2.

1.1K 55 10
                                    

Wstałam rano, ogarnęłam się i poszłam na śniadanie. Martin siedział już przy stole i czytał coś.

- Dzień dobry. - przywitałam go i ziewnęłam. Nie mogłam zaliczyć tej nocy do udanych.

- Witaj, kochanie. - rzekł, gdy na horyzoncie pojawił się Andrés. Mina mi zrzędła, gdy go zauważyłam. - Wyspana? - analizował mnie wzrokiem.

- Spójrz na mnie. - wskazałam na wory pod oczami. Usiadłam obok niego i nalałam sobie gorącej kawy. Po chwili rozkoszowałam się jej smakiem.

- Zmęczona, ale piękna. - odparł. Andrés powitał nas i również zabrał się za jedzenie. Od czasu do czasu czułam na sobie jego wzrok.

- Długo już jesteście razem? - spytał w pewnym momencie. Chwycił za pomarańczę i pokroił ją w kawałki.

- Rok. - odparłam, nie patrząc na niego. Nie omówiliśmy z Martinem takich szczegółów i było to ogromnym błędem.

- 2 lata. - Martin powiedział w tym samym czasie. Stuknęłam go nogą pod stołem.

- To w końcu jak? - zaśmiał się ciemnowłosy. Nasze spojrzenia się spotkały. Wciąż byłam na niego wściekła.

- Rok. - powiedziałam ponownie. Martin tym razem się nie odezwał.

- Taka niedobra, że aż tak dłuży ci się z nią czas? - spytał z kpiną. Nutka ciekawości pojawiła się w jego głosie. Miałam serdecznie dość tego faceta. Usiadłam Martinowi na kolana.

- No, Martin. Aż taka niedobra jestem? - spytałam, obejmując jego szyję.

- Clara... jesteś cudowna i dobrze o tym wiesz. - powiedział.

- Poprawna odpowiedź. - pocałowałam go namiętnie. Po chwili wstałam. Z uśmiechem na twarzy pochyliłam się po winogrona leżącę obok Andrésa, pokazując mu trochę więcej niż trzeba. Wepchnęłam sobie kilka do buzi, po czym starłam sok, który przypadkiem wydobył się z moich ust. Andrés nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiem, że zmierzało to w złym kierunku, ale chciałam utrzeć nosa temu dupkowi.

- Martin oprowadzisz mnie? - zwróciłam się do niego. - Wciąż nie bardzo wiem, jak tu się poruszać.

- Oczywiście. - odparł, lecz to Andrés wstał.

- Martin, nie przeszkadzaj sobie i czytaj dalej. Oprowadzę twoją piękną kobietę. - uśmiechnął się do mnie i zaprosił mnie za sobą gestem dłoni. Niechętnie ruszyłam za nim. Pokazał mi wszystkie pomieszczenia. - A tutaj jest mój pokój. - stwierdził na koniec.
Otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie do środka. Panował tu ład i porządek. Widoczne były liczne obrazy. Podeszłam do tego, który przykuł szczególnie moją uwagę. Chwyciłam go w ręce i przyjrzałam się.

- Mój ulubiony. - stwierdził mężczyzna. - Podoba ci się? - spytał i stanął za moimi plecami. Czułam jego oddech na swojej szyi, nie pomagało mi to w myśleniu. Jego woda kolońska uderzała mi do głowy. Same jego perfumy były wyrazem męskości, a co dopiero on. Przestaję dziwić się Martinowi, bo Fonollosa jest naprawdę seksownym mężczyzną. Byłby ideałem, gdyby nie jego paskudny charakter.

- Tak, jest piękny. Najpiękniejszy ze wszystkich tutaj. - rzekłam wciąż mu się przyglądając. - Widzę, że okradasz też muzea, skoro masz tyle obrazów. Nie znam się na malarstwie, czyje są?

- Moje. - odparł, a ja odwróciłam się zmieszana. Praktycznie stykaliśmy się nosami więc zrobiłam krok do tyłu. - Sam je wykonałem. Cieszę się, że ci się podobają.

- Podbudowałam ci ego? - parsknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. Andrés zaśmiał się szczerze. Jego śmiech sprawił, że przez całe ciało przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

- Dla wszystkich jesteś taka niemiła? - spytał, zdjął swą marynarkę i powiesił na krześle.

- Tylko dla ciebie. - uśmiechnęłam się sztucznie, gdy ponownie podszedł do mnie.

- Czuję się wyjątkowy. - wyszczerzył się. Przyglądał mi się dokładnie, milcząc przez chwilę.

- I co się tak głupio uśmiechasz? - syknęłam. Jak on mi działał na nerwy!

- Jesteś zabawna. - zaczął. - I nad wyraz piękna. - rzekł, a ja przewróciłam oczami.

- Daruj sobie... masz kobietę. Chyba o niej nie zapomniałeś? - sarknęłam. Jego zachowanie doprowadzało mnie do wściekłości. Był związku i jak gdyby nigdy nic próbował flirtować ze mną.

- Nie. - pokręcił głową. - Ale jest w tobie coś wyjątkowego. Coś czego nie miała żadna kobieta, którą poznałem. - obszedł moją postać.

- Każdej wciskasz taki kit? - zaśmiałam się. Zmierzałam ku wyjściu.

- Jestem szczerym człowiekiem, señorita. - uśmiechnął się do mnie. Muszę przyznać, że jego uśmiech sprawił, że moje nogi zrobiły się jak z waty.

- Mhm. - mruknęłam. - Skoro nie zwracasz uwagi na swą wybrankę, to spójrz na Martina. To twój przyjaciel, chyba nie chciałbyś go zranić? - spytałam.

- Między wami też jest coś nie tak. - stwierdził a ja uniosłam brwi do góry. - Jestem tego prawie pewien.

- Jesteś w błędzie. Kochamy się. - zbyłam go i chwyciłam za klamkę.

- Czekaj. - chwycił po obraz i dał mi go. - W ramach przeprosin. Nie chcę jakichkolwiek konfliktów.

- Mówiłeś, że to twój ulubiony. - spojrzałam mu w oczy. Szczerze, zdziwiło mnie jego zachowanie.

- Mówiłaś, że najbardziej ci się podoba. - odparł i wzruszył ramionami.

- Nie, Andrés. Nie powinnam. - oddałam mu obraz i wyszłam, zostawiając go samego.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz