Rozdział 68

1.4K 76 42
                                    

Po miło spędzonym czasie w kawiarni razem z Johnem, Lena poszła z nim jeszcze na spacer do pobliskiego parku. Porozmawiali ze sobą jak nigdy wcześniej. Podczas ich dwuletniej rozłąki wiele się wydarzyło. Fick pochwalił się Watson, że od półtorej roku ma świetną dziewczynę, której zamierza się oświadczyć. Blondynka od razu zadeklarowała, że chce być druhną na ślubie oraz chrzestną ich dzieci, na co chłopak automatycznie się zgodził. Studia szły mu doskonale, a nie był to łatwy kierunek. Studiował prawo, po którym chciał zostać adwokatem w mugolskim sądzie. Gryfonka trzymała za niego mocno kciuki. 

Watson opowiedziała mu całą historię związaną z nową szkołą i Remusem. Kuzyni nigdy nie mieli przed sobą tajemnic. Z racji na to, że oboje byli jedynakami, całe swoje troski wylewali do siebie gdy tylko się spotykali. Potem chłopak wyjechał na studia, a kontakt im się urwał. John stwierdził, że dziewczyna powinna walczyć o Remusa jeżeli twierdzi, że naprawdę darzy go miłością. Gryfonka szczerze podziękowała za tą radę, bo wiedziała, że brunet zawsze mówił to co myśli i zawsze był szczery. Skarcił blondynkę parę razy na wspomnienie o psikusach, które czasami robiła z Huncwotami i dostawane przez to szlabany. 

Po długim spacerze, w końcu wrócili do domu Johna. Zjedli tam obiad przygotowany przez ciotkę, a potem zostali wysłani do opieki nad Charlotte. Włączyli małej bajki na telewizorze i posadzili ją do fotelika. Potem wrócili do kuchni by ukraść z szafki trochę słodyczy, ale przyłapała ich Eliza. Wyciągnęła Lenę na bok i wręczyła jej piękny zegarek, który kupiła kilka dni wcześniej. Miała podrzucić go dziewczynie któregoś dnia z okazji 17 urodzin. 

Po miło spędzonym czasie, koło godziny 18 w końcu wybrała się z ojcem i siostrą w drogę powrotną. Obiecała Johnowi, że jeszcze się z nim spotka, a chłopak stwierdził, że odwiedzi ją kiedyś wraz z matką. Jechali samochodem trochę ponad godzinę, ponieważ po drodze natrafili jeszcze na korki. Zmęczona podróżą blondynka, chciała od razu iść do pokoju i sprawdzić czy sowa nie przyniosła jej żadnych prezentów od przyjaciół. Nie to, że była materialistką, ale chyba każdy, choć raz w życiu, liczył na jakieś upominki. 

Weszła do domu i zapaliła światło w salonie, po czym oślepił ją blask wielkiej kuli dyskotekowej na suficie. Zza kanapy wyskoczyli wszyscy jej przyjaciele. James, Syriusz, Peter, Lily, Marlena, Emma, Kylie wraz z Jasperem, Rebbeca z Michaelem oraz on - Remus. Edward stanął u ich boku razem z Charlotte, a po chwili rozniosło się głośne sto lat. Dziewczyna zrobiła krok w tył i pokręciła głową niedowierzając. Cudem powstrzymała się od płaczu i zatkała usta dłońmi by zaraz nie wydać z siebie okrzyku zadowolenia. Gdy śpiewy ucichły, Edward podszedł do córki i uścisnął ją mocno. 

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego skarbie. Wracamy do domu jutro wieczorem. Baw się dobrze. - i zniknął razem z młodszą córką.

Nagle do blondynki podbiegły dziewczyny i zaciągnęły po schodach na górę. Wpadły do pokoju, a Lily wyciągnęła z szafy piękną sukienkę, którą kupiła dla dziewczyny na urodziny. 

-Ściągaj ciuchy. Robimy cię na bóstwo. Marlena zabrała z domu swoją całą kosmetyczkę. Będziesz wyglądać jak księżniczka. 

- Ale... 

- Nie gadaj. - przerwała jej Kylie. - Teraz musimy cię przyszykować. 

Popchnęły dziewczynę prosto do garderoby razem z sukienką. Ta, nie wiedząc co się dzieje, chwilę popatrzyła na siebie w odbiciu lustrzanym i pokręciła głową. Jej przyjaciele byli niesamowici. Była niemal pewna, że to Remus zagadał wczoraj z jej ojcem o przyrządzeniu całego przyjęcia i zabrania jej z domu na cały dzień. Wszystko było z góry zaplanowane i dobrze przemyślane. 

Zrzuciła z siebie ciuchy i narzuciła sukienkę. Była ona koloru różowego. Rękawy były długie lecz koronkowe, więc musiała być dość przewiewna. Dopasowana w talii, a rozkloszowana u dołu. Sięgała jej do kolan. Okręciła się z uśmiechem i stwierdziła, że pasuje jej idealnie. Lily zawsze miała dobry gust. 

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz