc go za rękę, na co ten podskoczył.- W porządku?
- Tak.- odpowiedział, po czym skierowaliśmy się do szkoły, a ja ostatni raz obejrzałam się za nowymi uczniami. Coś było w nich, co mnie niepokoiło. Na ekonomii bazgrałam w zeszycie malując symbol, który był na rękach moich przyjaciółek.
- Na jakich dwóch zasadach opiera się rynek giełdowy?- spytał trener, a ręka Scotta wystrzeliła w górę, co zdziwiło chyba wszystkich.- Możesz iść do toalety.- rzucił mężczyzna.
- Nie, znam odpowiedź.- odpowiedział Scott, na co trener zaczął się śmiać.
- Mówisz poważnie.- dodał po chwili.
- Na ryzyku i nagrodzie.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z McCallem?- spytał nauczyciel, a ja uśmiechnęłam się słysząc jego słowa.- Nie odpowiadając. Podobasz mi się. Ma ktoś ćwierć dolarówke?- na te słowa kilka osób sięgnęło do kieszeni, w tym Stiles, któremu przypadkiem wypadły kondomy, a klasa wstrzymała oddech. Nawet mnie zaskoczył ten widok. Trener schylił się i podał paczkę gumek Stylinskiemu.- Coś ci wypadło.- stwierdził, po czym wziął od chłopaka monetę.- Gratuluję.- dodał, a kilka osób się zaśmiało. W sumie to nawet Scott zaczął się śmiać z wpadki przyjaciela. Faceci.- Wrzuć monetę do kubka, a czeka cię nagroda.- powiedział, po czym rzucił monetą trafiając do naczynia. W tym czasie ja przyglądałam się narysowanemu już symbolowi w moim zeszycie. Przyłożyłam długopis do ust i zaczęłam go gryźć próbując rozwiązać tą zagadkę. Czułam, że obca kobieta i alfy są powiązani, a co za tym idzie ma to znaczenie w związku z betami mojego brata. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeszukiwać znane symbole oznaczające miejsca w Beacon Hills i okolicy. Moje poszukiwania przerwał szeryf, który zawołał syna na korytarz. Z podsłuchu dowiedziałam się, że jakaś dziewczyna, z którą Stiles rozmawiał na wczorajszej imprezie zaginęła. Kolejna zagadka. W moją stronę spojrzał Scott, który chyba wyczuł moje zdenerwowanie. Wszystko się waliło, a my staraliśmy się zapanować nad sytuacją. Jak zawsze. Chcą wyłączyć telefon krótko na niego spojrzałam, po czym zamarłam patrząc dłużej w ekran.
- Cholera.- wyszeptałam, na co kilka osób na mnie spojrzało. Chcąc się uratować wykorzystałam fakt, że Danny trafił do kubka.- Ma cela.- dodałam, a ciekawscy się odczepili. Powiększyłam wyświetlone logo banku porównując je z moim rysunkiem. Wypuściłam powietrze z płuc jakbym właśnie odkryła największą światową zagadkę. Cóż, w rzeczywistości tak było.Heeejka misiaczki ♥️🐻
Jak tam poniedziałek? U mnie dosyć spoko. Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział. Jeśli tak do napiszcie koniecznie komentarz i zostawcie gwiazdkę 🌠 dobranoc
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...